[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skoro została złożona skarga, musimy się postarać sprawę wyjaśnić, ale obawiam się, że czeka cię srogi zawód, staruszku, jeśli spodziewasz się wkroczyć do domu tonącego w mdlących oparach eteru i rozbrzmiewającego rykiem torturowanych zwierząt.Przyhamuj trochę, Alfredzie.Zejdź na ziemię.Alfreda nie tak łatwo było zbić z tropu.Wprawdzie zirytowało go trochę, że odkryłem źródło jego inspiracji, ale bynajmniej go to nie ostudziło.- Dlaczego żółwie? - mruczał pod nosem.- Wybór gadów chyba tylko bardziej komplikuje sprawę.Zastanawiał się nad tym przez chwilę, po czym dodał: - Ręce! Skąd on u licha wziąłparę rąk?! - Jego oczy zaokrągliły się jeszcze bardziej i rozbłysły świeżym podnieceniem.- Hej, hej! Weź sobie na wstrzymanie - doradziłem.Co nie zmienia faktu, że było to kłopotliwe, niepokojące pytanie.* * *Nazajutrz po południu Alfred i ja stanęliśmy przed małym domkiem i podaliśmy swoje nazwiska podejrzliwemu mężczyźnie, który pilnował wjazdu do Membury Grange.Stróż pokręcił głową na znak, że nie ma nadziei, aby pozwolono nam się bardziej zbliżyć, ale podniósł słuchawkę telefonu.W duchu liczyłem - niezbyt chlubnie - na to, że to pesymistyczne nastawienie się potwierdzi.Sprawa musiała być oczywiście zbadana, choćby tylko po to, żeby uspokoić mieszkańców wsi, ale wolałbym, żeby Alfred miał więcej czasu na ochłonięcie.Na razie jego wzburzenie i oczekiwanie najgorszego raczej się nasiliło, niż opadło.Fantazje Edgara Allana Poe i Emila Zoli były całkiem niewinne w porównaniu z wytworami jego wyobraźni, karmionej odpowiednią pożywką.Wyglądało na to, że tej nocy najokropniejsze zwidy pędziły galopem przez jego sny i mój kolega znajdował się w stanie, w którym takie zdania jak„niczym nieusprawiedliwione cierpienia zadawane naszym niemym przyjaciołom” przez„bestie dzierżące nóż” czy „rozdzierający krzyk miliona drżących ofiar wstępujących do nieba” pojawiały się na jego wargach odruchowo.Sytuacja była niezręczna.Gdybym nie zgodził się mu towarzyszyć, z pewnością udałby się tam sam i jak nic napytałby sobie biedy, rzucając oskarżenia o okaleczanie, znęcanie się i sadyzm, od których niewątpliwie rozpocząłby konwersację.W końcu przekonałem go, że powinien mieć oczy szeroko otwarte, wypatrując pilnie wszelkich możliwych dowodów, podczas gdy ja będę prowadził wywiad.Później, jeśli nie będzie usatysfakcjonowany, może powiedzieć swoje.Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że zdoła opanować „wewnętrzne ciśnienie”.Stróż odwrócił się od telefonu z wyrazem zdziwienia na twarzy.- Mówi, że chce was widzieć! - wykrzyknął, jakby nie całkiem pewny, czy dobrze usłyszał.- Znajdziecie go w nowym skrzydle, w tej części z czerwonej cegły.Nowe skrzydło, przy którym węszył kłusujący Bill, okazało się znacznie większe, niż przypuszczałem.Zajmowało równie duży teren co przedtem cały dom, ale miało tylko jedną kondygnację.Kiedy podjechaliśmy, drzwi przy końcu dobudowanej części się otworzyły.Stałw nich wysoki człowiek w luźnym ubraniu, ze zmierzwioną brodą.Czekał na nas.- Dobry Boże! - zdumiałem się.- A więc dlatego zostaliśmy tak łatwo wpuszczeni!Nie miałem pojęcia, że pan jest tym doktorem Dixonem! Kto by pomyślał?- A mnie się wydaje, że wykonuje pan dość dziwne zajęcie jak na człowieka o pańskiej inteligencji.Przypomniałem sobie o koledze.- Alfredzie, chciałbym ci przedstawić doktora Dixona.Niegdyś ubogiego belfra, który próbował nauczyć mnie w szkole czegoś z biologii, później, jak wieść niesie, dziedzica milionów czy coś kolo tego.Alfred miał nieufną minę.Bratanie się z wrogiem na samym wstępie to byłzdecydowanie zły ruch! Skinął niechętnie głową i nie wyciągnął ręki na powitanie.- Zapraszam - rzekł Dixon.Wprowadził nas do komfortowo urządzonego gabinetu, którego umeblowanie potwierdzało pogłoski o spadku.Usiadłem we wspaniałym fotelu klubowym.- Pański pracownik zapewne panu przekazał, że jesteśmy tutaj służbowo.Załatwmy więc może najpierw tę sprawę, nim uczcimy spotkanie po latach.Wyświadczymy mojemu koledze przysługę, zdejmując mu kamień z serca.Doktor Dixon skinął głową, zerkając w zamyśleniu na Alfreda, który nie miał zamiaru dać się rozmiękczyć.Przeszedłem do rzeczy.- Zrelacjonuję panu sprawę, tak jak nam ją przedstawiono.- Kiedy doszedłem do opisu stworzeń przypominających żółwie, doktor Dixon okazał pewną ulgę.- Ach, więc to się im przytrafiło - powiedział.- Aha! - wykrzyknął Alfred głosem piskliwym z przejęcia.- Więc pan się przyznaje!Pan odpowiada za te nieszczęśliwe stworzenia.Dixon spojrzał na niego z zaciekawieniem.- Odpowiadałem za nie, ale nie wiedziałem, że były nieszczęśliwe.A pan skąd o tym wie?Alfred zignorował pytanie.- To jest to, czego nam trzeba! - zapiał.- Sam się przyznaje, że.- Alfredzie - powiedziałem chłodno.- Bądź cicho i pozwól mi kontynuować rozmowę.Zamieniliśmy kilka zdań, lecz Alfred był zbyt podminowany, żeby znów się nie wtrącić.- Skąd.skąd pan wziął te ręce? Niech pan mi powie, skąd pan je ma? - zażądałzłowróżbnym tonem.- Pański kolega wydaje się nieco.hm, dramatyzować - stwierdził doktor Dixon.- Pozwól mi skończyć, Alfredzie - rzekłem chłodno.- Krwiste efekty będziesz mógłdodać później, zgoda?Swój wywiad zakończyłem przeprosinami, które wydawały mi się niezbędne.- Proszę wybaczyć to najście, ale musi pan zrozumieć naszą sytuację.Kiedy przedstawia się nam zarzuty poparte dowodami, musimy je zbadać, nie mamy innego wyjścia.Ta sprawa niewątpliwie odbiega od standardów, ale jestem przekonany, że będzie pan ją mógłwyjaśnić w sposób, który nas usatysfakcjonuje.A teraz, Alfredzie - dodałem, odwracając się do kolegi - będziesz chciał, jak sądzę, zadać naszemu gospodarzowi kilka pytań.Tylko pamiętaj, proszę, że jego nazwisko brzmi Dixon, nie Moreau.Alferd zerwał się jak ogar spuszczony ze smyczy.- Chciałbym poznać powody i metody, za pomocą których dokonuje się ten gwałt na naturze.Żądam wyjaśnienia, jakim prawem ten człowiek ma się za upoważnionego do przerabiania normalnych stworzeń na nienaturalne karykatury naturalnych form.Doktor Dixon skinął łagodnie głową.- Przekrojowe pytanie, choć sformułowane po bałaganiarsku.Razi mnie to niedbałe, wielokrotne użycie słowa „natura”.Pragnę zwrócić panu uwagę, że słowo „nienaturalny” nie ma tu zastosowania.Jest oczywiste, że jeśli coś zostało zrobione, to w czyjejś naturze leżała możliwość zrobienia tej rzeczy, a natura materiału na to pozwoliła.Każdy może działać jedynie w granicach wyznaczonych przez swoją naturę; to aksjomat.- Dzielenie włosa na czworo nie zmieni.- zaczął Alfred, ale doktor Dixon ciągnąłdalej:- Niemniej, jak rozumiem, uważa pan, że moja natura popchnęła mnie do użycia niektórych materiałów w sposób, który nie da się pogodzić z pańskimi uprzedzeniami.Zgadza się?- Można ten problem sformułować na wiele sposobów, ale ja nazywam to wiwisekcją.Wiwisekcją! - powtórzył Alfred to słowo niczym jakieś szczególnie soczyste przekleństwo.- Pańskie działania będą wymagały bardzo przekonujących wyjaśnień, aby odwieść nas od pójścia na policję.Doktor Dixon skinął głową.- Sądziłem, że mogło wam przyjść coś takiego do głowy, i wolałbym, żebyście tego nie robili.Wkrótce cała sprawa zostanie podana przeze mnie do wiadomości publicznej i stanie się powszechnie znana [ Pobierz całość w formacie PDF ]