[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy ruszyliśmy za nią.Szłam obok majora.Po drodze wyznałam mu:— Muszę pana uprzedzić, że będziemy wieźć dziecko.Odwrócił się i spojrzał na mnie.Miał charakterystyczny sposób unoszenia brwi.Wyglądał jeszcze przystojniej i utwierdził mnie w przekonaniu, że potrafi wiele zrozumieć.— Jakie dziecko? — spytał.— Domki w pobliżu szkoły zostały zbombardowane.Mieszkające tam małżeństwo zginęło.Ocalało jedynie dziecko.Znałam ich, bywałam u nich.Przyniosłam je tutaj.— I chce pani zabrać dziecko ze sobą?— Muszę.Dałam słowo umierającej matce…— Rozumiem.Obiecała pani, że zajmie się pani jej dzieckiem.Czy umie pani się nim opiekować?— Och, tak.Nie ma pan nic przeciwko temu? Roześmiałsię.— Osobiście raczej nie nadaję się na niańkę.Ale jestem pewien, że będą panie wiedziały, co się robi z małym dzieckiem.Ja również się roześmiałam.Pomyślałam, że jest cudowny.Odwróciłam głowę, chcąc ukryć moje uczucia, a on spokojnie wziął mnie pod ramię.Był nie tylko mądry i miły, lecz także sporo rozumiał.Po posiłku nasze bagaże zostały załadowane do 121wojskowego samochodu i wkrótce jechaliśmy już w stronę granicy.Bardzo szybko znaleźliśmy się w niesamowitym tłoku.Zdawać się mogło, że cała ludność Belgii zapragnęła nagle wydostać się z kraju.Był to żałosny widok — najbardziej wryły mi się w pamięć przerażone, zdezorientowane twarze i najróżniejsze środki lokomocji.Ludzie jechali na rowerach bądź szli na piechotę wioząc swój dobytek na taczkach, i przyświecało im jedno: uciec, zanim dogoni ich wroga armia.Major Merrivale znakomicie panował nad sytuacją.Siedział za kierownicą, a Annabelinda postarała się o to, by zająć miejsce koło niego.Panna Carruthers i ja z Edouardem siedzieliśmy z tyłu.Major prawie cały czas podtrzymywał rozmowę.Powiedział, że armia brytyjska już wyruszyła do Francji.— Niedługo przepędzimy stąd Niemców — pocieszał nas.— Najpierw jednak musimy się trochę przygotować.Działamy w pośpiechu, podczas gdy Niemcy szykowali się do wojny od lat.Kajzer dążył do niej za wszelką cenę.Od dawna szukał z nami zwady… właściwie odkąd wysłałtelegram gratulacyjny do Krugera w związku z wojną burską*.Najwyższy czas dać mu nauczkę.Czy paniom wygodnie jest z tyłu?— O tak, dziękujemy — odparłyśmy obie.— A monsieur Edouard?— W pełni usatysfakcjonowany.Uważa to wszystko za bardzo zabawne.— Mądre dziecko.Ma właściwe podejście.— To na pewno nie jest zabawne dla ludzi opuszczających domy — zauważyłam.* 4 stycznia 1896 roku cesarz Wilhelm wysiał depeszę gratulacyjną do Paula Krugera, prezydenta Transwalu, gratulując mu zwycięstwa nad Anglikami (przyp.tłum.).122— Nie na długo je opuszczają — odparł pocieszająco major.— Niedługo będą wracać.— Jak pan myśli, majorze, kiedy Niemcy dotrą do Mons?— spytała panna Carruthers.— Trudno przewidzieć, ale jeżeli będą posuwać się w dotychczasowym tempie, to sądzę, że w ciągu tygodnia.— Czy jest aż tak źle?— Och, to było podłe z ich strony… napadać na kraj, który nie ma nic wspólnego z wielką polityką, tylko po to, żeby zająć pozycję blisko rzeczywistego wroga.Biedna, mała Belgia… Kompletnie pozbawiona środków obrony.Trudno.Niedługo Niemcy pożałują, że w ogóle zaczęli tę wojnę.— Jest pan bardzo pewny siebie — powiedziałam.— Zawsze, taki byłem.Czasem mylę się, ale zawsze przyjemniej jest wierzyć, że wszystko dobrze się zakończy…nawet jeżeli tak w końcu nie jest.Więc widzi pani, nie jest to takie najgłupsze podejście.— Myślę, że to właściwe podejście — uśmiechnęła się wdzięcznie Annabelinda.Odpowiedział jej uśmiechem.W duchu pomyślałam:„Uważa ją za atrakcyjną.I ma rację.Ona właśnie taka jest”.— To kwestia zapatrywań — zabrała głos panna Carruthers.— Wszystko w życiu ma złe i dobre strony.Ale ma pan sporo racji, że warto być optymistą.Oczywiście pod warunkiem, że jest się przygotowanym na konfrontację z prawdą, gdy przypuszczenia okażą się błędne.— Aha! — wykrzyknął major żartobliwie.— Mamy wśród nas filozofa, a może Sybillę.— Zgadza się — roześmiała się panna Carruthers.— Na imię mam Sybil.Major wybuchnął swoim zaraźliwym śmiechem.Wszystkie zawtórowałyśmy mu, a najgłośniej śmiała się 123panna Carruthers.Pomyślałam wtedy: „Oto jesteśmy w niepewnej sytuacji, w okolicznościach tragicznych dla wielu ludzi, a jednak są chwile, kiedy potrafimy się śmiać i czujemy się naprawdę szczęśliwi”.I tak podążaliśmy ku granicy.Nie rozstałam się z Edouardem.Nikt nie sprzeciwiał się zabraniu go.Panna Carruthers zachowywała się zupełnie inaczej niż w szkole.Annabelinda puściła w niepamięć przykrą scenę, jaka się między nami rozegrała.Wszystko dzięki majorowi.* * *Zanim przekroczyliśmy granicę, zapadł wieczór.Major Merrivale powiedział nam, że ma na imię Marcus i że nie widzi powodu, dla którego miałybyśmy się dalej bawić w konwenanse.Zaproponował, żeby od tej chwili opuszczać słowo „major” i zwracać się do niego po imieniu.— To szczególna chwila, czyż nie? Długo będziemy pamiętać tę podróż.Czy zgadzacie się panie ze mną?Zgodziłyśmy się całym sercem.— Myślę, że młody człowiek na tylnym siedzeniu niebawem zacznie się zastanawiać, dlaczego nie dajemy mu pospać.— Prawdę mówiąc — odparłam — wspomniany młody człowiek pogrążony jest w głębokim śnie, więc jestem pewna, że nad niczym takim się nie zastanawia.— Jednakże noc powinien spędzić w bardziej godziwych warunkach.Myślę, że wszyscy zasłużyliśmy na to, tym bardziej, że nie ma już potrzeby tak się śpieszyć.Poszukam gospody, w której moglibyśmy zatrzymać się na noc.124— Świetny pomysł — powiedziała Annabelinda.Wszyscy zgodziliśmy się z nią.— Jest takie miejsce niedaleko St.Armand.Może tam spróbujemy — zaproponował major.— Widzę, że doskonale znasz te okolice — zauważyła Annabelinda.— Przestudiowałem wcześniej mapę i naradziłem się z kolegą, który zna je naprawdę dobrze.Polecił mi gospodę o nazwie „Le Cerf”, czyli „Jelonek”.Brzmi sympatycznie, prawda? Jest to typowa wiejska oberża.Może spróbujemy tam? Na zewnątrz prawdopodobnie będzie wisiał szyld wyobrażający to miłe stworzenie.A jeśli nie będzie miejsc, to na pewno znajdziemy coś innego.Ruch na drogach był mniejszy niż w Belgii, co mnie bardzo ucieszyło.Widok tych biednych ludzi opuszczających swoje domy był naprawdę przygnębiający
[ Pobierz całość w formacie PDF ]