[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A on myślał, że mógłbym.chciałbym.uciec.– Rhysie, wiesz, kim jestem? To piętno na ramieniu oznacza, że jestem własnością, a to na twarzy oznajmia, że królewski ród Derzhich posiada mnie tak jak ty posiadasz parę butów.W całym cesarstwie nie ma miejsca, gdzie nie rozpoznano by tych znaków.Ale poza tym drobiazgiem.Czemu miałbym się bać, że Aleksander zostanie opanowany przez demona pośrodku osady Ezzarian? Nawet jeśli nie uda wam się go od razu uleczyć, możecie go chronić.– Wszystko się zmieniło, Seyonne.Nie wiesz, przez co przeszliśmy.Jest nas tak niewielu, że musieliśmy się zmienić.– Denerwował się coraz bardziej.– Co masz na myśli?– Po pierwsze.już nie poszukujemy.Byłem oszołomiony.Czułem się, jakby właśnie stwierdził, iż zadecydowali, że słońce ma świecić w nocy, a księżyc w dzień.– Nie poszukujecie? To jak odnajdujecie ofiary? – Co ważniejsze, jak Aife miała stworzyć portal, jeśli nie było Pocieszyciela nawiązującego fizyczny kontakt z ofiarą?– Nie walczymy w ten sam sposób.Nie możemy sobie pozwolić na wysyłanie Poszukiwaczy.Kończą.jak ty.A ponieważ mamy tak niewielu Strażników, co byśmy zrobili z odnalezionymi ofiarami? Jak byśmy je wybierali?– To co robicie? Siedzicie tu i pozwalacie, żeby zgniły? Pozwalacie, żeby kobieta oszalała i zabiła swoje dzieci? Pozwalacie, by mężczyzna krzyżował swoich niewolników, żeby nakarmić istotę, która zamieszkała w jego duszy? Co mówicie starcom, którzy płaczą przez koszmary? Na Verdonne, Rhysie, co robicie?– Robimy, co możemy! – wykrzyknął tak gwałtownie, iż myślałem, że podłoga się zatrzęsie.– Zawarliśmy umowę.– Umowę z demonami? – Byłem przerażony.Kiedy zbliżało się zwycięstwo w bitwie, targi z demonami nie były niczym niezwykłym.Chodziło o to, by zmusić je do opuszczenia naczynia, nie o ich zniszczenie.Demony były częścią natury i same w sobie nie stanowiły większego zła.Naszym celem nie było ich zniszczenie, gdyż moglibyśmy wówczas zakłócić nieznaną nam równowagę wszechświata.Nie pozwalaliśmy im jedynie karmić się ludzką duszą.Dlatego też jeśli mogliśmy zmusić je do podporządkowania się, proponowaliśmy im dalsze istnienie w zamian za zwrócenie naczynia.Wówczas demony opuszczały dusze i powracały na zamarznięte pustkowia północy, by się zregenerować.Tylko jeśli odmówiły, walczyliśmy na śmierć i życie.Ale umowa poza tymi warunkami.– Co wymieniacie? I z kim? Przysięgałeś, że będziesz z nimi walczył.Jak dochowujesz wierności swojej przysiędze?– Masz rację, mówiąc o demonie, który decyduje za nich wszystkich.Masz rację, że zagrożeniem są Khelidowie.Nasza para w północno-wschodnim imperium – Keyra i Dorach – ciągle doprowadzała nam opętanych przez demona Khelidów, oszaleć z nimi było można.Za długo by to wyjaśniać, ale dowiedziałem się, co się stało, i wpadłem na ten pomysł.W każdym cyklu księżyca staczamy jedną walkę.Keyra i Dorach tworzą połączenie z ofiarą.Jeśli w ten sposób się ograniczamy, demony nie opanowują nowych ludzi wbrew ich woli, nie polują też ani nie wyzywają naszych.Każde spotkanie to walka o jedną duszę.To zaciekły bój.czego się można spodziewać, skoro wiedzą, że nadchodzimy.Zabiłem kilka demonów, inne wygnałem, straciłem galon krwi i omal nie postradałem ręki.Lecz dało mi to czas, abym pomógł wyćwiczyć nowych Strażników.Jak widzisz, nie możemy chronić tego Derzhiego.I tak nie jest wart więcej niż oni wszyscy.– I Ysanne się na to zgodziła? Jedna dusza za każdym cyklem księżyca.– Oczywiście, że tak.Nikomu z nas się to nie podoba.Nie mamy wyboru.– Musiał wyczuć mój szok i niedowierzanie.– Tylko do czasu kiedy staniemy się silniejsi.Dopóki nie wyszkolimy więcej Strażników.To było najlepsze rozwiązanie, jakie mogliśmy znaleźć.Dotarcie tu zajęło nam dwa lata.Każdego dnia kryliśmy się, rozdzieleni, bez możliwości pracy.Nasz świat pogrążył się w chaosie.Zostałeś pojmany.Morryn i Havach nie żyli, podobnie jak wszyscy Strażnicy z zachodnich lasów.Musieliśmy przyspieszyć nasz trening.Kiedy próbowaliśmy znów zacząć, w ciągu tygodnia straciliśmy Dane i Cymnenga.Zostałem tylko ja.Musieliśmy znaleźć inne wyjście.Pewnego dnia.– Inne wyjście.– To było niemożliwe.Nic dziwnego, że Galadon był tak zdecydowany, abym podążał dawną ścieżką.Być może Strażnik pozbawiony mocy był lepszy niż to, co mieli.– Pozwoliłeś zostać demonom.Lecz kiedy wy rośniecie w siłę, oni też.Czy sądzisz, że „pewnego dnia” w ogóle zdołacie się ich pozbyć?– Musiałem cię ostrzec, Seyonne.Nic cię tu nie trzyma.Ten derzhyjski drań nie może ci tutaj nic zrobić.Zostaw go.Bądź wolny.Sam ci to rozetnę.– Uniósł moje przeguby i potrząsnął nimi.Gniew wyzierał z jego nalegania jak płótno przez obraz malarza.To nie miało sensu.Wyrwałem mu się.– Jeśli ucieknę, nie stracę obręczy niewolnika, Rhys.Chciałbyś zmusić mnie do odrzucenia jedynej rzeczy, jaką jeszcze posiadam.Podobnie jak ty, złożyłem przysięgę.– Muszę iść.Pomyśl o tym, co powiedziałem.Dam ci konia, zapasy, ubranie, wszystko, czego będziesz potrzebował.Być może zdołam stworzyć czar, który zasłoni twoje ślady.Nie wiedziałem, co mu powiedzieć.Jak mógł nie dostrzegać prawdy?– Uważaj, Rhys.Bądź pewien tego, co robisz.Demon nigdy nie oddaje tego, co nie jest już zgubione.I dopiero wtedy, gdy sądzi, że znalazł inną drogę, by zdobyć to, czego chce.– On już nie żyje, Seyonne.Zostaw go.– Złapał mnie za ramię, po czym szybko rozluźnił uścisk.Trąciłem drwa raz, potem drugi, wreszcie z rezygnacją wrzuciłem gałąź do ognia.Iskry zawirowały, unosząc się w górę komina.Jedna zgubiła drogę i wylądowała na moim kocu, rozpalając się jaskrawym pomarańczem, nim zginęła szybką śmiercią.– Zdradził cię.– Niemal wyskoczyłem ze skóry, gdy usłyszałem ten ochrypły szept w zalegających pokój ciemnościach.Z półki nad kominkiem wziąłem świeczkę i rozpaliłem ją od węgli.– Nie powinieneś mówić – odparłem, stawiając świecę przy łóżku Aleksandra.Jego oczy były zamknięte, mokre rude loki lepiły się do czoła i policzków.Wziąłem mały, czysty ręcznik i starłem z jego twarzy wilgoć.– Straciłeś dość krwi, aby przez miesiąc nasycić cały heged [ Pobierz całość w formacie PDF ]