[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedział za kierownicą mazdy, zaparkowanej mniej więcej pięćdziesiąt metrów od domu Rogersa.Pojawił się tu poprzedniego dnia, o wpół do jedenastej, wezwany rozkazem pułkownika Philpotta.Przed nim, na półeczce pod oknem, stał kartonowy kubek po kawie i na pół zjedzony hamburger.Kiedy Rogers wyszedł, Dave słuchał akurat płynącej z radia muzyki, stukając palcami po kierownicy do rytmu.Widząc obiekt wyłączył radio, po czym uaktywnił odbiornik, nastawiony na sygnały nadajnika, który już wcześniej umocował do podwozia fiata.Odczekał pół minuty i ruszył za nim, utrzymując odpowiedni dystans.Kierowca czarnego kombi, zaparkowanego u wylotu uliczki, zgasił papierosa, włączył silnik samochodu i pojechał za mazdą.Zadzwonił telefon.Kolczynski przewrócił się na bok.Nie otwierając oczu macał ręką tak długo, aż natrafił na słuchawkę.–Siergiej? – usłyszał.–Tak? – odparł, nie całkiem jeszcze rozbudzony.– Malcolm, czy to ty?–Ja.Właśnie otrzymałem telefon od oficera służbowego w centrum.Dave Swain jechał za Rogersem do domu przy Garden State Parkway.Rogers zaparkował nie dojeżdżając do celu.Próbował dotrzeć do niego pieszo.Po pewnym czasie Dave usłyszał strzały.Kiedy poszedł sprawdzić, co się dzieje, znalazł zwłoki Rogersa, leżące na polanie przed budynkiem.–Co robi teraz?–Utrzymuje obserwację.Nie chcę, by podejmował jakiekolwiek działania, póki nie podeślemy mu posiłków.–Kogo? Siódemkę?–Nie.Trójkę.To ich operacja.Oficerowi służbowemu kazałem już wezwać C.W., Mike’a i Sabrinę.Za dwadzieścia minut pojawią się przed gmachem ONZ.Ja jadę porozmawiać z Dave’em.–Doskonale.Zaraz będę gotów.–Wysłałem po ciebie samochód.Przyjedzie za parę minut.–Dzięki, Malcolm.–Do zobaczenia.Kolczynski odłożył słuchawkę, ziewnął i wstał.Przede wszystkim zapalił papierosa, po czym ubrał się i wyszedł.Na samochód poczeka ma ulicy.–Co oni tu do diabła robią? – Mike’a Grahama zdenerwowały policyjne samochody, zaparkowane u wylotu prowadzącej do domku dróżki.–Zaraz się dowiemy.– Sabrina zahamowała delikatnie, przed autem pojawił się policjant, gestem nakazując jej stanąć.Zatrzymała i przez otwarte okno spytała: – Co tu się dzieje?–A kim wy jesteście? – odpowiedział pytaniem policjant.Kolczynski, zajmujący miejsce pasażera, pokazał mu kartę identyfikacyjną.Gliniarz sprawdził ją dokładnie, obejrzał sobie siedzących z tyłu Grahama i Whitlocka, po czym oddał dokument Rosjaninowi.–Możecie jechać – zezwolił łaskawie.–Nadal nie wiemy, co się dzieje – warknął Mike.– Ludzie, co wy tu właściwie robicie?–Tam dalej znajdzie pan dowódcę SWAT.– Policjant niedbałym gestem wskazał kierunek.– On wam wszystko wyjaśni.–To SWAT też tu dotarło? – zdumiał się Kolczynski.– No, tylko ich nam brakowało.Sabrina wrzuciła jedynkę i wolno ruszyła dróżką.–O, jest Philpott! – Rosjanin wskazał pułkownika stojącego ze Swainem przy samochodzie SWAT.Dziewczyna zaparkowała na poboczu, wysiadła pierwsza i z uśmiechem podeszła do szefa.–Miło widzieć, że stanął pan już na nogach – powiedziała.– Jak pan się czuje?–Wszystko było świetnie, póki tu nie dotarłem.– Philpott szerokim gestem wskazał na stojących w pobliżu ludzi.– To jakiś cholerny cyrk!–Co tu się dzieje, panie pułkowniku? – Obok nich pojawił się Graham.Szkot obrzucił Swaina bardzo nieprzyjaznym spojrzeniem.–Za Dave’em jechał jeden z bystrzaków ze SWAT.Stąd się tu wzięli.Zameldujesz się jutro w moim biurze, punktualnie o dziewiątej – rozkazał agentowi, który tylko pokornie skinął głową, wsiadł do mazdy, włączył silnik i ruszył w kierunku autostrady.Philpott zwrócił się do Whitlocka.–Zaraz po przyjeździe rozmawiałem z Bernardem przez telefon – powiedział.– Ma Rosie.–Co z nią?–Wszystko w porządku.Pozwolił nam zamienić kilka słów.Biorąc pod uwagę okoliczności, Rosie czuje się dobrze.To niezwykła dziewczyna.Powinieneś być z niej dumny.–Tak.Jest wspaniała.Czy Bernard wysunął już jakieś żądania?–Na razie nie.–A co z Rogersem? – wtrącił Kolczynski.–Nie żyje.Bernard pozwolił ludziom ze SWAT zabrać ciało i… – Philpott przerwał.Na drodze pojawił się nie oznakowany samochód policyjny.– No, a to ci niespodzianka! – stwierdził, zdumiony.–Kto to jest, proszę pana? – zwróciła się do niego Sabrina.–Sean Hagen, zastępca komisarza nowojorskiej policji.Co go tu sprowadza o tej bezbożnej godzinie?Hagen czekał, aż kierowca otworzy mu drzwi i dopiero wtedy wysiadł.Ubrany był w garnitur i szary płaszcz, na głowie zaś miał nisko nasunięty na czoło kapelusz.–Nie sądziłem, że aż do tego stopnia nie ufasz swym ludziom, Sean – stwierdził Szkot, kiedy komisarz podszedł bliżej.–Oddział SWAT podlega bezpośrednio mnie – stwierdził Hagen, wkładając dłonie w kieszenie płaszcza.– Jak myślisz, kto rozkazał śledzić twojego człowieka? Tylko w ten sposób mogliśmy odnaleźć Bernarda.Podobnie jak wy, zgubiliśmy go, kiedy został zwolniony [ Pobierz całość w formacie PDF ]