[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale ryby nie dawały się złapać – szybko zmądrzały.Mniej więcej po godzinie, straciwszy nadzieję na sukces, zaczęli obserwować czy na twarzy Po-be-be nie pojawiły się oznaki zbliżającej się śmierci.Po-be-be miał tego dość i krzyknął do kolegów:–Co tak się zbiegliście jak szczury do mojego świeżego trupa! Nawet jeśli umrę i tak nigdy nie zgadniecie, co mnie zgubiło.–Zgadniemy, zgadniemy! – sprzeciwił się kapitan.– Wszystko zapisaliśmy.Miał na myśli wynaleziony przez siebie system kamyczków, które układał przed sobą na piasku.W rezultacie Po-be-be przyznał, że na razie trzeba będzie żywić się orzechami i zielonymi bananami.Tak więc postanowiono, chociaż żywności tej było w dolinie niewiele.Po południu ruszyli z biegiem rzeki w nadziei, że noce powinny tam być cieplejsze, a roślinność – bogatsza.Wszyscy byli głodni, zmęczeni bezowocnymi wysiłkami, by się najeść i strachem przed tym, co przyniesie następny dzień.Szli, starając się nie oddalać od rzeki, ale dolina miejscami zwężała się, więc chcąc nie chcąc musieli wspinać się wyżej, korzystając ze ścieżek wydeptanych przez zwierzęta.Raz udało im się nawet zobaczyć jedno zwierzę.Zdarzyło się to w dramatycznych okolicznościach.…W momencie, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, weszli na wysokie urwisko, skąd dobrze było widać jar, gdzie szumiała całkiem już w tym miejscu szeroka rzeka.Łapali oddech, oganiając się gałązkami od komarów, gdy bystrooka Mi-ła zawołała:–Spójrzcie w dół!Zobaczyli, jak z zarośli, ostrożnie, rozglądając się dookoła, zbliża się ku wodzie czworonożne stworzenie z rogami na głowie i kopytami na końcach nóg.Zaczęło pić wodę, co chwila podnosząc głowę i rozglądając się.–Ile mięsa! – powiedział Po-bie.–Trzeba rzucić kamieniem! – kapitan dostrzegł okazję.– Trzeba go trafić w głowę.Wszyscy jak na komendę rzucili się w różne strony i zaczęli czołgać się po urwisku w poszukiwaniu odpowiedniego kamienia.Ale nie zdążyli nic znaleźć, bo szybszy od ludzi okazał się drapieżnik, którego ciało całe było pokryte poprzecznymi, czarnymi i żółtymi pasami, a otwarta w chwili ataku paszcza – czerwona.Ostre, potężne zęby drapieżnika zacisnęły się na cienkiej szyi ofiary, która z bólu zaczęła wierzgać nogami, wyrywając ostrymi kopytami trawę i kamienie, a potem znieruchomiała zalana krwią.Drapieżnik natychmiast zaczął pożerać ofiarę, a kosmici stali na skraju urwiska i z przerażeniem obserwowali rozgrywającą się scenę.Bezruch kolegów przerwał niepokorny Po-be-be, któremu udało się jednak znaleźć kamień – uniósł go nad głową z zamiarem rzucenia w dół.Nie-mi zauważyła ten ruch, rzuciła się na Po-be-be i dramatycznie szepnęła:–Co pan robi! Niech się pan nie waży! Może nas zjeść.–Nie – odpowiedział Po-be-be, starając uwolnić się od mądrej kobiety.– Przestraszy się, to tylko zwierzę.A jeśli go nie odegnamy, zabierze ze sobą świeże ścierwo.Mówiąc te słowa Po-be-be rzucił kamień, który upadł koło głowy drapieżnika.Ten odskoczył.Drapieżnik podniósł do góry straszny pysk i zaryczał, chcąc wystraszyć ludzi.Mi-ła była bliska omdlenia, a Op-zwo podniósł kolejny kamień.Po-be-be rzucił celniej i trafił drapieżnika w bok Wywołało to reakcję.Rycząc z bólu, zwierz odskoczył od ofiary i spróbował wskoczyć na pionową ścianę, żeby napaść na ludzi.Czując swą siłę, kosmici zaczęli zbierać kamienie, patyki i gałęzie.W dół posypał się grad przedmiotów, co wystraszyło drapieżnika na tyle, że uciekł podwinąwszy ogon.Po-be-be zaczął szybko schodzić w dół do ścierwa zwierzęcia, bo słusznie zakładał, że z pewnością grasują tu padlinożercy, którzy mogą uprzedzić ludzi.Uzbroił się w pałkę, a dokładniej mówiąc, w odłamaną od drzewa gałąź i teraz niestraszny był mu drapieżnik, bo raczej nie odważy się wrócić do ofiary, na którą mają ochotę tak agresywni uczeni.Dosłownie po kilku minutach wszyscy stali wokół trupa nieznanego zwierzęcia.–Co robić? – zapytała Mi-ła i nie znalazła telepatycznej odpowiedzi na zadane pytanie.Nikt nie wiedział, jak dobrać się do zdobyczy.–Na początek – powiedział w końcu Po-be-be i na skutek jego słów i myśli Mi-ła zemdlała, zanim jeszcze zdążył zamienić myśli w słowa – możemy wypić jego krew – powinna być bardzo odżywcza.Ale sam nie wykonał żadnego ruchu, żeby wprowadzić swe słowa w życie.–Lepiej mnie zabij – powiedziała Nie-mi.–Proszę bardzo – powiedział kapitan – pij krew jak komar.–A właśnie, że wypiję – powiedział Po-be-be.Miał w sobie wiele uporu, który pomógł mu niejednokrotnie zwyciężać podczas olimpiad i konkursów fizycznych, bo gdy inni uczestnicy padali ze zmęczenia on nadal rysował i pisał, i już chociażby za to otrzymywał nagrody.Po-be-be klęknął przed zabitym zwierzęciem.Szyja zwierzęcia była rozdarta zębami drapieżnika i krew wciąż się z niej sączyła.Nad raną krążyły już stadem zielone muchy, które zdążyły wyczuć zdobycz.–No! – krzyknęła Nie-mi.W jej głosie słychać było złośliwą satysfakcję.Po-be-be nie miał innego wyjścia jak wykonać swój plan.Dotknął wargami krwawej rany.Krew pachniała wstrętnie, a Po-be-be zrozumiał, że za chwilę padnie bez czucia obok trupa ofiary.Nie, pomyślał, udał, że napił się krwi i wyprostował się.Całą twarz miał wymazaną krwią, krew spływała mu wąską strużką po piersi.–Oj, nie! Tylko nie to! – zawołała przepiękna Nie-świa-mi i rzuciła się do rzeki.Woda poniosła ją i rzuciła o kamienie.Po-be-be rzucił się do wody w ślad za pięknością, a że był niezłym pływakiem szybko dogonił ją, jednocześnie spłukując z siebie krew.Gdy pomagał jej wydostać się z rzeki, która skądinąd była nieco szersza od strumienia, nie było po nim widać ani śladu niedawnego koszmaru [ Pobierz całość w formacie PDF ]