[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Abdel czuł pewną dozę przekonania, że Jaheira będzie znała odpowiedzi na przynajmniej część z tych pytań, a nawet jeżeli nie, Abdela to tak naprawdę nie obchodziło.Wystarczyło założyć, że ten koordynator – kimkolwiek tak naprawdę był – był następnym w kolejce rozmaitych geniuszów zła, dążących do dominacji nad światem, którzy z jakiegoś powodu sądzili, że wyjątkowe pochodzenie Abdela może im pomóc stać się cesarzami całego Faerunu.Rozważywszy to wszystko, Abdel uznał, że zabije po prostu tego mężczyznę i skończy z tym wszystkim.Abdel zaatakował szybko i trzymał oczy zamknięte w oczekiwaniu na nagły strumień krwi.Krew nie pojawiła się i Abdel poczuł, jak marszczą mu się brwi.Koordynator, wciąż uśmiechając się, odchylił się po prostu w tył przed wirującym czubkiem ciężkiego ostrza Abdela.W odpowiedzi Abdel zakręcił klingą szybciej, rozszerzając łuk do dołu.Wciąż uśmiechając się koordynator cofnął się, postawił z powrotem stopę i niemal zatańczył do tyłu na gładkiej, kamiennej podłodze wielkiego pomieszczenia, ciągle utrzymując ciało centymetr od ostrza.Abdel nigdy nie widział, by ktoś poruszał się tak szybko.W polu widzenia Abdela błysnęło coś żółtego i samą siłą woli spowodował, że jego miecz zaczął poruszać się szybciej, dopóki nie znajdowała się przed nim jedynie niewyraźna, szara mgła.Na twarzy koordynatora pojawiło się wyraźne zatroskanie i Abdel nabrał otuchy.Wargi mężczyzny rozstąpiły się, wypowiedział tylko jedno słowo, proste słowo, i zniknął.– Za.– wrzasnęła Imoen.Abdel obrócił się tak szybko, że niemal samemu sobie obciął głowę.Pozwolił, by jego ostrze zwolniło zaledwie na tyle, by mógł wyraźniej widzieć.Na przeciwległym końcu wielkiej komnaty stał koordynator, niewiele więcej niż tylko zarys w falującym świetle pochodni.–.tobą!W przeciągu czasu potrzebnego by mrugnąć, Abdel spojrzał na Jaheirę, z powrotem na koordynatora – który po prostu tam stał – i podjął decyzję.Zaczął biec do koordynatora, wymachując z boku mieczem i wywołując delikatne, przenikliwe świszczenie w powietrzu.Zerknął znów na Jaheirę i jej oczy zdradziły zakłopotanie, lecz również poziom zaufania.Nagle zaczął mieć nadzieję, że będzie zdolny na nie zasłużyć.– To prawda – powiedział koordynator, a jego głos odbił się echem po wielkim pomieszczeniu.– Chodź i weź mnie, zbirze.Abdel podskoczył raz, później następny, a koordynator zmarszczył brwi.Najemnik wyskoczył wysoko w powietrze mniej więcej w połowie drogi od miejsca, w którym stał koordynator.Dziwny mężczyzna wydał z siebie warkotliwy śmiech i zaczął biec do Abdela, najwyraźniej zamierzając spotkać się z nim gdzieś pośrodku.Abdel trafił w dno żelaznej dziewicy Jaheiry wystarczająco mocno, by ją rozbujać.Jaheira obiła się o chłodne, żelazne pręty z siłą, która ją posiniaczyła, a Abdel wisiał na lewej ręce, trzymając swobodnie miecz w prawej.Koordynator był prawie pod nim, gdy zaczął mamrotać jakąś inkantację.Gotów na wszystko Abdel podniósł z powrotem rękę i przełożył miecz.Spojrzał w górę, skupił się w myślach na kołyszącej się kłódce klatki i wszystko stało się czarne.Podciągnął się tak szybko, że mięśnie na barku wykręciły się boleśnie.Nie widział zamka i nie mógł ryzykować uderzenia w niego na ślepo.Mógłby zranić, a nawet zabić Jaheirę.– To było proste – z dołu dobiegł kpiący głos koordynatora.Wiedząc, że znajduje się jedynie niecałe trzy metry nad podłogą, Abdel puścił się po prostu i spadł.Dotknął posadzki stopami i trzymał miecz przed twarzą, ostrzem równolegle do podłogi, by zablokować wszelkie próby mające na celu roztrzaskanie mu czaszki.Ciemność była absolutna.Nie mógł widzieć ostrza, które musiało znajdować się na szerokość dłoni od jego twarzy.Nie mógł widzieć swoich stóp, nie widział nawet czubka nosa.– Abdel.! – wrzasnęła Imoen [ Pobierz całość w formacie PDF ]