[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta obróciła się bezszelestnie wokół własnej osi i oberżysta znalazł się wewnątrz beczki.Kiedy chciał jednak wyjść po drugiej stronie, uchyliwszy wieko opartej o mur podwójnej trumny, zobaczył wymierzone w jego brzuch miecze gwardzistów i wystraszony wolał na razie nie wychodzić.- Co znowu tak pilnego? - odezwał się z tonącej w półmroku krypty rozdrażniony głos Jana z Procidy.- Przybył grecki mnich - wysapał zdyszany jeszcze Alekos- o imieniu Demetrios.Szukał pary królewskiej.- I już nie szuka?- Pierwsza służka damy Jezy zabrała go ze sobą do Kalsy.- Tam także jest jego miejsce! - Kanclerz wydawał się wreszcie trochę bardziej przystępny.- Nie mówcie o tym nikomu.- Procida postanowił wystawić na próbę Roszą i Jezę wraz z czeladzią, ostatecznie nigdy nie wiadomo.- A te trzy moczymordy na górze.-.śpią, uraczeni winem - uzupełnił usłużnie Alekos, nie zważając na to, że wpadł w słowo kanclerzowi.-.to wszak towarzysze Taksiarchosa?Alekos poczuł się nieswojo.Czyżby zrobił coś nie tak?- Tego dotychczas nie widziałem - odpowiedział zgodnie z prawdą- a młodzi panowie też przestali mówić o nim, odkąd trafili.- nie za bardzo wiedział, jak się wyrazić - znaczy się, odkąd trafili z Kalsy do stołu królewskiego.- W takim razie przeniesiemy ich tam z powrotem, żeby dotrzymali Taksiarchosowi towarzystwa!I uskrzydlili jego radość podróżowania, dodał w myśli kanclerz, który nie miał jeszcze sprecyzowanego planu, ale jak zwykle zaczynał od solidnych fundamentów.- To się niemiło zdziwią po przebudzeniu! - stwierdził Alekos i ruszył przodem, żeby wskazywać podążającym za nim gwardzistom drogę przez beczkę i skład wina.Jan z Procidy sięgnął do kieszeni i rzucił mu na odchodne złotą monetę, którą oberżysta zręcznie pochwycił.Jeza wysłała Geraudę, żeby zapytała piętro niżej Huberta Pallaviciniego, czy zechciałby porozmawiać z nią w pewnej sprawie w cztery oczy.Gerauda wróciła z odpowiedzią, że wikariusz Rzeszy jest w każdej chwili do jej dyspozycji, nawet od razu.- Tyle że „w trzy oczy”.Naprawdę można się przerazić - opowiadała wystraszona służka.- To białko w wykłutym oku, kiedy nie zakrywa go litościwie opaska.- Jakoś to przeżyję - mruknęła Jeza, przyszykowała się do wyjścia i przywołała skinieniem Potcaxl.- Pewnie ją teraz założył, żeby przyjąć waszą wizytę - wyszeptała łagodna Gerauda.- Dlaczego mu powiedziałaś, że chcę przyjść od razu? - spytała Jeza, próbując zganić ją za nadmiar samodzielności.Gerauda spuściła jasne rzęsy.- Bo czułam, że bardzo wam na tym zależy.Jeza uściskała ją bez słowa, po czym energicznym krokiem opuściła swoją wieżę.Nawet Potcaxl z trudem nadążała za nią.Już na końcu schodów stali strażnicy Pallaviciniego ze skrzyżowanymi kopiami, które natychmiast sprezentowali.W długim korytarzu płonęły na kamiennej posadzce ich małe ogniska.W jesienne noce pałac wychładzał się zbyt szybko, żeby wątłe słońce zdążyło go ogrzać w ciągu dnia.Obie damy minęły izby Hamona, skąd słychać było wyraźnie głosy Roszą i Gosseta.- Nie chciałabym mieć świadków tej rozmowy - poinstruowała służkę Jeza, nie zatrzymując się.- Staniesz przed drzwiami i zadbasz o to, żeby nikt nie podsłuchiwał!Potcaxl zaanonsowała swoją panią i wycofała się.Pallavicini podszedł osobiście do drzwi.- Już w tym momencie mogłabym was zasztyletować - rozpoczęła rozmowę Jeza z rozbrajającym uśmiechem i weszła do izby.- Byłoby raczej trudno - odparł wojak i zastukał palcem w pierś.Pod jedwabnym kaftanem zadźwięczała blacha pancerza.Młoda dama przyglądała się z rozbawieniem jego jedynemu oku.Czuła się pewnie niczym królowa, która nigdy nie zaprząta sobie głowy tym, czego inni mogą oczekiwać od niej jako „godności”.Spodobało się to staremu rębajle.- Jestem do waszych usług.- Grzecznie zaproponował Jezie jedyny fotel w dużym pomieszczeniu, stojący przy wąskim boku długiego stołu refektarza.Stół był z masywnego drewna, piętrzyły się na nim różne dokumenty, mapy i zwoje pergaminu.Nasuwało się wrażenie, że zostały tam złożone na stos, ale nikt się nimi nie zajmował.- Administracja nie jest moją mocną stroną - dodał natychmiast przepraszająco gospodarz z takim gestem, jakby chciał zmieść ze stołu całą papierową wojnę.- Mimo to jesteście zarządcą Rzeszy we wszystkich prowincjach na północ od Patrimonii Petń - zaczęła Jeza, aby przejść zaraz do pytania, które cisnęło jej się na usta.- Czy Bolonia też do nich należy?Pallavicini pokiwał niezdecydowanie siwą głową.- Dobre pytanie, ale trudno na nie odpowiedzieć.- Stanął obok niej, opierając się rękami o blat stołu, aby móc przez cały czas patrzeć na swego gościa.- Bolonia z jednej strony należy do Marche, ale z drugiej strony przyłączyła się do Ligi Lombardzkiej skupiającej miasta bezpośrednio podległe Rzeszy.W ten sposób wymyka się zręcznie papieskiej jurysdykcji, nie poddając się zarazem władzy cesarskiej.- W tym rzecz - stwierdziła Jeza, a jedyne oko popatrzyło na nią pytająco.- Trzymają w niewoli króla Enzia!Jeza starała się wypowiedzieć to zdanie mimochodem, lecz zmartwienie i nie znane jej wcześniej uczucie więzi z zupełnie obcym człowiekiem nie pozwoliły jej na swobodny ton.Pallavicini wyłowił w jej głosie te emocje.Położył dłoń na jej ręce i powiedział:- Z tego właśnie powodu nie ruszam Bolonii, musiałem to przyrzec swemu cesarzowi.- Chcę wiedzieć - przerwała mu Jeza - czy król Enzio jest moim ojcem.Ta myśl zaskoczyła wikariusza.- Jak to? - spytał z niestosowną ciekawością, prawie broniąc się przed tym pytaniem.Enzio jako bezpowrotnie utracony, trzymany w niewoli syn Fryderyka, który tęsknił za nim do samej śmierci, to był dla niego swojski obraz.Enzio jako ojciec poszukiwany przez córkę to było wyobrażenie, które najpierw musiał przetrawić.- Moja matka, córka kasztelana Montsegur, spłonęła na stosie, kiedy miałam niespełna trzy łata.Wszystko co wiem, to historie, jakie ludzie sobie opowiadają.Dlatego chcę usłyszeć z jego ust, czy te historie są prawdziwe.Chcę wiedzieć, czy ją kochał, dlaczego ją opuścił.albo ona jego.Jeza urwała, spostrzegła bowiem, że uwagę Pallaviciniego zaabsorbował mały gad, i to tak mocno, że aż się zdziwiła.Dawno zauważyła gekona, który przemykał wśród pergaminów nagłymi zrywami i niespodziewanie wysuwając język, usiłował chwytać brzęczące muchy, krążące nad dokumentami i co rusz przysiadające na nich, o czym świadczyły niezliczone czarne punkciki.Nagłym ruchem wikariusz zabrał dłoń z ręki Jezy, jakby przestraszył się małej nieszkodliwej jaszczurki.- Ale chcecie też od swojego ojca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]