[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwsza i największa przeszkoda została pokonana z łatwością.– Frebec jest tylko jeden.Nie możesz pozwolić, żeby jeden człowiek wszystko ci zepsuł.Talut.i Tulie.nie zaprosiliby nas, żebyśmy z nimi zostali, gdyby cię nie lubili i nie uznawali, że masz coś wartościowego do zaofiarowania.– Ty też masz coś wartościowego do zaofiarowania, Jondalarze.Czy chcesz tu zostać i stać się Mamutoi?– Są dla nas bardzo mili, znacznie milsi niż tego wymaga zwykła gościnność.Mogę zostać, z pewnością przez zimę, a może i dłużej i z zadowoleniem przekażę im wszystko, co tylko będę mógł.Ale nie potrzebują moich umiejętności łupania krzemienia.Wymez jest znacznie lepszy ode mnie i Danug wkrótce będzie równie dobry.A miotacz już im pokazałem.Widzieli, jak się go robi.Jeszcze trochę ćwiczeń i będą mogli używać.Jestem Jondalar z Zelandonii.Przerwał i spojrzał przed siebie, jakby widział coś w oddali.Potem skierował wzrok w stronę, z której przyszli ze zmarszczonym czołem, jak gdyby próbował wymyśleć jakieś wyjaśnienie.– Muszę wrócić.kiedyś.choćby tylko po to, żeby powiedzieć mojej matce o śmierci mojego brata.i dać Zelandonii szansę znalezienia jego ducha i poprowadzenia go do następnego świata.Nie mógłbym zostać Jondalarem z Mamutoi, wiedząc o tym, że tego nie zrobiłem, nie mogę zapomnieć o moich obowiązkach.Ayla uważnie mu się przypatrywała.Wiedziała, że nie chce tu zostać.Nie z powodu obowiązków, chociaż z pewnością się do nich poczuwał.Po prostu chciał wrócić do domu.– A co z tobą? – spytał Jondalar, starając się zachować neutralność głosu i wyrazu twarzy.– Czy chcesz tu zostać i stać się Aylą z Mamutoi?Zamknęła oczy, szukając sposobu wyrażenia uczuć, dla których brakowało jej słów, lub dla których słowa nie wystarczały.– Od kiedy Broud mnie przeklął, nie mam ludzi, Jondalarze.Czuję się pusta.Lubię Mamutoi i mam dla nich szacunek.Czuję się u nich jak w domu.Obóz Lwa jest.jak klan Bruna.większość ludzi jest dobra.Nie wiem, kim byli moi ludzie przed klanem, i nie myślę, żebym się kiedykolwiek dowiedziała, ale w nocy czasami myślę.pragnę, żeby oni byli Mamutoi.– Wpatrywała się w mężczyznę, patrzyła na jego proste, jasne włosy wymykające się spod ciemnego futra kapuzy, w jego twarz, o której myślała, że jest piękna, chociaż powiedział jej, że nie jest to właściwe słowo na określenie mężczyzny; przyglądała się jego silnemu ciału i mocnym rękom, patrzyła w jego niebieskie oczy, tak uczciwe i tak teraz pełne niepokoju.– Ale przed Mamutoi przyszedłeś ty.Zabrałeś pustkę i wypełniłeś mnie miłością.Chcę być z tobą, Jondalarze.Dostrzegła w jego oczach uczucie ulgi, a jego twarz promieniowała tym ciepłem, do którego była przyzwyczajona w dolinie.Automatycznie przysunęła się do niego i w następnej chwili poczuła ustami jego usta i przygarniające ją ramiona.– Aylo, kocham cię, Aylo – szeptał w ochrypłym, zduszonym łkaniu, przepełnionym udręką i ulgą.Trzymał ją mocno, ale ostrożnie, jakby nigdy nie chciał jej puścić, a równocześnie bał się, że jej zrobi krzywdę.Rozluźnił uścisk na tyle, żeby unieść jej głowę i zaczął całować czoło, oczy, czubek nosa, potem usta i czuł narastające pożądanie.Było zimno i nie mieli gdzie się schronić, ale pragnął jej teraz.Rozwiązał rzemień przytrzymujący jej kapuzę i zaczął całować kark i szyję, rękami sięgając pod kurtę i tunikę, aż znalazł ciepłą, nagą skórę i pełne piersi z twardymi sutkami.Jęknęła cicho, kiedy je pieścił.Rozwiązał rzemień jej spodni i sięgnął, żeby znaleźć jej puszysty wzgórek.Przycisnęła się do niego, kiedy znalazł gorącą, wilgotną szparę i poczuł nagłe ściśnięcie w lędźwiach.Ayla wsunęła rękę pod jego kurtę i tunikę i rozwiązała mu rzemień przy spodniach.Sięgnęła po twardą, pulsującą męskość i przesunęła ręką po całej długości.Zajęczał głośno z przyjemności, kiedy się pochyliła i wzięła ją w usta.Czuła językiem gładkość skóry i wciągnęła ją, jak tylko głęboko mogła, potem cofnęła się i wciągnęła znowu.Usłyszała jęk, a potem głębokie zaczerpnięcie oddechu.Odsunął ją łagodnie.– Poczekaj, Aylo.Chcę ciebie.– Będę musiała do tego zdjąć nogawice i obuwie.– Nie, nie możesz, jest zbyt zimno.Odwróć się tyłem, pamiętasz?– Jak Whinney i jej ogier – szepnęła Ayla.Odwróciła się i uklękła.Na moment pozycja przypomniała jej nie Whinney i jej ogiera, tylko Brouda i przymus.Ale pełne miłości dotknięcie Jondalara było czymś zupełnie innym.Opuściła tylną część spodni, obnażając ciepłe, jędrne pośladki i otwór, który przywoływał go, jak kwiat przywołuje pszczołę miękkimi płatkami i ciemnoróżowym wnętrzem.Zaproszenie było wyzwaniem.Poczuł przypływ silnych uczuć i pożądania.Opanował się, ukląkł tuż za nią, żeby utrzymać jej ciepło i pieścił gładką pełność, delikatnym dotykiem znawcy badał jej zapraszające wnętrze, wzgórki i fałdy pełne wilgoci i przyjemności, aż jej krzyk i nowy przypływ wilgoci powiedziały mu, że nie musi już dłużej czekać.Rozsunął jej bliźniacze półkule i wsunął swoją pełną i gotową męskość w głębokie, zapraszające wejście jej kobiecości z tak wyszukaną przyjemnością, że oboje krzyknęli.Wycofał się niemal całkowicie i wszedł znowu, przyciągając ją ku sobie i rozkoszując się jej głębokim objęciem.Znowu się wycofał i znowu wszedł, i znowu, i znowu, aż do końcowego wybuchu wspaniałego, wielkiego wyzwolenia.Po kilku końcowych ruchach, nadal głęboko w jej cieple, owinął ramiona wokół niej i przewrócili się na bok.Trzymał ją blisko, przykrywając ją swoim ciałem i kurtą przez długi moment odpoczynku.Wreszcie rozsunęli się i Jondalar usiadł.Wiatr się wzmagał i Jondalar z niepokojem zerknął na zbierające się chmury.– Powinnam się trochę oczyścić – powiedziała Ayla, siadając.– To są nowe nogawice, od Deegie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]