[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielki Ender Wiggin poprzez swoje zwycięstwo usunął wszystkich formidów z powierzchni tego świata i otworzył go dla tych ludzi, by mogli tutaj zamieszkać.A teraz Wiggin przybył do nich we własnej osobie.To jakby drugie przyjście Chrystusa.Morgan nie miał teraz żadnych szans.Adiutanci obserwowali go czujnie.Nie wiedzieli, co było w liście, ale podczas czytania jego twarz mogła nie być tak obojętna, jak by chciał; co gorsza, taka obojętność sama w sobie byłaby silnym przekazem.Dlatego uśmiechnął się do nich.- No to tyle, jeśli chodzi o nasz scenariusz - powiedział.- Okazuje się, że gubernator Wiggin miał na dzisiaj własne plany.Byłoby miło, gdyby nas o nich poinformował, ale.trudno przewidzieć figle małego chłopca.Zaśmiali się, bo wiedzieli, że tego od nich oczekuje.Zdawał sobie sprawę, że doskonale rozumieją, co zaszło.Nie znali treści listu, ale widzieli całkowite zwycięstwo Wiggina.Mimo to Morgan zamierzał zachowywać się, jakby tak właśnie wszystko miało się potoczyć.Oni przyłączą się do tego udawania i dyscyplina na statku pozostanie niezagrożona.Pochylił się do mikrofonu i przemówił przyjaznym, żartobliwym tonem.- Mężczyźni i kobiety z kolonii Szekspir, wybaczcie, proszę, że się wtrącam.Nie to przewidywał dzisiejszy program.Zebrani spojrzeli na niego z roztargnieniem, niektórzy nawet poirytowani.I natychmiast znowu zwrócili się do Endera, który patrzył na niego nie z radosnym uśmiechem zwycięstwa, ale z tą samą poważną miną, jaką zawsze prezentował na statku.Mały sukinsyn.- myślał Morgan.Smarkacz od początku to planował, ale nic nie dał po sobie poznać.Nawet kiedy oglądałem nagrania z jego prywatnej kwatery, widy z córką Dorabelli, nigdy nie przestał udawać.Ani na moment.Dzięki niech będą gwiazdom, że zostaje na tej planecie, a nie wraca, by zostać moim rywalem na drodze do kariery w MF.- Zajmę wam tylko chwilę - mówił Morgan.- Moi ludzie natychmiast wyładują cały sprzęt, jaki przywieźliśmy, a marines zostaną na miejscu, żeby pomagać gubernatorowi Wigginowi w sposób, jaki uzna za stosowny.Wrócę teraz na statek, aby wypełnić instrukcje gubernatora Wiggina co do kolejności i czasu transferu materiałów i ludzi na powierzchnię.Moja praca tutaj dobiegła końca.Chciałbym wyrazić uznanie dla waszych dokonań.Dziękuję za uwagę.Usłyszał grzecznościowe oklaski, ale wiedział, że większość w ogóle go nie słucha.Czekają tylko, aż skończy, żeby wrócić do adorowania Andrew Wiggina.Co tam.Na statku czeka Dorabella.Ślub z tą kobietą to najlepsze, co w życiu zrobię.Oczywiście nie miał pojęcia, jak przyjmie wiadomość, że ona i jej córka nie zostaną jednak kolonistkami, że wyruszą z nim w rejs powrotny na Ziemię.Ale jak mogłyby się skarżyć? W tej kolonii żyłyby w ciężkich, prymitywnych warunkach.A jako żona admirała - tego admirała, który pierwszy dostarczył zapasy i osadników do skolonizowanego świata - na pewno Dorabella będzie żyła przyjemnie.Rozkwitnie w towarzystwie - naprawdę jest w tym wspaniała.Co do córki.Może iść na studia i mieć normalne życie.Nie, nie normalne - wyjątkowe, ponieważ pozycja Morgana zagwarantuje jej najlepsze możliwości.Odwrócił się i szedł już w stronę luku, kiedy usłyszał głos Wiggina.- Panie admirale! Wydaje mi się, że tutejsi mieszkańcy nie do końca rozumieją, ile pan zrobił dla nas wszystkich.Trzeba im to powiedzieć!Ponieważ Morgan miał świeżo w pamięci treść listu Wuriego i Graffa, nie mógł nie dostrzec w słowach Wiggina ironii i złośliwości.Miał ochotę iść dalej, jakby nie usłyszał.Jednak chłopak był gubernatorem, a on musiał pamiętać o własnych podwładnych.Jeśli teraz dzieciaka zignoruje, w oczach oficerów będzie to jak przyznanie się do porażki - i to dość tchórzliwe.Zatem, aby zachować pozycję, odwrócił się i słuchał, co Wiggin ma do powiedzenia.- Chciałem podziękować, sir, za to, że bezpiecznie nas pan tutaj dostarczył.Nie tylko mnie, ale też kolonistów, którzy dołączą do oryginalnych osadników i tych, którzy w tym świecie się urodzili.Odnowił pan więzy między ojczyzną ludzkości i tymi dalekimi dziećmi ludzkości.Wiggin znowu zwrócił się do kolonistów.- Admirał Morgan, jego załoga i ci marines, których tu widzicie, nie przybyli tu, by prowadzić wojnę.¯aden z nich nie zginie z rąk nieprzyjaciela.Ale złożyli wielką ofiarę, taką jak oryginalni osadnicy na tej planecie.Porzucili wszystko, co znali i kochali, odeszli ze swojej przestrzeni i czasu, by znaleźć nowe życie wśród gwiazd.A każdy nowy kolonista na pokładzie zrezygnował ze wszystkiego, co posiadał, licząc na nowe życie między wami.Koloniści spontanicznie zaczęli klaskać - początkowo kilku, ale wkrótce już wszyscy.Wznosili okrzyki na cześć admirała Morgana, marines, niepoznanych jeszcze kolonistów na statku.A ten mały Wiggin, niech go licho porwie, zasalutował.Morgan nie miał wyboru, musiał odpowiedzieć tym samym i jak dar od chłopaka przyjąć wyrazy wdzięczności i szacunku kolonistów.Potem Wiggin podszedł do promu - ale nie po to, by coś jeszcze powiedzieć Morganowi.Zbliżył się do dowódcy oddziału marines i zwrócił się do niego po nazwisku.Czy zdążył się też nauczyć nazwisk członków załogi Morgana i żołnierzy?- Chciałem, żeby poznał pan swojego odpowiednika - odezwał się Wiggin głośno.- Człowieka, który dowodził marines w oryginalnej ekspedycji.Podprowadził go do starszego mężczyzny, obaj zasalutowali i po chwili wszystkich żołnierzy nie tylko otoczyli starcy, ale też młodzi.Morgan zrozumiał, jak niewiele tego, co robi Wiggin, dotyczy jego.Owszem, pokazał Morganowi jego miejsce [ Pobierz całość w formacie PDF ]