[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta dziewczyna była jednocześnie silna i krucha, i bezradna.Bezradna wobec życia.Jak prawie każdy człowiek obdarzony talentem.- Nie można powiedzieć, żeby pan był bezradny, choć utalentowany pan jest piekielnie, jak się wyraził jeden z wielkich reżyserów, pański kolega.- Nie aż tak, jak się wydaje.Miałem po prostu szczęście.Przesadny gwar wokół mojej osoby.Wzniecany przez ludzi głupich i zawistnych.W środowisku artystycznym nie za bardzo lubi się tych, którym się powiodło.Moja odpowiedź zaszokowała pana?- To już kokieteria, Wiaczesławie Andriejewiczu.Szacowni krytycy piszą o panu.- Nie należy czytać szacownych krytyków.Często kłamią bądź też rejestrują usankcjonowane już reżyserskie sławy.Krytycy powinni być młodzi, a tym samym zadziorni.- Znowu pan kokietuje.- Jak pan woli.Jeżeli można kokietować prawdą, to ma pan rację.- Pan się do mnie uprzedził, Wiaczesławie Andriejewiczu.Z góry pan zakłada, iż jestem panu, że tak powiem, nieżyczliwy, a w moirn zawodzie trzeby być bezstronnym nawet wobec osobników nader podejrzanych, do jakich pan się nie zalicza.Ale wracając do rzeczy.Pan teraz tak mówił o Skworcowej, jak gdyby.jakby tu wyrazić się precyzyjniej? Jak gdyby był pan w tej ekstrawaganckiej dziewczynie do szaleństwa zakochany.Był pan?- Nie byłem do szaleństwa zakochany w tej ekstrawaganckiej dziewczynie.Nawiasem mówiąc, ona nie cierpiała ekstrawagancji, podobnie jak ja.- Tak czy owak, jakie łączyły was stosunki? Chciała zostać pańską żoną? Chciała, żeby się pan rozwiódł, a pan czuł się związany z rodziną, z dziećmi, więc Irina była rozżalona, rozgoryczona, niezadowolona z sytuacji, w jakiej się znalazła?- Nic podobnego.- Co wobec tego było między wami, Wiaczesławie Andriejewiczu? Czy ona była zadowolona z takiej sytuacji?- Ona nie była zadowolona z siebie.Tak mi się wydaje.Jak panu wiadomo, po pierwszych wspaniałych sukcesach w balecie naderwała ścięgno i na cały rok musiała opuścić teatr.Widziałem kilkakrotnie, jak ćwiczyła w domu przy drążku, za wszelką cenę starała się odzyskać formę.Niestety nie dała rady.Gdy zaproponowałem jej rolę, proszę sobie wyobrazić, z początku odmówiła.Chciała dochować wierności sobie i baletowi.- I pańskim zdaniem właśnie to doprowadziło ją do tragicznej śmierci?- Tego nie powiedziałem.- Z pana wypowiedzi można było wysnuć taki wniosek.Odpowiedziałem na pana niezbyt precyzyjne pytanie.- Wszystko wskazuje na to, że zadam panu jeszcze wiele niezbyt precyzyjnych pytań, toteż proszę łaskawie mi wybaczyć, Wiaczesławie Andriejewiczu.Czasami, wie pan, prosta droga do prawdy biegnie dookoła.- Niech mi pan daruje, bardzo proszę, te nieprecyzyjne pytania i okrężne drogi.Słowo honoru, jestem zmęczony.Ułatwię panu zadanie.Rozumiem: pan musi ustalić przyczynę śmierci Iriny Skworcowej bądź ujawnić winowajcę tej śmierci, zabójcę bezpośredniego lub pośredniego.- Ma pan pragnienie? Woda w karafce zrobiła się już ciepła.Proszę, tu jest mineralna, Wiaczesławie Andriejewiczu.Od rana dziś gorąco, porządnie przypieka.- Dziękuję.I trzeba przyznać, że w pańskim gabinecie jest duszno.Dlaczego okna są pozamykane?- O, jest pan spostrzegawczy, profesjonalne oko, Wiaczesławie Andriejewiczu.- Chcę ułatwić panu zadanie, którego nie może pan rozstrzygnąć z powodu mętnych zeznań świadka.Jestem zresztą raczej oskarżonym, ponieważ.ponieważ ponoszę winę za to, co się stało.Wienjamin Władimirowicz Skworcow, którego tutaj spotkałem, miał rację.Słusznie obwinił mnie o to, że byłem fatalnym kusicielem jego córki.o to, że ośmieliłem się wzniecić w jej sercu nadzieję.Ale ja, podobnie jak i pan, chcę wiedzieć, jak to się stało, jak mogło do tego dojść.Czy był to tragiczny wypadek, czy też ta nieszczęsna dziewczyna z pełną świadomością targnęła się na swoje życie.Chciałbym wierzyć, że to był wypadek.- Istnieją jednakże podstawy, by przypuszczać, Wiaczesławie Andriejewiczu, że były trochę inne powody tragicznej śmierci, w trochę innych okolicznościach.A więc podejrzewa pan kogoś? Rozumiem.Oczywiście, prawo, sprawiedliwość, śledztwo, dowody, świadkowie.Lecz jedyny świadek to ja.A jeśli ja nic nie wiem, choć chcę wiedzieć, jak i dlaczego do tego doszło, to kto może wiedzieć prócz Pana Boga, w którego, jak mi się wydaje, obaj nie wierzymy?- Jest jeszcze jeden świadek, Wiaczesławie Andriejewiczu.- Kto?- Pan go dobrze zna.Kierowca waszego zespołu, Stiepan Jewdokimowicz Gulin.Z jakichś względów nie wspomniał pan o nim ani razu, choć zachował się pan wobec niego, łagodnie mówiąc, nie po dżentelmeńsku.- Ogromnie żałuję, że zachowując się nie po dżentelmeńsku, dałem wyraz swego braku wychowania.Żałuję również, że byłem zbyt łagodny wobec tego czcigodnego kierowcy Stiepana Jewdokimowicza.Zresztą łagodność i poczucie winy to nieodrodne cechy rosyjskiej inteligencji.- Ale przecież pan go pobił, Wiaczesławie Andriejewiczu.Pan, przedstawiciel inteligencji twórczej, osoba powszechnie znana, słynny reżyser, pobił człowieka pracy, który wywołał pana gniew tylko dlatego, że był świadkiem pańskiej kłótni ze Skworcową tego właśnie dnia, kiedy wydarzył się ów tragiczny wypadek.To akurat pan przemilczał.- Interesujące, jak on mógł być świadkiem czegokolwiek, skoro w tym czasie znajdował się trzydzieści kilometrów od tego miejsca, w wiejskiej restauracji, dokąd pojechał zjeść obiad.Przyznam, że wywoływał we mnie i wywołuje uczucie prawdziwego obrzydzenia.- I dlatego sprawił mu pan cięgi, doprowadzając do cielesnych obrażeń?- Jakich obrażeń?- W dokumencie obdukcji, dokonanej przez czterdziestą drugą poliklinikę, który to dokument świadek przedłożył, mowa jest o rozciętej wardze wskutek ciosu, w którego wyniku zęby zetknęły się z ustami, oraz o krwiaku pod nosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]