[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze niestary, ma czterdzieści trzy lata, dobrze zakonserwowany, smukły, zadbany, wiele lat spędził we Włoszech - Europejczyk! To dopiero byłby związek! Nie jakiś tam lotnik w butach z cholewami, lecz światowej sławy architekt i ona, Wika, jego żona, córka znakomitego profesora, rodowita moskiewska inteligentka.Na taki alians żaden Szarok, żaden Diakow się nie targnie, bo prędko dostaną po łapach!“Jakże to tak, Józefie Wissarionowiczu - zwróci się w razie czego jej mąż do Stalina.- Jeśli mi się nie ufa, można powierzyć nadzór nad moją osobą innym ludziom.Ale kazać śledzić mnie mojej żonie jest rzeczą amoralną”.No, wtedy dopiero Szarok i Diakow dostaną za swoje, polecą ze swoich stołków, a z ich stołków dale-eko się leci!Architekt co prawda ma żonę.Żona również pochodzi z Odessy, mieszkała z nim we Włoszech, otrzaskała się tam trochę, podciągnęła.Chuda, nosata brunetka, pali długie, cienkie papierosy, mruży oczy, jest krótkowidzem, lecz okularów nie nosi.Ma dwoje dorosłych dzieci z pierwszego małżeństwa, jest starsza od Architekta o całe osiem lat, on ma czterdzieści trzy, ona pięćdziesiąt jeden i mimo to ta zdzira zdradza go na każdym kroku.Aktualnym jej ukochanym jest Kola Kryłow, zupełny jeszcze młokos, taki złotowłosy cherubinek z Podmoskowja, wkrótce zostanie powołany do wojska i ona usiłuje wepchnąć go na adiutanta jakiejś wysokiej szarży.Z mężem nigdzie nie bywa, w ciągu dwudziestu lat znudzili się sobą.On cały dzień spędza w pracowni, czasem tam nawet nocuje, często wyjeżdża za granicę i wtedy jego żona korzysta z pełnej swobody.A kiedy Architekt wyjeżdża pod Moskwę, do Domu Architekta, w Suchanowie, w jego moskiewskim mieszkaniu nocują jej kochankowie, on widocznie wie o tym, bo nigdy nie wraca bez uprzedzenia, unika skandalu, który tylko by go upokorzył.Wika zauważyła, że żona jako kobieta go nie pociąga.Pokonać tę odesko-italską damę nie będzie trudno.W każdym razie stosunki są już nawiązane, on jest w niej zakochany, spędza w jej łóżku upojne chwile, ona jest młoda, piękna, doświadczona, zręczna, on jeszcze krzepki i z temperamentem.Nie mogą przeżyć dnia bez spotkania albo przynajmniej telefonicznej rozmowy.Ale dla otoczenia ich związek pozostaje tajemnic- Wszyscy znają tylko Igora Władimirowicza, znają go jako jej starego przyjaciela, jako “miniony etap”, wiedzą, że to właśnie z nim chodzi do Domu Architekta, mieszczącego się w dawnym pałacyku adwokata Plewako na bulwarze Nowińskim.Ale panienki tam nie chodzą.Dom Architekta nie stał się jeszcze modny, chociaż jest tam restauracja, co prawda trzeciej kategorii.Urządzano w nim wystawy projektów - kogo to mogło interesować?Tym łatwiej było jej ukryć ten związek.Do Domu Architekta przychodziła tylko z Igorem Władimirowiczem, potem przyłączał się do nich Architekt.Ta konspiracja wydawała mu się zbędna, ale cenił w Wice jej delikatność, zainteresowanie, jakie wykazywała dla jego spraw.Wika przychodziła na posiedzenia, na których omawiano projekty, uważnie przysłuchiwała się dyskusjom, sporom.Na posiedzeniach bywały starsze panie - architektki, ale one nie stanowiły dla niej zagrożenia, niepokoiła ją natomiast obecność ładniutkich dziewcząt, kreślarek, w pracowni.Igor Władimirowicz uspokoił ją jednak, twierdząc, że dla czołowego, a tym bardziej naczelnego architekta dziewczyny z jego pracowni nie wchodzą w rachubę.- Pierwsze prawo wytrzymałości materiałów - żartował Igor Władimirowicz - głosi: każdy związek ogranicza o jeden stopień wolność.Tymczasem Architekt powinien się w swojej pracowni czuć absolutnie wolny.Swoją rolę Wika grała bezbłędnie.Nawet Igor Władimirowicz uwierzył, że jest zakochana w jego przyjacielu.Był to trudny okres ścierania się w architekturze różnych prądów, szkół, kierunków, tradycji.Sam Architekt, który kształcił się we Włoszech, zjeździł wiele krajów i znał nowoczesną architekturę Zachodu, reprezentował szkołę nawiązującą do tradycji klasycznych, ale uwzględniającą nowoczesne konstrukcje, zwłaszcza wysokościowe.Był za to atakowany, ale Wika obwołała go geniuszem, jego budowle, projekty, pomysły - genialnymi, mówiła to wszystkim - i jego przyjaciołom, i jego wrogom.To geniusz! Nie z tych, na których poznają się dopiero po latach, lecz żywy i uznany za takiego już dziś! Wszystko, czego dotknęła jego ręka, jest genialne!O tak, to była dobrze wybrana rola, i Wika grała ją po mistrzowsku.W niczym nie sprzeciwiała się Architektowi, nigdy z nim nie polemizowała, nie kaprysiła, nie obrażała się - kiedy ma się do czynienia z człowiekiem wielkim, trzeba być na poziomie.- Mam mnóstwo wad - zwierzała mu się - ale, rozumiesz, nie mam w sobie nic typowo babskiego, małostkowego, nie, tego nie mam w sobie za grosz, chciałabym, żeby ci było ze mną dobrze, żeby ci nic nie ciążyło.Najważniejsze, żebyś miał zapewniony spokój.Gdy nie mógł przyjść na spotkanie, uprzedzał ją o tym telefonicznie, pytał serdecznie:- Co będziesz robić?Uspokajała go:- Kochany, nie martw się, poleżę, poczytam, pójdę do koleżanek, wyskoczymy na jakiś film.Tylko koniecznie zadzwoń jutro rano!Naturalnie, ani myślała leżeć na kanapie, odwiedzać koleżanki czy biec z nimi do kina, miała inne sprawy do załatwienia: wizyty u krawcowych, u szewców, spotkania z Józikiem Libermanem, z Szarokiem - w tych sprawach nie mogło być żadnego potknięcia.I z Architektem też nie mogło być żadnego potknięcia.Niech wie, że ma w niej wierną, oddaną przyjaciółkę.Bądź co bądź jest córką profesora, z hetmańskiego rodu, bądź co bądź! To nie jej wina, że urodziła się tu, wśród tych chamów, jest arystokratką, do diabła!Tylko raz nie potrafiła nad sobą zapanować.Stało się to w Muzeum Sztuk Pięknych, na wystawie konkursowych projektów Pałacu Rad.Przez muzeum od rana do wieczora przewalały się tłumy, długachna kolejka ciągnęła się aż po Wołchonce.Architekci, w tym również zagraniczni, stali obok swych projektów, udzielali wyjaśnień, odpowiadali na pytania.Wika przychodziła tam codziennie, spotykała się z Architektem, w tym środowisku miała już sporo znajomych, może ktoś i domyślał się, jaką rolę gra przy Architekcie, ale sama Wika zachowywała się skromnie.W salach panował gwar i ożywienie, zwiedzających nie ubywało, i tylko jedna osoba ani razu nie pokazała się w muzeum - żona architekta.- Nie złość się na nią - mówił Architekt - w ciągu dwudziestu lat dość się napatrzyła na moje projekty, znudziło się jej.- Ale przecież to jest twój główny projekt, dzieło twego życia!- O, kiedy projekt zostanie zatwierdzony, kiedy będą wręczać dyplomy, wtedy na pewno przyjdzie - zażartował Architekt.- Właśnie! Wtedy będzie stać obok ciebie, będzie dzielić z tobą twój tryumf!Architekt spojrzał na nią uważnie, zrozumiał aluzję: to ona chciałaby stać obok niego, to ona chciałaby dzielić z nim jego tryumf
[ Pobierz całość w formacie PDF ]