[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Boże droooooooooogi! Zapomniałam!Biorę ją.Brzydzę się jej dotknąć i klnę.Nagle drzwi do kuchni się otwierają i widzę Dylana.– Wszystko w porządku, kochanie?Chcę mu powiedzieć, że tak, chociaż jestem o krok od tego, żeby podciąć sobie żyły widelcem.– Katastrofa – mruczę zrozpaczona, marszcząc brwi.Dylan się uśmiecha, wchodzi do kuchni i podchodzi do mnie.– Jesteś cudowną katastrofą i dlatego za tobą szaleję – szepcze.Całujemy się, a kiedy jego mięsiste wargi odrywają się od moich, rozgląda się dookoła.– Potrzebujesz pomocy?– Potrzebuję cudu, Dylan – odpowiadam zrozpaczona ledwie słyszalnym głosem.Mój chłopak się uśmiecha.Ja nie.Puszcza do mnie oko.Ja nie.W końcu prosi mnie, żebym się nie ruszała, i wychodzi z kuchni.Idzie sobie? Zostawia mnie tak? Nim zdążę zareagować, widzę, że wchodzi do kuchni z ogromnymi brązowymi torbami, które stawia na blacie.– Nie obraź się, kochanie, ale podejrzewałem, że tak to się skończy – mówi.– Słusznie podejrzewałeś – odpowiadam.– Zastanawiam się, czy nie zrobić dla wszystkich sadzonych jajek z frytkami.To mi wychodzi rewelacyjnie, ale chyba oczekują czegoś bardziej wykwintnego.Dylan się uśmiecha i znów mnie całuje.– A jeżeli ci powiem, że to, co mam w tych torbach, ocali twoją reputację wytrawnej kucharki? – szepcze.Serce podskakuje mi w piersi.– Wtedy… zacałuję cię na śmierć.Chcę zajrzeć, co jest w torbach, ale Dylan mi nie pozwala.– Oj tak, ta przysługa będzie cię drogo kosztowała.Śmieję się, bo domyślam się, o co mu chodzi.– Będę twoim posłusznym króliczkiem zawsze, kiedy tylko będziesz chciał – oznajmiam czule.– Na pewno? – pyta, przygryzając moje wargi.Hm… uwielbiam, kiedy mi to robi.Przysuwam się bardziej do niego, kiwając głową.– Przyrzekam, kochanie – szepczę figlarnie.Patrzymy na siebie w milczeniu.Wiem, że w naszych głowach przewijają się gorące, perwersyjne obrazy.W końcu Dylan odsuwa się ode mnie.– Chodź… Wyrzućmy jedzenie, które ugotowałaś, a ja wyniosę torby na śmietnik.Później wyjmiemy dania, które kupiłem i przełożymy je do garnków.Biję brawo.Super!Zaglądam do toreb.– Wczoraj podpytałem Nianię, co kupiłyście na targu: ciecierzycę, mięso i rybę – wyjaśnia rozbawiony.– Tu masz to samo, przyrządzone po hiszpańsku.Plan A: obrazić się.Plan B: zacałować go.Zdecydowanie plan B.Całuję go, a Dylan się śmieje.Kiedy udaje mi się od niego oderwać, zaczynam układać to, co mój ukochany przyniósł.Mięso w sosie pachnie przepięknie.Duszona ciecierzyca, wyborna, a żarłacz – rewelacyjny!– Posłuchaj, kochanie – mówi Dylan, czytając liścik.– Rita mówi, że…– Kto to jest Rita? – pytam zaciekawiona.– Żona przyjaciela.Jest Hiszpanką i gotuje w jednym z najlepszych hoteli w El Dorado.– Po tych wyjaśnieniach, odczytuje liścik.– Pisze, żebyś podgrzewała ciecierzycę na wolnym ogniu przez co najmniej czterdzieści minut.Do mięsa w sosie masz dolać dwie szklanki wody, żeby je podgrzać i zdjąć z ognia dziesięć minut po tym, jak się zagotuje.Ryba jest świeżo usmażona, nie musisz nic robić, wystarczy, że wyłożysz ją na ładny półmisek.Szybko robię to, co mi mówi, a Dylan likwiduje ślady mojej kulinarnej katastrofy.Jedynie tortille nadają się do zjedzenia.Wyglądają fantastycznie i jestem z nich dumna.Kiedy wszystko mam na ogniu, Dylan wręcza mi torbę, której wcześniej mi nie pokazywał, a ja wydaję z siebie pisk.Pełnią szczęścia jest widok wielkiego pojemnika wypełnionego ziemniakami po kanaryjsku i słoiczków z sosem paprykowym i zielonym.Patrzę na mojego chłopaka.– Parę dni temu zamówiłem ziemniaki z twojego regionu i Rita je przygotowała.Powiedziała, że sosy robiła sama, ale żebyś się nie martwiła, bo wyszły świetnie.Jestem wzruszona.Ten mężczyzna czuwa nad wszystkim.Odkładam słoiczki i obejmuję mojego chłopaka.– Wiesz, że jesteś najlepszy? – mówię.Dylan się uśmiecha.Uwielbiam, kiedy to robi.– Odwołałbym w cholerę ten cały obiad – mówi, całując mnie.– Zabrałbym cię na górę, rozebrał i kochał się z tobą.Ale po tych wszystkich wysiłkach chyba dobrze by było, żeby moja rodzina spróbowała tych dań, nie sądzisz?Śmieję się i kiwam głową.– Jestem wykończona.Możesz wierzyć albo nie, ale narobiłam się w tej kuchni jak wół.– Teraz wyłożymy wszystko na ładne półmiski i zaniesiemy na stół – mówi Dylan, kiedy wszystko jest gotowe.– Rodzina czeka.Dumna jak paw w końcu pozwalam wejść do kuchni Niani i kucharce, które patrzą na mnie z otwartymi buziami.Zanoszę potrawy na stół, a zapach pysznego jedzenia roznosi się po całym domu.Niania podchodzi do mnie zaskoczona.– Nie mam słów – szepcze, patrząc na ziemniaki po kanaryjsku.– Sama to wszystko zrobiłaś?Śmieję się.Nie chcę jej okłamywać, więc puszczam do niej oko.– Ja nie mam słów przez Dylana.Udało mi się dzięki niemu.Rozbawiona, kręci głową i się śmieje.Wiem, że dochowa mojej tajemnicy.===LUIgTCVLIA5tAm9PfU99SXtJaQhvAWQXZAFeHnEEcBxzHHdZOlU417.Just a DreamKiedy wszystko stoi na stole w jadalni, wychodzę do ogrodu, żeby zaprosić wszystkich do środka.Będzie siedmiu mężczyzn, żona Omara, Niania i ja.Kiedy ojciec Dylana zjawia się o lasce, trzymając za rękę małą Piękną, oczy zachodzą mi mgłą.Mała, kiedy mnie widzi, podbiega do mnie, a ja biorę ją na ręce.Widok małej mnie uszczęśliwia.Puszczam oko do Anselmo.On do mnie również, a później z zainteresowaniem przygląda się temu, co jest na stole.– Jesteś pewna, że nas nie strujesz? – pyta, jak zwykle nieufny.Mrużę oczy.– Spokojnie – odpowiadam.– To będzie takie powolne i subtelne, że nie będziesz cierpiał.Anselmo się uśmiecha, a Dylan z dumą obejmuje mnie w pasie.– Kochani, spróbujmy, co przygotowała moja przyszła żoneczka.Kilka minut później wujowie mi gratulują.Smakuje im wszystko, czego próbują
[ Pobierz całość w formacie PDF ]