[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Daj mi pół godziny.Odwiesił telefon i spojrzał w głąb korytarza.Znowu salowi w plastikowych skafandrach wynosili worek ze zwłokami.Odczuwał dumę, że tu jest.Tracił pacjentów i jeszcze będzie ich tracił, ani przez chwilę jednak nie przestał być lekarzem, robiąc wszystko, co w jego mocy, i pokazując swojemu personelowi, że jest jednym z nich, gdyż tak jak oni, zgodnie ze złożoną ongiś przysięgą, wszystkie swe umiejętności poświęca chorym.Kiedy będzie już po wszystkim, ten trudny okres będą wspominać jako czas solidarności.Pośród całej tej grozy, robili jednak swoje.Cholera, zaklął pod nosem.Pickett miał rację.Toczyli walkę, ale nie tutaj rozstrzygnie się zwycięstwo.Oznajmił swemu zastępcy, że schodzi piętro niżej, na oddział dziekana Jamesa.Pojawił się tutaj interesujący przypadek kobiety w wieku trzydziestu dziewięciu lat, którą przyjęto dwa dni wcześniej.Była zrozpaczona, gdyż mężczyzna, z którym żyła od lat bez ślubu, znajdował się w stanie agonalnym, wszystkich jednak fascynowało to, że chociaż w jej krwi wykryto przeciwciała ebola, czemu towarzyszyły aż za dobrze znane symptomy, choroba nie robiła jednak żadnych postępów, a nawet może się cofała.–Dlaczego tak się dzieje? – zastanawiała się Cathy Ryan.–Nie wiem, Cathy, najważniejsze, że się dzieje – odpowiedział zmęczonym głosem James.–Dave, może kryje się tutaj coś ważnego.Sama z nią rozmawiałam; pomyśl tylko, spała z nim w tym samym łóżku jeszcze dwa dni przed tym, jak go tutaj przywiozła.–Czy uprawiali seks? – wtrącił się Alexandre.–Nie, Alex, czuł się już bardzo źle.Pytałam o to.Wydaje mi się, że ta kobieta przeżyje.Byłby to pierwszy wypadek w Baltimore.–Cathy, musimy obserwować ją przynajmniej przez tydzień, żeby powiedzieć coś na pewno.–Wiem o tym, Dave, ale to pierwszy przypadek, że coś układa się inaczej.Nie wiem tylko dlaczego? To bardzo ważne, żebyśmy wiedzieli.–Gdzie jej karta?Cathy podała Alexandre’owi dane pacjentki.Temperatura spadła do 38,9°C skład krwi daleki od normy, ale lepszy niż poprzednio…–Jak ona się czuje? – spytał Alexandre.–Jest śmiertelnie przerażona, skarży się na bóle głowy i brzucha, chociaż myślę, że w dużej mierze to wynik stresu.Trudno się dziwić, prawda?–Ta poprawa jest rzeczywiście zaskakująca.Zeszłej nocy działalność wątroby silnie upośledzona, teraz zaczyna znowu wydzielać żółć…–Właśnie to przyciągnęło moją uwagę.Wydaje się pewne, że pacjentka pokona chorobę.Pierwsza, której nie stracimy.Ale dlaczego? Dlaczego z nią jest inaczej?Wszystkie uprzednie wątpliwości Alexandre zniknęły w jednej chwili.Pickett miał rację; jego miejsce było teraz w laboratorium szpitala Waltera Reeda.–Dave, w Waszyngtonie chcą, żebym jak najszybciej się tam zjawił.–Jedź – odpowiedział bez chwili namysłu James.– Tutaj jest nas pod dostatkiem, a jeśli tam pomożesz coś wyjaśnić… Jedź!–Cathy, myślę, że odpowiedź na twoje pytanie jest prosta.Zdolność do zwalczenia choroby jest odwrotnie proporcjonalna do liczby wirusów, które dostały się do krwi.Ludziom się wydaje, że wystarczy jeden, ale to nieprawda, nic nie jest tak zabójcze.Ebola zwycięża w ten sposób, że najpierw pokonuje system odpornościowy, a dopiero potem atakuje organy.Jeśli do organizmu dostanie się niewiele tych sukinsynów, system immunologiczny może sobie z nimi dać radę.Wyciągnij od niej więcej szczegółów, Cathy.Za parę godzin zadzwonię do ciebie.Alexandre wrócił na górę, aby poddać się odkażeniu.Najpierw starannie spryskano jego kombinezon, potem nałożył zielony kitel i maskę, aby następnie „czystą” windą zjechać na parter.–Pułkownik Alexandre? – spytał czekający przy wyjściu sierżant.–Tak.Podoficer zasalutował.–Proszę za mną, panie pułkowniku.Czeka na pana Hummer z kierowcą.Chce pan kurtkę? Jest dość zimno.–Tak, dziękuję.Nałożył podgumowaną parkę oddziałów chemicznych.Ciepło trzymała aż za dobrze, tak że trudno w niej było wytrzymać.Za kierownicą siedziała kobieta w stopniu kaprala.Alexandre wskoczył na niewygodny fotel, zapiął pas i rzucił: – Jedziemy.– W uszach miał jeszcze słowa, które wypowiedział pod adresem Ryana i Jamesa.Pokręcił głową, jak gdyby odganiał dokuczliwego owada.Pickett miał najpewniej rację.* * *–Panie prezydencie, musimy raz jeszcze sprawdzić wyniki.Wezwałem nawet z Hopkinsa profesora Alexandre’a, aby dołączył do grupy, którą zorganizowałem u Reeda.Jeszcze za wcześnie na jakieś jednoznaczne wnioski.Musimy trochę nad tym popracować.–Dobrze, generale – odparł poirytowany Ryan.– Proszę dzwonić, gdyby coś się zmieniło.– Odłożył słuchawkę i warknął: – Cholera!–Mamy wiele innych spraw na głowie – przypomniał mu Goodley.–Wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]