[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sumiennie rozejrzała się dookoła, a potem objaśniła mu, jak powinien wprowadzić osobiste hasło.- System zapisuje informacje o każdej witrynie, którą odwiedzi pan w Internecie -poinformowała smukła stażystka.- Prezydent zalecił nam rozwagę w poruszaniu się po sieci.Hood już słyszał pochodzącego z Południa prezydenta, gdy wypowiadał się na ten temat głosem pełnym pobożności i troski.W ustach młodej stażystki, z przekonaniem powtarzającej słowa szefa, zabrzmiało to bardzo dojrzale.Hood mówił zresztą to samo ludziom w Centrum, tyle że jemu wystarczały dwa słowa: „Zero pornografii".Mindy objaśniła mu obsługę aparatu telefonicznego i wręczyła kartę otwierającą drzwi toalety.Cały czas zachowywała się bardzo profesjonalnie.Po wyjściu dziewczyny Hood został sam za zamkniętymi drzwiami.Pani Sanders miała przyjść o trzeciej.Chciała porozmawiać o zasadach funkcjonowania nowego biura.Zapewniła go zawczasu, że wszelkie decyzje leżą wyłącznie w jego kompetencjach i po zakończeniu wstępnych ustaleń zachowa pełną niezależność.Dopóki wszystko będzie szło tak, jak chcecie, pomyślał.W przeciwnym razie specjalny wysłannik prezydenta zostanie wylany i ktoś inny zajmie jego miejsce.Taka jest normalna kolej rzeczy w stolicy.Hood z trudem obejmował myślą to, co właśnie się wydarzyło.Rozejrzał się dookoła i uśmiechnął smutno.Tylko jeden element nie zmienił się od wczoraj - nadal nie miałokna.Dysponował jedynie drzwiami, przez które mógł wyjść.Poczuł się samotny, chociaż o kilka metrów dalej pracowali inni ludzie.Zajmowałwysoką pozycję w hierarchii władzy, a zarazem czuł się 47zadziwiająco bezsilny.Trudno mu będzie odzwyczaić się od otrzymywanych co godzinę raportów z mieszczącej się piętro wyżej sekcji monitoringu.Martwił się brakiem kogoś takiego jak Bob Herbert czy Darrell McCaskey, z kim mógłby się naradzić.To nieprawda, Hood upomniał się w myślach.Powinien zadzwonić do Boba Herberta.Krótką chwilę przypominał sobie, jak radzić sobie z aparatem telefonicznym.Musiałnacisnąć 9, wprowadzić kod swojego wydziału, a następnie wybrać numer docelowy.W Centrum robiło się to nieco inaczej.-Cześć, Paul.Co się z tobą dzieje, do jasnej cholery? - spytał Herbert w odpowiedzi na powitanie Hooda.-Same zmiany.-Jasne.Na wyświetlaczu widzę, że dzwonisz z Białego Domu - zauważyłHerbert.-Jestem nowym specjalnym wysłannikiem prezydenta - wyjaśnił Hood.-Wysłannikiem? A dokąd, jeśli można wiedzieć? - spytał Herbert.-Dokądkolwiek.Nadal zajmuję się zapobieganiem międzynarodowym kryzysom.-Spodziewałeś się tego? Czy w ogóle spodziewałeś się jakichkolwiek zmian, wliczając w to zmianę wartownika przed Centrum?-Nie - przyznał Hood.-Ja też nie.A jesteśmy doświadczonymi pracownikami wywiadu.-Atak zawsze nadchodzi z najmniej oczekiwanej strony - przypomniał Hood.-Czyżby właśnie o to chodziło? - zastanawiał się Herbert.-Jak to?-Użyłeś słowa „atak".Sądziłem, że wszyscy jesteśmy po tej samej stronie.Hood poczuł się, jakby dostał cios nadgarstkiem w skroń.Herbert ma rację.Faktycznie, nie podoba mu się to, co się stało, i właściwie nie wie dlaczego.Przecież nie każdy dostaje „kopa" do Białego Domu.Powinien być zadowolony, tymczasem odczuwał tylko złość.Może dlatego, że teraz ma kogoś nad sobą.Dotychczas nigdy tak nie było, ani gdy był burmistrzem Los Angeles, ani doradcą finansowym, ani szefem Centrum Szybkiego Reagowania.Chociaż kongresowa Komisja Kontroli Wywiadu przyglądała się działalności i finansom Centrum, Hood jej nie podlegał.Nie musiał tłumaczyć się przed nikim.A teraz musiał odpowiedzieć sobie szczerze na bardzo istotne pytanie: czy uważa prezydenta za przeciwnika?48Nie.Jeżeli już, to raczej Lorraine Sanders, zdecydował.Uderzyła go jej wyjątkowa skłonność do obrony własnego terytorium.-Jak reszta przyjęła zmiany? - spytał Hood.-Nie wiem - odparł Herbert.- Chyba dość obojętnie.Mieliśmy rano odprawę i wszyscy siedzieli cicho.Właściwie z nikim jeszcze o tym nie rozmawiałem.Zastanawiałem się nad sprawą, o której nas poinformowano.-Możesz mi o tym opowiedzieć? - spytał Hood.Chciał jak najszybciej zająć się tym, na czym się znał najlepiej.Roztrząsanie spraw osobistych nie poprawiało mu samopoczucia, przeciwnie, przygnębiało go coraz bardziej.-Jasne - odrzekł Herbert.- Zachowałeś dotychczasowe uprawnienia dostępu do informacji?-Tak - potwierdził Hood.Herbert nie żartował.Trochę go to zmartwiło, ale i teraz nie bardzo wiedział dlaczego.Przecież Herbert wykonuje swoje obowiązki i działa zgodnie z procedurą, którą on sam wprowadzał.-Ktoś usiłuje storpedować zagraniczne interesy Chińczyków - wyjaśnił Herbert.- Tego samego dnia doszło do trzech incydentów.Generał Carrie chce wiedzieć, czy są one ze sobą powiązane i czy powinniśmy się przejmować tą sprawą.-A powinniście? - spytał Hood.-Za wcześnie na ocenę - odparł Herbert.- Policja z Charlestonu donosi o znalezieniu w porcie szczątków chińskich pasażerów na gapę.Godzinę temu eksplodowała bomba w nocnym klubie w Tajpej.Specjalni goście korzystali w nim ze specjalnej terapii.-Terapeutkami były zapewne panienki - domyślił się Hood.-Sam widzisz, że coś się klei - potwierdził Herbert.- Nie wierzymy, że obiektem ataku są uciekinierzy z Chin.Podejrzewamy, że chodzi raczej o tych, którzy im to umożliwiają, pomagają w ucieczce i czerpią korzyści z ich sprzedaży w Tajpej albo w Stanach Zjednoczonych.Darrell właśnie skończył rozmawiać z kolegą, który pracuje w policji miejskiej w Tajpej.Sekcja antyterrorystyczna mieści się na posterunku Xihu, dlatego zjawili się na miejscu zdarzenia już po kilku minutach.Znaleźli ciężko rannego człowieka, zidentyfikowanego jako Huiling Wong, podejrzewanego o strę-czycielstwo.Facet zmarł w drodze do szpitala, ale w porcie znaleziono jego łódź.-Znaleźli jakieś telefony, komputery?-Nie.Gość nie używał tego rodzaju gadżetów.Przezywali go nawet Lo Tek.Wszystkie interesy załatwiał osobiście, ewentualnie ze statku za pomocą bezpośredniej łączności z drugim statkiem lub z lądem.4 - Wojna orłów49-Sprytnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]