[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aktywniejszy.Obawiam się, że zwróciliśmy na siebie jego uwagę.Jego czciciele zamieniają tortury w ceremonię, lubuje się w przerażeniu ofiar.Nie mówię tego, by was wystraszyć, a jedynie ostrzec.Jeśli złym zrządzeniem losu zostaniemy rozdzieleni i któreś z was dostanie się do niewoli, pozostanie mu tylko modlitwa.Nie wpadajcie w rozpacz, Pan uchroni wasze dusze, o ile tylko pozostaniecie mu wierni.Oblicza mieli spokojne, żadne nie zapytało, skąd to wie.Przyglądała się im przez chwilę.Potem przeciągnęła się, czując, jak wraz ze świtem wraca jej energia.– Teraz jednak – zawołała raźno – mamy piękny dzień i daleką drogę przed nami.Bogowie niechaj sprawią, że nasi wrogowie zmylą ślad – przecież to możliwe.A razem.cóż, czeka ich ciężka walka.Jedźmy przez godzinę, towarzysze, a rozgrzejemy się na tyle, by móc zatrzymać się na posiłek.– Szturchnęła piętami gniadosza, który zerwał się do galopu, wyrzucając spod kopyt grudy śniegu.Za plecami usłyszała rżenie pozostałych rumaków.Po paru minutach zwolnili, już w lepszych humorach.Konie kłusowały przed siebie, poparskując.Paks zaczęła nucić Cedry doliny, Suriya dołączyła do niej.Cedry doliny, och -Jodły na wzgórzuGdzie chłopak, którego ukochałamCzy kocha mnie wciąż.Pozostali zawtórowali w refrenie:Cedry doliny, och, cedry na wietrze.Paks zaśpiewała drugą zwrotkę.Cedry doliny powiedzcie mi,jeśli powędrują w świat,czy ujrzę mój dom,czy umrę w krainach dalekich?Znowu refren.Potem włączył się Garris.Cedry doliny, śpiewajcie – opowiedzcie nam historię.– Poszło ci niemal równie kiepsko, jak z dudami – skomentował z uśmiechem Esceriel.– Przez ciebie gubię rytm – tłumaczył się Garris.Zaczął od nowa i zakończył słowami:.odziany w lśniącą zbroję.Paks jednym uchem słuchała długiej piosenki, a była to pieśń marszowa o wielu zwrotkach, drugie zaś nastawiała na dźwięki, które sprawiały, że jej rumak strzygł lewym uchem.W końcu uniosła dłoń i Lieth przerwała wpół słowa.Słyszeli tylko chrzęst śniegu, podzwanianie uprzęży i dyszenie zwierząt.Zatrzymali się.Paks nadal nic nie słyszała, lecz jej wierzchowiec wbił wzrok w las po lewej, jakby wiedział lepiej.Parsknął, wyczuła jego napięcie.Esceriel uniósł brwi.– Nie wiem – odpowiedziała na jego spojrzenie.– Nie zignoruję jednak ostrzeżenia takiego rumaka.– Dobyła ostrza elfów, w świetle dnia rozbłysło alarmującym błękitem.Usłyszała chrobot wysuwanych z pochew mieczy giermków.Gniady zarżał.Paks rozejrzała się dokoła.Znajdowali się na rozległej łące.Na lewo błyszczał zamarznięty strumień, a za nim i po prawej ciemniał las.Ruszyli wolno przed siebie, krótko trzymając objuczone konie.Gdyby gniadosz nie pilnował lewej strony, Paks mogłaby dojść do wniosku, że nic im nie zagraża, gdyż przejechali spory kawałek, nie widząc najmniejszych oznak kłopotów.Potem las z prawej przybliżył się, a strumień zachlupotał w kamienistym korycie.Paks zwolniła, wypatrując bezpiecznego przejazdu przez płynący z prądem lód.Ze śniegu przed nimi wystawały czubki głazów.Przyjrzała się drzewom po prawej.Rosły gęsto, przetykane plątaniną bezlistnych gałązek i paproci.Mimo to szlak po prawej wydawał się łagodniejszy.Skierowała się w stronę skraju lasu.– Paks! – Obejrzała się na okrzyk Garrisa.Przez zamarznięty strumień pędziły z rykiem trzy wielkie, białe, przypominające wilki stwory.Rozmiarami dorównywały kucom, ślepia lśniły bladą zielenią.Juczne konie szarpnęły się dziko, Suriya walczyła o utrzymanie kontroli nad nimi.Lieth wjechała pomiędzy nią a szarżujące bestie, zamierzając się na jedną.Garris i Esccriel także próbowali je atakować, lecz napastnicy byli równie szybcy jak duzi.Gniadosz zatoczył koło, Paks wychyliła się z siodła i zatopiła klingę w jednej z bestii.Wycie przerodziło się w skowyt – przecięła mu kręgosłup.Drugi stwór okulawił jucznego konia, po czym zawisł mu u gardła.Trzeci napastnik doskakiwał do koni, kalecząc je długimi kłami.Esceriel zmusił rumaka do podjechania do konającego zwierzęcia i dźgnął go.Ten obrócił się z przerażającym wyciem i rzucił na miecz.Lieth wbiła mu ostrze w grzbiet, lecz w tej samej chwili trzecia bestia zaatakowała jej wierzchowca, który wierzgnął dziko, zrzucając wojowniczkę w śnieg.Paks zmusiła gniadego nogami do zarycia przy Lieth, która właśnie podnosiła się z ziemi.Złapała paladynkę za rękę i wskoczyła za nią na koński grzbiet.Garris skończył z atakującą Esceriela kreaturą, lecz trzecia bestia pognała za uciekającym koniem Lieth.Jego właścicielka zagwizdała, ale rumak uciekał dalej.– Zsiądź, Lieth i dołącz do Suriyi.Spróbuję złapać.– Mówiąc to, schowała miecz i wyciągnęła z pokrowca długi łuk, by nałożyć cięciwę.– Nie w pojedynkę, lady – przestrzegł ją Garris.– Być może tego właśnie chcą.– Ale potrzebujemy konia.– zaprotestowała Paks.Zwarła nogi i gniady skoczył naprzód, cofając się po ich własnych śladach.Garris i Esceriel ruszyli za nią.Uciekający koń przemknąłprzez strumień, ścigająca go bestia była tuż za nim.Wyciągnęła strzałę z kołczanu, dziękując bogom, że w ogóle go zabrała.Pomimo ciężaru jeźdźca, gniadosz doganiał tamtego, pędząc przez śnieg jak po gładkiej drodze.Naciągnęła cięciwę i wystrzeliła.Pocisk utkwił w zadzie bestii, wzdrygnęła się i zwolniła.Nałożyła drugą strzałę, a jej wierzchowiec zbliżył się do zwierzyny.Drugi strzał był łatwiejszy, znajdowali się tuż przy gnającym potworze i bez trudu wpakowała mu strzałę między żebra.Zawył i zatoczył się.Na śnieg trysnęła posoka.Usłyszała krzyki Esceriela i Garrisa i obejrzała się.Odcięło ją od nich czterech jeźdźców w szarych zbrojach i nabijanych kolcami hełmach, które pamiętała z Aarenis.Jeden z nich ruszył na nią z bestią na smyczy, a pozostali zaatakowali giermków.Paks posłała ostatnią strzałę w ścigane zwierzę i cisnęła łuk na drzewo.Błysnęło elfie ostrze, wychyliła się z siodła, by uciąć bestii łeb, po czym przypuściła szarżę na szarych jeźdźców.Stawiający jej czoła przeciwnik wydał z siebie przeszywający okrzyk.Nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia, lecz giermkowie skrzywili się i zachwiali.Konny spuścił z uwięzi bestię, która śmignęła w stronę Paks [ Pobierz całość w formacie PDF ]