[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kelnerka przynosi piwo.Will upija długi łyk.– Nie byłaś mi wierna – ciągnie.– Wielokrotnie.Żołądek mi się ściska, twarz pali.Mam wrażenie, jakby w sali zabrakło powietrza.– Skąd? – pytam.– Skąd wiesz?– Zawsze wiedziałem – odpowiada krótko.– Niemal od samego początku.– O czym ty mówisz?– Lily, wracałaś z „pracy” w środku nocy, kompletnie wstawiona, z rozczochranymi włosami.Zawsze kleciłaś jakieś wyjaśnienia, gdzie byłaś i co się zdarzyło.Widzę, jak patrzysz na innych mężczyzn, kiedy myślisz, że nie zwracam na ciebie uwagi.A pewne rzeczy, które robisz w łóżku, świadczą jednoznacznie, że ostatniego dziesięciolecia nie spędziłaś w klasztorze.I wreszcie? – Uśmiecha się do mnie niemal litościwie.– Zostawiasz byle gdzie swój telefon z tą amatorską listą kontaktów.Musiałbym być kretynem, żeby niczego nie podejrzewać.Znowu pije piwo.Jak może być taki spokojny? Jestem kompletnie zagubiona, ale jakoś udaje mi się wyłapać jeden szczegół.– Rozgryzłeś mój system esemesowy.– Dwa oddzielne telefony to jedyny sposób – odpowiada.– Podać jeszcze jedno piwo? – pyta kelnerka.Will kiwa głową.Kelnerka zwraca się do mnie.Kręcę głową.Nie odrywam od niego oczu.– Co to znaczy dwa telefony?Will siada wygodnie.– To prowadzi nas do następnej sprawy.– Znowu patrzy mi prosto w oczy.– Ja robiłem to samo.Gapię się na niego.Nie odwraca wzroku.– Co?– Też byłem niewierny.– Nieprawda.– Ależ tak, Lily.– To ma być żart? – pytam drżącym głosem.– Jakiś pokręcony sposób na ratowanie dumy? Ale posłuchaj: to, co robię, nie ma nic wspólnego z tobą.– Wiem.Wierz mi, rozumiem.– Nie! – krzyczę trochę za głośno.– Nie rozumiesz.Nie możesz.Nie jesteś mną.Jesteś Willem Fieldem.Masz trzydzieści dwa lata i ile? – trzy doktoraty.Pracujesz w kurewskim Metropolitan Museum of Art! Jesteś zabawny, głupkowaty i słodki.Kochasz mnie.Nie możesz być mną.– Kocham cię i sypiam z innymi kobietami – słyszę.– To niemożliwe.Pochyla się.Uciekam wzrokiem, ale chwyta mnie za brodę i zmusza do spojrzenia mu w oczy.– Nie niemożliwe, Lily.Prawdziwe.Pamiętasz kelnerkę, która nas obsługiwała w poniedziałek wieczorem? Żartowałaś ze mnie, mówiłaś, że jej się podobam? Tak, podobałem się.Dała mi swój numer telefonu, kiedy poszłaś do toalety.Spotkałem się z nią następnego dnia, po wieczorze kawalerskim.I jeszcze raz w środę.Cofam się, ale nie potrafię oderwać od niego wzroku.– Kiedy tamtego wieczoru wróciłem do hotelu, chciałaś się ze mną kochać, ale mi nie stanął, pamiętasz? To nie był kac, Lily.– Dlaczego mi o tym mówisz? – pytam zdławionym głosem.Bierze mnie za ręce, patrzy badawczo w oczy.– Bo nie chcę, żebyśmy się dłużej okłamywali! To nas wykańcza.Próbowałem powiedzieć ci prawdę w poniedziałek, ale stchórzyłem.Poniedziałek.Nasza długa, dziwna dyskusja o przeszłości.Myślałam, że chce wyciągnąć ze mnie informacje, a tymczasem on zbierał się na odwagę przed wielką spowiedzią.Uwalniam ręce.– Nie wierzę ci.Przez chwilę patrzy na mnie zdumiony, potem wyjmuje telefon z kieszeni i kładzie na stole.– Co to jest?– Mój telefon służbowy.Rzekomy.– Co ty.– Przeczytaj esemesy – przerywa mi.Patrzę na telefon.– Jest zablokowany.– Kod to pięć-cztery-pięć-dziewięć.Wpisuję.Ekran ożywa.– Cyfry oznaczają LILY – mówi Will.– Mam nadzieję, że później będziesz o tym pamiętać.– Później?Bierze ode mnie telefon, otwiera esemesy i oddaje mi aparat.– Kiedy skończysz.Przewijam listę.Są na niej setki pozycji.Dziwne, nie zawiera imion osób, z którymi Will esemesuje, tylko numery telefonów.Otwieram na chybił trafił.Ktoś pisze:gdzie jestesWill odpowiada:W lozku.Otwieram inną rozmowę.co teraz robisz?Will odpisuje:Jestem w pracy.zrob sobie przerwe.Wykluczone.wynagrodze ci toMusisz bardzo sie postarac.haha jak bardzoI następna:nie moge sie doczekac spotkaniaNie czekaj.Moze byc niebezpiecznie.lol poswiec mi godzineData wskazuje, że to było wczoraj rano.Kelnerka stawia przed Willem piwo.Biorę szklankę i upijam kilka wielkich łyków.Zaczynam się dławić.Will chce podejść i walnąć mnie w plecy, ale macham ręką, żeby tego nie robił.– To nie jest twój telefon – mówię z trudem.– Niemożliwe.Czytam:jutro wieczorem?A moze teraz?powaznie?Bede za 20 min.Wysłane dwa tygodnie temu.– Teksty są idiotyczne – mówię.– Jesteś bystrzejszy niż ja.Ja.chce zebys mnie zwiazal i.Nie, nie, nie.Wykluczone.Sprawdzam kontakty.Folder jest pusty.– Dlaczego tu nie ma nazwisk?– Zapamiętuję numery.Tak jest bezpieczniej.– Wymyśliłeś to.Jakimś sposobem sprokurowałeś.Zaraz jednak milknę.Klikam na esemesa ze zdjęciem dziewczyny.Rudowłosej.Jest naga, uśmiecha się do kamery i leży z jedną ręką pod głową.To łóżko Willa w jego dawnym mieszkaniu.Rozpoznaję wezgłowie.Podnoszę wzrok.Will wyjmuje telefon z mojej dłoni.Nie potrafię oddychać.Gardło mam ściśnięte.Czy to naprawdę się dzieje? Czy to naprawdę może być prawda?Przede mną otwiera się otchłań, wpadam do niej, lecę przez świat, o którego istnieniu nie miałam pojęcia.Wszystko jest nowe.Wszystko jest dziwne.– I jeszcze o jednym musisz się dowiedzieć.– Przewija listę esemesów, potem podaje mi telefon.Otworzył na rozmowie z sobotniego wieczoru.Zaczyna się od wiadomości z brooklyńskiego numeru:gdzie jestes?W domu.A ty?w klubie.Okropna nuda.Spotkamy sie u ciebie.hahaNaprawde.nie moge.zaraz.Ona wychodziidzie do pracy.Wiec sie spotkamy– Sobota wieczorem? – pytam.– Na mojej imprezie?Will wybiera numer.Włącza głośnik i kładzie telefon między nami [ Pobierz całość w formacie PDF ]