[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wszystko - powiedział, nie odrywając wzroku od telewizora.- Wybraliście sobie niebezpieczne miejsce na pływanie.- Nie pływaliśmy.Włóczyliśmy się nad wodą.- To też było niebezpieczne.Dlaczego właśnie ty wszedłeś na jaz? Dlaczego nie kto inny?- Podpuścili mnie.- Och, Mat!Popatrzył na mnie, przejechał palcami po włosach i tonem, który zapowiadał coś ważnego, powiedział:- Mamo.- Tak? - Ostatnio przestałam być „mamusią”.Uznałam to za znak, że Mat chce wyglądać na bardziej dorosłego.W szpitalu zapomniał o tym, ale teraz znowu był młodym mężczyzną.- Przepraszam, że sprawiłem kłopot.To się nie powtórzy.Nie oczekiwałam przeprosin, chciałam po prostu nawiązać z nim kontakt.- Nie ty jeden popełniasz głupstwa - odparłam.- Każdy to robi w pewnym okresie życia.Gapił się na mnie zaskoczony.- On też to powiedział.- Kto?- Ten fecet, który mnie wyciągnął.Powiedział prawie to samo, co ty.Użył słów „głupoty” czy „głupie rzeczy”.Że w pewnym okresie życia robimy głupie rzeczy.Czy coś podobnego.Odparłam, że to pewnie miły człowiek.Szkoda, że nie wiemy, kto to jest, i nie możemy mu podziękować.A poza tym musiał zniszczyć sobie ubranie.- To śmieszne, że mówisz to samo - powiedział Matthew.- Pewnie tak.- Powinniśmy się dowiedzieć, kim jest.Chciałbym się z nim spotkać jeszcze raz.- Nie wiem, dokąd mógł pójść w mokrym ubraniu - mruknęłam.Może poszedł na postój taksówek przy opactwie.Jutro zapytam chłopaków, z którymi pracowałam.Podkręciłam głośność w telewizorze.Wysiłek związany z rozmową o wypadku był za duży dla nas obojga.***Następnego dnia rano przywitano mnie serdecznie na postoju przy opactwie.Nie obyło się bez wyśmiewania mojego wypasionego mercedesa.Przy pierwszej okazji zapytałam o wczorajszy wypadek.Nikt nie pamiętał klienta w mokrym ubraniu, ale kilku kolegów miało poranne wydanie wieczornej gazety.Wręczono mi „Telegraph”.Na pierwszej stronie wyróżniało się zdjęcie Matthew i tytuł: „Skromny bohater ratuje chłopca”.Przeczytałam reportaż Molly Abershaw i musiałam przyznać, że w ogólnych zarysach historia była opisana zgodnie z prawdą.Nie pamiętałam z lekka świętoszkowatych wypowiedzi, które mi przypisano, ale istota sprawy odpowiadała prawdzie.Razem z Matthew rzeczywiście chcielibyśmy znaleźć człowieka, który przyszedł z pomocą, i osobiście mu podziękować.Oddałam gazetę i poprosiłam taksówkarzy, żeby dali mi znać, jeśli coś usłyszą.Wizyta na postoju sprawiła, że spóźniłam się do pracy prawie czterdzieści minut.Na parkingu nadepnęłam mocno na hamulce na widok innego czarnego mercedesa, stojącego na miejscu przeznaczonym dla prezesa.Spółka miała dwa takie wozy, jeden ja prowadziłam, drugim jeździł wyłącznie pan Buckie.Coś podobnego! Szef rzadko pojawiał się w Bathford, a tak wcześnie nigdy tu nie bywał.Zanim jeszcze porozmawiałam z Simonem, szefem biura, wiedziałam, że pan Buckie zostawił wiadomość: chce się ze mną widzieć, gdy tylko zgłoszę się do pracy.Stanley Buckie kupił kontrolny pakiet akcji Rcalbrew w 1988 roku, kiedy browar, po latach nieudolnego zarządzania, znajdował się na skraju bankructwa.Zainwestował mnóstwo pieniędzy w nowe hale i sprowadził nową ekipę menedżerów.Wyglądało na to, że udało mi się zapobiec upadkowi firmy.Kiedy zaczęłam tam pracę, dowiedziałam się, że pan Stanley Buckie nie każdemu kojarzy się ze Świętym Mikołajem.Zwolnił połowę załogi, kiedy przejął firmę, a kilku ludzi odeszło w związku z różnymi kłopotami.Wezwanie do jego biura nie było dobrym sposobem na rozpoczęcie dnia.Zapukałam do drzwi i weszłam, przygotowana na to, że będę okazywać skruchę.Jeśli trzeba, poproszę o litość, włożę wór pokutny, posypię głowę popiołem, wszystko.Ta praca była mi potrzebna.Nie mogłam sobie pozwolić na powrót do taksówki.Sprzedałam ją i wydałam pieniądze na kilkanaście niezbędnych rzeczy.Bardzo mnie więc podniosło na duchu, kiedy pan Buckie uśmiechnął się, patrząc na mnie sponad okularów do czytania.Ubrany jak zwykle w garnitur w prążki, na pewno włoski i szalenie drogi, z czerwonym pączkiem róży w butonierce, jasno dawał do zrozumienia, kto tu rządzi.Obszedł biurko i wyglądało, jakby chciał mnie objąć.Przemknęła mi przez głowę myśl, że to cena za spóźnienie.Będę się musiała z tym pogodzić.Z punktu widzenia powierzchowności nie był to kochanek moich marzeń: łysy i z zaczątkami brzuszka, umiejętnie skrywanymi sztuką krawiecką, ale sprawa nie musiała wyjść poza symboliczne przytulanki.Sięgnął ręką, złapał mnie za ramię i mocno przyciągnął do siebie.Potem, niespodziewanie, ścisnął gorącą ręką moją dłoń i potrząsnął nią.- Gratulacje!Moje zmieszanie musiało być aż nadto oczywiste.-.z powodu szczęśliwego ocalenia twojego syna! - wyjaśnił.- Czytałem w gazecie.Cudowne! Zwróciłem uwagę na nazwisko, a to niepospolite nazwisko.Ale nie byłem całkiem pewien, dopóki nie znalazłem wzmianki o Realbrew.A więc to mu się spodobało: darmowa reklama w miejscowych gazetach.Uratowana przez potęgę prasy!- Może kawy? - zapytał.- Ależ musiałaś być zdenerwowana! Chłopiec naprawdę dobrze się czuje?- Doskonale - zapewniłam.- Spóźniłam się, ponieważ.- Spóźniła się! - wszedł mi w słowo pan Buckie.- Nie spodziewaliśmy się, że w ogóle cię zobaczymy po tej koszmarnej przygodzie.Na pewno nie chcesz dnia wolnego?- To bardzo wielkoduszne - udało mi się wykrztusić - ale wypadek zdarzył się przedwczoraj.- Nie szkodzi.Jeśli mógłbym coś dla ciebie zrobić, wystarczy, że mi o tym powiesz.Tego wieczoru Matthew wrócił do domu przede mną.Oglądał telewizję i jadł smażoną fasolę z chlebem.Nie dopytywałam się, co było w szkole, kiedy się tam znów pojawił.Pewnie miał już dość upokorzeń.- Był telefon - powiedział.- Ta gruba reporterka, pani Abershaw.Westchnęłam, trochę dlatego że byłam na nią zła, a trochę w jej obronie- ta męska gruboskórność.- Mat, ona nic nie poradzi na to, że jest gruba.Czego chciała tym razem?- Pytała, czy przypomnieliśmy sobie cokolwiek w związku z tym człowiekiem.Powiedziała, że zadzwoni jeszcze raz, kiedy przyjdziesz.Mogłaby poradzić, gdyby się odchudzała.- Co jej powiedziałeś?- Niewiele więcej.Nie miał kółka w nosie.Po prostu zwyczajny facet z wąsami.To jej powiedziałem.Zapytałam go nieśmiało, czy ma jakąś pracę domową.Wyłączył telewizor.- Mnóstwo.Słówka łacińskie.I stary Fortescue zadał nam cholerną pracę z historii.Każdemu przydzielił ulicę w Bath i mamy napisać jej historię.- A co ty dostałeś?- On to naprawdę dobrze przygotował.Powiedział, że przeżyłem dzięki metodzie usta-usta, powinienem więc dostać Gay Street.Wszyscy chichotali.- Niektórzy z tych nauczycieli nie są lepsi niż chłopcy, których uczą.Co masz zamiar robić dziś wieczorem?- Narysować duży plan ulicy.Musimy uwzględnić wszystkie budynki.Jutro będziemy ustalać, kiedy to wszystko zbudowano, kto tam mieszkał i tak dalej.- To chyba bardziej interesujące niż łacińskie słówka - powiedziałam, żeby go zachęcić.Zadzwonił telefon.Molly Abershaw.Zapytała, czy miałam w ręku gazetę.- Tak - odparłam tonem, który niczego nie sugerował.- Podobało się pani?- Podobało? - powiedziałam.- Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że się nas opisuje w gazetach, o czym, jak sądzę, pani wie.Ale nie możemy narzekać.Trzymała się pani faktów [ Pobierz całość w formacie PDF ]