[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biedna mała.Sięgnął po kieszonkową apteczkę.“Możliwe zejście śmiertelne” – zakończył rozpoznanie aparat diagnostyczny.Wyrzucił drugą karteczkę – wyniki analiz.Karteczka podawała skład krwi, antyciała, temperaturę.I oznajmiała, że potrzebna jest woda.Miejscowa woda.–Słuchaj no ty – powiedział Pawłysz do robota, posługując się nastawionym na miejscowy język “lingwistą”.– Leć po wodę do strumienia! Robot nie ruszył się z miejsca.–Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? Robot ani drgnął.–Cóż, trzeba się będzie pofatygować samemu.Tylko uprzedzam – powiedział groźnie Pawłysz – dziewczyny nie wolno ruszać! Zrozumiano? Potem zwrócił się z krótkim przemówieniem do aparatu diagnostycznego:–Zostaniesz tu, kiciu.Jakby co, daj znać.– Dostroił swój odbiornik osobisty do fali “diagnosty”.W uszach nierówno stukało serce Strugi, powietrze z bulgotem płynęło do płuc.Pawłysz pocwałował do wyjścia.Roboty tkwiły nieruchomo.Przy wejściu do świątyni wojownicy usiłowali zatrzymać potarganą kobietę.Rwała się do wejścia, krzyczała.Kilka innych kobiet stało w pobliżu.Nie wtrącały się, tylko krzykiem podburzały szarpiącą się i przeklinały wojowników.“Lingwista” zatrzeszczał i zaczął tłumaczyć:“Mordercy! Zwierzęta! Robaki podziemne! Mordercy!” – “lingwista” próbował przekładać okrzyki wszystkich kobiet jednocześnie, dławił się, spieszył, sam sobie przerywał:“Odejdź! Jak się Starszy dowie, to cię zabije! Nie gryź!” – tak krzyczeli wojownicy.I znowu:“Mordercy! Gdzie moje dzieci!? Widziałam z dołu! Wszyscy widzieli! Nieśliście Strugę! Za coście ją zabili?! Bestie!”Wojownicy nie chcieli używać włóczni, bali się pozostałych kobiet.Może były tam ich matki, babki, ciotki?Pierwsze zobaczyły Pawłysza kobiety stojące z boku.–Duuuch! – wrzasnęła przeraźliwie jedna z nich.Odskoczyły, schowały twarze w dłonie.Wojownicy zamarli.Tylko matka, nie zwracając na nic uwagi, usiłowała wedrzeć się do świątyni.–Proszę przestać! – powiedział do niej Pawłysz.Kobieta usłyszała go.Ku zdumieniu Pawłysza nie skłoniła się jak pozostałe.Wściekłość oślepiała ją.–Zabiłeś moje dziecko!Wojownicy skrzyżowali włócznie, kobieta zawisła na nich.–Jesteś ich matką? – zapytał Pawłysz.–Morderca!–To matka Kolca – wyjaśnił jeden z wojowników.–I Strugi! – krzyknęła starucha, stojąca w tłumie kobiet.–Moje dzieci! Gdzie są moje dzieci!Kobieta ugryzła w ramię jednego z wojowników.Upuścił włócznię.–Jesteś okrutny, duchu! Duchy to mordercy! Zabiły moje dzieci!–Spokojnie – powiedział Pawłysz.– Jak dotąd nikogo jeszcze nie zabiłem.–Niech przyjdzie Starszy, to dowie się, coś tu mówiła – warknął pokąsany wojownik, zdrową ręką złapawszy kobietę za włosy.–Gdzie Struga?! Gdzie Kolec?! – krzyczała kobieta.– Byli mądrzy, dobrzy, piękni! Lepsi od was wszystkich! Za co zabiłeś Strugę?! Widziałam, jak ją nieśli! Teraz duchy wyjmą z niej serce!–Ile razy trzeba wam powtarzać – ryknął Pawłysz chcąc przekrzyczeć hałas – że Struga żyje! Jest tylko chora! Ranna!–Puść mnie do niej!–Z przyjemnością.Tylko najpierw potrzeba mi wody.Dzban z wodą.Niech ktoś przyniesie!–Woda?–Tak, dla Strugi.Chce pić, nie rozumiecie?–Zaraz! – krzyknęła z tłumu młoda dziewczyna i pobiegła w dół, do strumyka.–Duch prosi o wodę! – podchwyciły inne kobiety.Jeszcze dwie czy trzy z nich pobiegfy za dziewczyną.Tak jakby był jakiś postęp, pomyślał Pawłysz.Młody człowiek znów będzie niezadowolony.A w sumie haruję tu na jego dobrą opinię!–A gdzie jest Struga? Chcę ją zobaczyć! – zwróciła się do Pawłysza matka Kolca.–Poczekaj.Jak przyniosą wodę, to do niej pójdziemy.–Chora?–Wyzdrowieje – zapewnił kobietę Pawłysz.– Za pół godziny, no, może za godzinę, będzie ją można zabrać do domu.Wojownicy uspokoili się, usiedli na schodach u nóg Pawłysza.Matka stała pochylona, wpatrzona w ziemię.Czekała.Rozumiała, że zasłużyła na karę, rozmawiając z duchem w taki sposób.Krople deszczu wzbijały fontanny kurzu.Na placyku zrobiło się ciemno.–Będzie wielki deszcz – powiedziała starucha, podobna do tej, którą Pawłysz spotkał przy strumieniu.Stała na skraju placu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]