[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nienawiść Janine do Maury była kolejną kością niezgody, tak jak nieustanna troska o Benny’ego i niepokój, co z niego wyrośnie.Gdy Roy teraz na nią patrzył, zrozumiał, że przynajmniej w kwestii syna miała rację.Benny był zimnym draniem.Nie członkiem gangu, twardzielem, jak lubił o sobie myśleć, lecz pospolitym bandziorem.Nie lepszym niż najgorsi kibole czy inne szmaty.Całe życie podporządkował prawu pięści.Nie dawkował go w racjonalny sposób, ale stosował na co dzień.Zwykła wymiana zdań na parkingu mogła sprowokować go do ataku.Roy zamknął oczy i ujął dłoń żony.Była chłodna.Dawno zapomniał, jak delikatne są jej ręce.Patrzył na pierścionek zaręczynowy, który jej kupił, na obrączkę ślubną, którą przez tyle lat nosiła, i poczuł, że łzy cisną mu się do oczu.Wszystko jej wynagrodzi, przyrzekłsobie w duchu.Będzie udawał, jeśli trzeba, ale znowu uczyni ją szczęśliwą, choć była to ostatnia rzecz, o jaką dbał dotąd.Dopiero teraz pojął, że miała rację, martwiąc się od lat, że ich syn wyrasta na drugiego Michaela, choć niestety nie ma jego życiowego sprytu.Benny jest po prostu brutalny, podczas gdy Michael używał siły jako środka do celu.Sam Roy też się do tego przyczynił, że Janine popadła w depresję i rozpiła się.Czy kiedykolwiek zdoła jej zadośćuczynić?Jeśli ona umrze, ktoś drogo zapłaci za dzisiejszą akcję.Zapłaci tak czy owak, nawet jeśli Janine przeżyje.Znowu poczuł adrenalinę rozchodzącą się po całym ciele.Teraz to była sprawa osobista.Ktoś robił sobie z nich jaja i Roy nie zamierzał tego odpuścić.Ktoś będzie musiałzapłacić za tą zniewagę, drogo zapłacić.Pałał żądzą zemsty.Ręka Janine drgnęła w jego dłoni.Był to tylko odruch, ale Roy odebrał to jako znak od niej: masz rozpętać piekło i znaleźć sprawców.Uśmiechnął się do niej łagodnie.Oczywiście spełni jej życzenie.Benny obserwował matkę i ojca z mieszanymi uczuciami.Zafascynowała go twarz ojca, na której malowały się zmienne emocje.Sam miał cichą nadzieję, że matka umrze.Zawsze działała mu na nerwy, potrafiła tylko narzekać, a do tego była w zmowie z jeszcze jedną zmorą jego życia - babką.Siedział bez słowa i życzył jej śmierci, choć ojciec chciał, aby przeżyła.Przeciwstawne emocje spotkały się przy szpitalnym łóżku Janine.♦ ♦ ♦Była trzecia po południu, gdy na sygnał domofonu Billy Mills otwierał drzwi wejściowe z grymasem niezadowolenia na twarzy.Kiedy jednak zobaczył Maurę Ryan i jej ochroniarza Tony’ego Dooleya, rozpromienił się.Zawsze lubił Maurę, zawsze.- Witaj, Maws, wszystko gra?To było pozdrowienie i pytanie.Wiedział, że miała kłopoty, ale nie chciał nic mówić na ten temat, dopóki ona sama nie zacznie - takie były reguły.Maura uśmiechnęła się i weszła do mieszkania.Billy mieszkał w luksusowym apartamencie na najwyższym piętrze w Barrier Point we wschodnim Londynie.Był pośrednikiem, i to wysoko cenionym.Wszyscy go lubili.Podobnie jak Kenny Smith współpracował z różnymi firmami i nie wiązał się z żadną, zachowując niezależność.Była to niebezpieczna, lecz lukratywna działalność.Nalewając Maurze drinka, przyglądał jej się z rezerwą.Wiedział, co się przytrafiło Vicowi Joliffowi i rodzinie Ryanów, bo z racji swego zajęcia musiał być dobrze poinformowany.Przyszło mu do głowy, że Maura niekoniecznie przybyła tu po radę, być może oskarży go o jakieś konszachty poza jej plecami.Była to przerażająca perspektywa.Maura przejrzała jego myśli i przez kilka chwil sączyła drinka w milczeniu, zanim wreszcie zapytała:- Co wiesz, Billy?Była wystarczająco sprytna, żeby mu o niczym nie mówić.Najpierw chciała go wysłuchać.Lubił ją, od zawsze.Miał nadzieję, że nie straci jej sympatii, gdy przekaże, co wiedział.♦ ♦ ♦Lee przesunął się na kanapie i przytulił do Sheili, błagając raz jeszcze:- Proszę cię, weź dzieci i jedź do naszego domu w Hiszpanii.Potrząsnęła głową.- Nie bądź głupi, Lee.Mają szkołę.Przerwał jej:- Ja nie proszę.Ja ci każę.Nie żartuję.Wyślę tam kogoś z tobą, ale musisz pojechać.Pogładził jej wystający brzuch.- Zrób to, proszę.Zrób to dla mnie.- Nie.Z trudem podciągnęła się do pozycji siedzącej.- Lee, o co tutaj do licha chodzi? Mam jechać do Hiszpanii z dziećmi? Jakbyśmy mogli w jednej chwili zebrać się i jechać dla twego kaprysu.Mam tu mnóstwo do zrobienia w związku z tym maleństwem.- Pogłaskała się po brzuchu.- Do tego dzieci są w szkole, nie mają teraz wakacji.Nie będę zmieniała im otoczenia.Zapomnij o tym, Lee.- Ktoś zastrzelił dzisiaj Janine.Niechętnie to mówił, nie chciał, żeby za dużo wiedziała o rodzinnych interesach.Wszyscy na jego prośbę trzymali ją w niewiedzy.Patrząc na jej ściągniętą smutkiem twarz, nim wspomniał o ataku na swoją matkę, to byłoby za wiele.- Co takiego? Zastrzelił, z broni?Nie mogła uwierzyć, mimo to zesztywniała ze strachu.- Dlaczego ktoś miałby zastrzelić Janine?Zaczynała wpadać w histerię.Próbował ją uspokoić, obejmując swoim niedźwiedzim uściskiem.- Kto będzie następny? Dzieci? Czy dlatego chcesz mnie stąd wywieźć, że mogę być następna na liście? - Pobladła z przerażenia.- Och, Boże, Boże! Ktoś chce zastrzelić mnie i moje dziecko, tak?Już nie mówiła normalnie, tylko krzyczała.Lee był przerażony.- Oczywiście że nie, skarbie, to tylko tak na wszelki wypadek.Nikt nie dotknie ani ciebie, ani dzieci, obiecuję.Chcę cię stąd wywieźć, żebym sam był spokojniejszy.Będę teraz w domu gościem i nie dam rady należycie się tobą zajmować.Była to czcza paplanina i dobrze o tym wiedział.Sheila odtrąciła go.Był zaskoczony jej siłą.- Ty draniu! Mamy żyć w strachu przez ciebie?- Przesadzasz.Oczy rozszerzyły jej się z oburzenia i wrzasnęła:- Przesadzam? Janine została zastrzelona, każesz mi uciekać z dziećmi do Hiszpanii i mówisz, że przesadzam.Wróć na ziemię, do cholery!Widział, że jest przerażona, a gdy jej ręce powędrowały do brzucha i skuliła się z bólu i strachu, żałował, że dał się wciągnąć braciom do rodzinnego biznesu.Ale za późno było na takie myśli, bo już w nim tkwił.Po uszy.- Odchodzę, Lee.Jadę do mamy, natychmiast
[ Pobierz całość w formacie PDF ]