[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Mógłbym dokonać takiej manipulacji, która wymagałaby udziału was obojga w celu zakończenia operacji programowania.Spojrzałem na niego oskarżycielskim wzrokiem.– Czyż nie to właśnie sugerowali od samego początku? Żeby zyskać pewność, że żadne nie będzie stanowiło przeszkody w uzyskaniu współpracy tego drugiego.Zakasłał przepraszająco, po czym wzruszył ramionami i uśmiechnął się blado.– Czy byłbym dobrym fachowcem, gdybym nie wskazał na wszystkie możliwości?– Wobec tego wyruszamy oboje, czy im się to podoba, czy też nie – powiedziała Dylan stanowczym głosem.– Tak będzie najlepiej.– Zawahała się na chwilę.– Czy jednak ta operacja nie wskaże wprost na ciebie? Czy oni nie zorientują się, od kogo musieliśmy uzyskać tę informację?– Jeśli wszystko zadziała, pytanie to pozostanie problemem czysto akademickim – powiedział.– Jeśli zaś nie lub jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, jak trzeba, mam swoje plany.Nie martwcie się o mnie.Potrafię nieźle zatrzeć swoje siady.– Nie wątpię – powiedziałem oschle.– Cóż, czas zaczynać.Jak przewidziałem, nowy, zmieniony plan ani trochę nie spodobał się Bogenowi.– A co miałem robić? – pytałem go z niewinną miną.– Zjeżdżaliśmy windą po wyjściu z gabinetu Dumonii, a tu nagle trzask i oboje straciliśmy przytomność.Kiedy pół godziny później doszliśmy do siebie na drugim końcu miasta, instrukcje i blokady znajdowały się już w naszych mózgach.Wiesz przecież, iż twoi ludzie stracili nas z oczu.To też mu się nie podobało, ale mógł jedynie przybierać groźne miny.– Ale masz to, co?– Mamy to.– Wyjaśniłem mu już wcześniej warunki, nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości, jeśli chodzi o nasze zabezpieczenia.– Szefowi nie będzie się to podobało – warknął.– Za dużo spraw niepewnych.Posłuchajcie jednak, co wam powiem.Zjawicie się na wyspie oboje.Zabierzcie swoje rzeczy osobiste.wasz pobyt na niej może potrwać nieco dłużej.Skinąłem głową i wyłączyłem się.– Sądzisz, że Laroo naprawdę w to uwierzy? – spytała Dylan zaniepokojonym głosem.– Jakby nie było, zdaje się na łaskę Konfederacji.– Uwierzy – uspokajałem ją – acz niechętnie.Nie ma wyboru, jak nas zapewnił.wiesz kto.– Wyobraź sobie tylko.Najpotężniejszy człowiek na Cerberze, jeden z czterech najpotężniejszych na Rombie, być może jeden z najpotężniejszych obecnie żyjących ludzi w ogóle.a żyje w śmiertelnym przerażeniu.– Albo po prostu w lęku przed śmiercią – dodałem.– Weźmy się za pakowanie.Rozdział dziewiętnastyOSTATECZNA ROZGRYWKADumonia, ze swoimi komputerami psychologicznymi, zbudował imponujący portret psychologiczny Waganta Laroo na przestrzeni lat, od momentu jego pojawienia się na Cerberze.Jak wszyscy możni tego świata, w jego długiej historii lękał on się przede wszystkim skrytobójstwa, a nawet przypadkowej śmierci.Ten lęk miał szczególne znaczenie na Cerberze, gdzie każdy mógł – przynajmniej potencjalnie – żyć wiecznie.Laroo był, praktycznie rzec biorąc, wszechmocny.Uczucie, że jest się podobnym bogom, a jednocześnie potencjalnie śmiertelnym, musiało być dla niego nie do zniesienia.Robot, o którym była mowa, był więc tworem, który mógł go najbardziej zbliżyć do bezpieczeństwa totalnego.Co więcej, pozwoliłby mu na opuszczenie Rombu Wardena i powrót do niego, gdyby zechciał.Uczyniłoby go to najpotężniejszym człowiekiem spośród członków tej podróżującej w kosmosie rasy.Otoczony niewielką armią podobnych mu, ale posłusznych robotów byłby praktycznie niezwyciężony.Uwolniony od wszelkich pragnień i potrzeb ciała i wyposażony w umysł zdolny działać z szybkością i pewnością najlepszego komputera, stałby się monstrum, jakiego ludzkość nie znała.Wiedział to wszystko, a wiedząc to, o czym informowały wykresy dotyczące jego psychiki, musiał podjąć ryzyko.Fakt, iż jeden z Władców został zamordowany, i to Władca, którego najwyraźniej szanował i którego się lękał, musiał stanowić dla niego czynnik rozstrzygający
[ Pobierz całość w formacie PDF ]