[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze był jakiś powód, żeby odwlekali z Edem decyzję o dzieciach na następny rok.Może zaczekamy, aż firma zacznie sobie lepiej radzić.Najpierw weźmiemy w leasing 737.Zdobędę certyfikat na DC-9.– Uśmiechnęła się do niego w zamyśleniu.– A twoi chłopcy? Chcą zostać glinami, jak dorosną?– Raczej interesuje ich futbol.Ale wątpię, czy znajdą zajęcie w Nowym Jorku.Chyba że Metsi zaczną grać inaczej niż ostatnio.Po krótkim milczeniu Percey spytała:– Mogę zadzwonić do firmy? Muszę sprawdzić, co z samolotem.– Pewnie.Zostawię cię samą.Tylko nikomu nie podawaj numeru ani adresu.W tej sprawie jestem niepoprawnym uparciuchem.Rozdział piętnasty.45 godzin – godzina ósma.– Tu Percey.Co u was?– Wszyscy są wstrząśnięci – powiedział.– Wysłałem Sally do domu.Nie mogła.– Jak się czuje?– Nie mogła dojść do siebie.Carol też.I Lauren.Zupełnie straciła nad sobą panowanie.Nigdy nie widziałem nikogo w takim stanie.Co u ciebie i Brita?– Brit jest wściekły, ja też.Ale się porobiło.Och, Ron.– A ten detektyw, ten ranny policjant?– Chyba jeszcze nic nie wiadomo.Co z „Foxtrotem Bravo”?– Nie tak źle, jakby się wydawało.Wymieniłem już okno w kabinie.W kadłubie nie ma żadnych uszkodzeń.Silnik numer dwa.tu jest kłopot.Trzeba było wymienić sporo poszycia.Staramy się znaleźć nową butlę gaśniczą.Z tym nie powinno być problemów.– Ale?– Ale trzeba wymienić pierścień.– Komorę spalania? Wymienić? O Boże.– Już dzwoniłem do dystrybutora Garretta w Connecticut.Zgodzili się przywieźć ją jutro, mimo że to niedziela.Mogę ją zamontować w dwie, trzy godziny.– Do diabła – mruknęła.– Powinnam tam być.Powiedziałam im, że się stąd nie ruszę, ale, niech to szlag, muszę tam być.– Gdzie jesteś, Percey?Stephen Kall, słuchający tej rozmowy w ciemnym mieszkaniu Sheili Horowitz, wziął długopis, gotów zapisać adres.Przycisnął słuchawkę do ucha.Lecz Żona powiedziała tylko:– Na Manhattanie.Otacza nas z tysiąc gliniarzy.Czuję się jak papież albo prezydent.Dzięki swemu odbiornikowi przeszukującemu Stephen słyszał policyjne komunikaty o jakimś zamieszaniu w okolicach dwudziestego posterunku, który znajdował się w West Side.Komisariat zamykano i wywożono wszystkich aresztantów.Zastanawiał się, czy właśnie tam jest teraz Żona – w budynku posterunku.– Powstrzymają jakoś tego faceta? – spytał Ron.– Mają jakiś trop?Właśnie, mają? – zastanawiał się Stephen.– Nie wiem – odrzekła.– Te strzały – powiedział Ron.– Boże, były straszne.Przypomniały mi wojsko.Ten sam huk.Stephen jeszcze raz pomyślał o Ronie.Czy mógłby go wykorzystać?Prowadź rozpoznanie, oceniaj.przesłuchuj.Stephen wahał się, czy wytropić Rona i torturami zmusić go, by zadzwonił do Percey i zapytał o adres jej kryjówki.Lecz gdyby nawet udało mu się ponownie przedrzeć się przez zabezpieczenia na lotnisku, byłoby to wielkie ryzyko.I zajęłoby mu zbyt wiele czasu.Słuchając rozmowy, Stephen wpatrywał się w monitor laptopa, na którym nadal widniał komunikat „Proszę czekać”.Podsłuch był połączony ze skrzynką przekaźnikową Bell Atlantic niedaleko lotniska i dzięki niemu Stephen już od tygodnia nagrywał rozmowy z biura.Dziwił się, że policja jeszcze tego nie odkryła.Na stół wskoczył kot – Esmeralda, Essie, obrzydliwy worek robaków – i wygiął w łuk grzbiet.Stephen usłyszał, jak mruczy.Zaczął się kulić.Strącił kota na podłogę, delektując się przeraźliwym wrzaskiem zwierzęcia.– Szukałem pilotów – mówił niewyraźnie Ron.– Mam.– Wystarczy tylko jeden.Jako drugi.Chwila ciszy.– Co? – spytał Ron.– Polecę jutro.Potrzebuję tylko pierwszego oficera.– Ty? Wydaje mi się, że to nie jest najlepszy pomysł, Percey.– A masz kogoś? – spytała krótko.– No, chodzi o to.– Masz kogoś?– Na liście jest Brad Torgeson.Powiedział, że chętnie nam pomoże.Wie, jaką mamy sytuację.– Dobrze.To pilot do rzeczy.Latał na learach?– Mnóstwo godzin.Percey, myślałem, że będziesz się ukrywać aż do zebrania sądu przysięgłych.– Lincoln pozwolił mi na ten lot.Pod warunkiem że do tego czasu zostanę tutaj.– Kto to jest Lincoln?Otóż to, pomyślał Stephen.Kto to jest Lincoln?– Dość dziwny człowiek.– Żona zawahała się, jak gdyby chciała coś więcej o nim powiedzieć, ale nie była pewna co.Zawiedziony Stephen usłyszał tylko: – Pracuje dla policji, stara się znaleźć mordercę.Powiedziałam mu, że zostanę tu do jutra, ale koniecznie muszę lecieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]