[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet jeśli Północni zabiją setkę albo tysiąc, pozostaną ich całe tysiące.Nie był pewien, jak liczny jest tysiąc, ale z pewnością nie jest to mało.Potem przyszło mu do głowy, że sytuacja nie wygląda tak różowo, gdy jest się jednym z tysiąca wrzuconych do dołu, zwłaszcza że podobno tylko oficerom przysługują trumny, a on nie chciał leżeć w zimnym błocie.Zerknął nerwowo w stronę sadów i ponownie się wzdrygnął, gdy strzała odbiła się od czyjejś tarczy w odległości tuzina kroków.- Nie zostawaj w tyle, chłopcze! - zawołał Jalenhorm, wyprowadzając wierzchowca na kolejną kamienistą mierzeję.Byli już w połowie przeprawy, a olbrzymie wzgórze za drzewami wznosiło się coraz bardziej stromo.- Tak jest! - Retter zorientował się, że garbi się i kuli w siodle, by stanowić jak najmniejszy cel, przez co wygląda jak tchórz.Szybko się wyprostował.Na drugim brzegu zobaczył ludzi wyłaniających się z niskich zarośli.Obdartych ludzi z łukami.Zrozumiał, że to wrogowie.Północni wojownicy.Byli wystarczająco blisko, by go usłyszeć.Absurdalnie blisko.Jak podczas zabaw w berka za stodołą.Jeszcze bardziej się wyprostował, odchylając ramiona.Wyglądali na równie wystraszonych jak on.Jeden z nich z jasną czupryną na głowie przyklęknął, żeby strzelić z łuku, ale strzała spadła na piasek tuż przed pierwszym szeregiem żołnierzy.Potem młodzieniec odwrócił się i uciekł w stronę sadu.* * *Kędzierzawy wskoczył między drzewa razem z pozostałymi i nisko pochylony popędził przez ciemność pachnącą jabłkami, kierując się w górę zbocza.Przeskoczył nad powalonymi pniami i uklęknął po drugiej stronie, zerkając na południe.Słońce dopiero niedawno wzeszło i w sadach było mnóstwo cieni.Po obu stronach widział błysk metalu, długi rząd ludzi ukrytych między drzewami.- Idą? - ktoś spytał.- Już są tutaj?- Idą - odparł Kędzierzawy.Uciekł jako ostatni, ale to nie był powód do dumy.Zaszokowało ich, jak wielu jest tych drani.Zupełnie jakby ziemia składała się z ludzi, kipiała od nich.Nie warto siedzieć na brzegu z kilkoma tuzinami strzał, mając za zasłonę jedynie kilka karłowatych krzaków.Nie ma sensu atakować roju pszczół za pomocą igły.Lepiej dać się im we znaki tutaj, w sadzie.Żelaznogłowy na pewno to zrozumie.Kędzierzawy bardzo na to liczył.W drodze powrotnej przyłączyli się do nich ludzie, których nie znał.Wysoki starzec w czerwonym kapturze siedział obok niego wśród cętkowanych cieni.Pewnie to jeden z ludzi Złotego.Na co dzień wojownicy Złotego i Żelaznogłowego nie przepadali za sobą, podobnie jak ich wodzowie, którzy najchętniej by się pozabijali.Jednak teraz mieli inne zmartwienia- Widzieliście, ilu ich jest? - pisnął ktoś.- Psiakrew, całe setki.- Raczej setki setek.- Nie jesteśmy tutaj po to, żeby ich zatrzymać! - ryknął Kędzierzawy.- Spowolnimy ich, kilku zabijemy, damy im do myślenia.Potem, kiedy to będzie konieczne, wycofamy się do Dzieci.- Wycofamy się - powtórzył ktoś, jakby to był najlepszy pomysł, o jakim słyszał.- Kiedy to będzie konieczne! - odburknął Kędzierzawy przez ramię.- Są z nimi także Północni - zauważył ktoś inny.- Chyba ludzie Wilczarza.- Dranie.- Właśnie, dranie.Zdrajcy.- Mężczyzna w czerwonym kapturze splunął ponad powalonym pniem.- Słyszałem, że jest z nimi Krwawy-dziewięć.Zapadła nerwowa cisza.To imię nikomu nie dodawało odwagi.- Krwawy-dziewięć wrócił do ziemi! - Kędzierzawy się obejrzał.- Utonął.Czarny Dow go zabił.- Możliwe.- Mężczyzna w czerwonym kapturze wyglądał ponuro jak grabarz.- Ale słyszałem, że tutaj jest.Cięciwa brzęknęła tuż obok ucha Kędzierzawego, który gwałtownie się obrócił.- Co do.- Przepraszam! - Młody chłopak z łukiem w drżącej dłoni.Nic chciałem, po prostu.- Krwawy-dziewięć! - odbiło się echem od drzew po ich lewej stronie.Ktoś szaleńczo i rozpaczliwie wrzeszczał.- Krwawy.- Wołanie urwało się z wrzaskiem, który przeszedł w szloch.Potem w sadzie przed nimi rozległ się wariacki śmiech, od którego Kędzierzawego zaswędziała spocona szyja pod kołnierzem.Zwierzęcy odgłos.Diabelski.Przez jakiś czas wszyscy siedzieli w milczeniu i z niedowierzaniem patrzyli na siebie nawzajem.- Srać na to! - zawołał ktoś, a kiedy Kędzierzawy się obejrzał, zobaczył, że jeden z chłopców ucieka między drzewa.- Nie będę walczył z Krwawym-dziewięć! Nie ma mowy! - Inny chłopiec cofał się, kopiąc opadłe liście.- Wracajcie, dranie! - warknął Kędzierzawy, wymachując łukiem, ale było za późno.Obejrzał się, słysząc kolejny bełkotliwy wrzask.Nie widział, skąd dochodzi, ale brzmiał jak z piekła rodem.- Krwawy-dziewięć! - dobiegło z ciemności po drugiej stronie.Kędzierzawemu wydawało się, że widzi cienie wśród drzew, może także błyski stali.Kolejni wojownicy uciekali po jego obu stronach.Porzucali dobre miejsca za leżącymi pniami, choć nie wystrzelili ani jednej strzały i nie dobyli ostrzy.Kiedy się odwrócił, zobaczył plecy większości swoich chłopców.Jeden nawet zostawił kołczan, który zaczepił się o zarośla.- Tchórze!Kędzierzawy nie mógł nic na to poradzić.Wódz może przywołać do porządku jednego albo dwóch chłopców, ale kiedy wszyscy rzucają się do ucieczki, jest bezsilny.Dowództwo wydaje się czymś niepodważalnym, ale ostatecznie jest to tylko idea, na którą wszyscy się godzą.Zanim z powrotem skrył się za pniem, najwyraźniej wszyscy zmienili zdanie, ponieważ został z nim tylko nieznajomy w czerwonym kapturze.- Tam jest! - syknął mężczyzna, nagle sztywniejąc.- To on!Szaleńczy śmiech ponownie odbił się echem wśród drzew, dobiegając zewsząd i znikąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]