[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej środek zajmował zatęchły staw, bulgoczący jak kocioł stojący na ogniu.Wielkookie pad-linożerne zwierzęta obserwowały ich z głębi mroku.Przyjaciele zatrzymali się niepewnie.- Morgan, tu jest dokładnie tak samo jak.- zaczął Par, urywając w pół zdania.Cieniowiec wyszedł bezszelestnie spomiędzy drzew i stanął przed nimi.Par ani przez chwilę nie miał wątpliwości, co to takiego; wiedział to instynktownie.Natychmiast zniknęło niedowierzanie i wątpliwości, przez wiele lat hołubiona pewność, że cieniowce są tym, za co je uważali rozsądni ludzie - plotkami i powiastkami dla niegrzecznych dzieci.Być może tę zmianę wywołało w nim ostrzeżenie udzielone im przez starca, które pobrzmiewało teraz w jego uszach.A może po prostu sprawił to wygląd stworzenia.Tak czy inaczej rzeczywistość, którą miał przed sobą, była zatrważająca i niezapomniana.Cieniowiec ten w niczym nie przypominał poprzedniego.Była to olbrzymia, powłócząca nogami istota o ludzkich kształtach, lecz dwukrotnie większa od normalnego człowieka, o ciele pokrytym szorstką, kudłatą sierścią, masywnych łapach uzbrojonych w szpony, potężna i zgarbiona jak goryl.Spośród kudłów wyzierała twarz, którą trudno byłoby określić jako ludzką.Była pomarszczona i wykrzywiona wokół ust, z których jak ułamane kości sterczały zęby.Z wyschniętych fałdów jej skóry z zapiekłą niechęcią spoglądały płonące jak ogień oczy.Stwór stał i patrzył, taksując ich wzrokiem tępego zwierzęcia.- Oho - rzekł cicho Morgan.Cieniowiec postąpił krok do przodu posuwistym ruchem, przywodzącym na myśl skradającego się kota.- Co tu robicie? - zachrypiał jak gdyby z wnętrza głębokiej, pustej studni.- Zgubiliśmy.- zaczął Morgan.- Wkroczyliście na mój teren! - przerwał tamten, groźnie zgrzytając zębami.- Rozgniewaliście mnie!Morgan spojrzał na Para, który ruchem ust wypowiedział szybko słowo „cieniowiec” i spojrzał z kolei na brata.Coll był blady i spięty.Podobnie jak Par, nie miał już wątpliwości.- Zatrzymam jednego z was jako zapłatę! - zawarczał cieniowiec.- Dajcie mi jednego z was! Dawajcie!Przyjaciele jeszcze raz spojrzeli na siebie.Wiedzieli, że jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji.Tym razem nie było w pobliżu starca, który by im przyszedł z pomocą.Byli sami.Morgan sięgnął za siebie i wyciągnął z pochwy Miecz Leah.Ostrze odbiło się jasnym blaskiem w oczach potwora.- Albo pozwolisz nam bezpiecznie przejść.- zaczął.Nie dokończył.Cieniowiec rzucił się na niego z wrzaskiem, pokonując małą polanę z przerażającą szybkością.W jednej sekundzie znalazł się przy Morganie, rozdzierając szponami powietrze.Góralowi udało się jednak w porę nastawić miecz.Odparował cios i wytrącił stwora z równowagi, odrzucając go na bok i niwecząc jego atak.Coll skoczył w ich stronę i zadał mu cięcie krótkim mieczem, który miał przy sobie, a Par uderzył weń magią pieśni, przesłaniając mu wzrok chmarą bzyczących owadów.Potwór z gniewnym rykiem stanął z powrotem na nogach, zapamiętale wymachując ramionami, i ponownie natarł na nich.Zadał Morganowi potężny cios, gdy ten usiłował odskoczyć na bok, i powalił go na ziemię.Kiedy stwór odwrócił się, Coll uderzył go tak mocno swoim krótkim mieczem, że odrąbał mu jedno ramię ponad łokciem.Cieniowiec zatoczył się z bólu, lecz zaraz skoczył z powrotem, schwycił swe odrąbane ramię i cofnął się znowu.Ostrożnie przyłożył ramię do barku.Nastąpił nagły ruch; ścięgna, mięśnie i kości splatały się ze sobą jak wijące się węże.Ramię przyrosło z powrotem.Cieniowiec zasyczał z radości.Potem znowu ruszył na nich.Par usiłował go powstrzymać obrazami wilków, lecz monstrum nawet ich nie zauważyło.Z całym impetem uderzyło w Morgana, odpychając klingę jego miecza i odrzucając go do tyłu.Góral byłby pewnie zgubiony, gdyby nie Ohmsfordowie, którzy skoczyli na bestię i powalili ją na ziemię.Przytrzymali ją tam zaledwie przez chwilę.Dźwignęła się do góry, uwalniając się z ich uścisku i odrzucając ich na boki.Jedno wielkie ramię grzmotnęło Para w twarz, odrzucając mu głowę do tyłu aż w oczach zapaliły mu się gwiazdy, kiedy toczył się po ziemi.Słyszał, jak bestia zbliża się do niego, i wyrzucał z siebie wszystkie obrazy, jakie potrafił przywołać.Tarzał się i pełzał, rozpaczliwie usiłując dźwignąć się na nogi.Usłyszał ostrzegawczy okrzyk Colla i serię chrząknięć.Wreszcie stanął wyprostowany, próbując otrząsnąć się z zamroczenia.Cieniowiec znajdował się tuż przed nim, mając go za chwilę pochwycić w szeroko rozwarte, zakończone szponami ramiona.Coll leżał bezwładnie pod drzewem o kilka kroków dalej.Nigdzie nie było widać Morgana.Par cofnął się powoli, szukając sposobu ucieczki.Nie było teraz czasu na magię.Bestia znajdowała się zbyt blisko.Poczuł za plecami chropowatą korę drzewa.Wtem obok niego znowu pojawił się Morgan, który wyłonił się z mroku i z okrzykiem „Leah, Leah!” rzucił się na cieniowca.Na twarzy i ubraniu miał krew, a w jego oczach płonął gniew i determinacja.Opadł Miecz Leah - łuk lśniącego metalu - i wydarzyło się coś cudownego.Miecz z całą siłą uderzył w cieniowca i zapłonął ogniem.Par cofnął się i osłonił twarz ramieniem.Nie, pomyślał zdumiony, to nie ogień, to magia!Magia zadziałała w jednej chwili, bez ostrzeżenia, i zdawała się porażać bezruchem walczących w kręgu jej światła.Potwór zesztywniał, wydając okrzyk przerażenia i niedowierzania.Magia przepłynęła z Miecza Leah na jego ciało, rozcinając je jak brzytwa.Cieniowiec zadrżał, zdawał się zapadać w sobie, jego kontury rozmyły się i zaczął się rozpływać.Par szybko upadł na ziemię u stóp potwora i przetoczył się pod nim kawałek dalej, odzyskując wolność.Zobaczył, jak bestia dźwiga się rozpaczliwie w górę, po czym wybucha ogniem równie jasnym jak broń, od której zginęła, i obraca się w popiół.Miecz Leah natychmiast pogrążył się w mroku.Zapanowała nagła cisza.Ponad małą polaną unosił się obłok dymu o intensywnym, cierpkim zapachu.Staw raz jeszcze zabulgotał i ucichł.Morgan Leah opadł na jedno kolano, upuszczając miecz na ziemię przed sobą.Oręż uderzył o mały wzgórek popiołu i rozbłysł.Morgan wzdrygnął się i zadrżał.- Do kroćset! - wyszeptał głosem zdławionym ze zdumienia.- Moc, którą czułem, była.Nigdy nie sądziłem, że to możliwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]