[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kulturalny wycofał się pośpiesznie w krzaki, nakazując ruchem ręki, aby uczynili to samo.Z ukrycia przypatrywał się przez chwilę budkom, wreszcie podniósł z ziemi orzech kokosowy i lekceważąc napisy, cisnął nim niezwykle celnie w pierwszą z brzegu.Huknęło.Zamarli w oczekiwaniu, ale atak nie wywołał żadnej reakcji.Porucznik wypróbował tą samą metodą trzy pozostałe stanowiska, upewniając się, że Research Institute zaniechał z niejasnych przyczyn działalności, po czym pewnym krokiem ruszył ku wejściu.Mroczne, zagracone wnętrze szałasu pachniało ziołami i uryną.Na glinianej podłodze walały się zbielałe kości z wymalowanymi magicznymi znakami.W jednym kącie zgromadzono ogromne ilości kolb, probówek i wszelkiego szkła laboratoryjnego, w drugim piętrzyły się sterty kartonowych pudeł.Nad płonącym niebieskawo palnikiem Bunsena bulgotała leniwie w retorcie jakaś gęsta, brunatna ciecz.Ignac pociągnął nosem i ruszył niepewnie w tamtą stronę, ale Kulturalny zatrzymał go brutalnie, wykręcając mu rękę.- Długopis - syknął.- Najpierw długopis.- Fil! - zawołała Sonia, tłumiąc łkanie.- Cynadry! - wychrypiał Ignac, doznawszy nagłej iluminacji.- Hm, zastanawiające.Cynadry, strawa ubogich, tu, na tej wyspie.- rzekł Kulturalny w zamyśleniu.- I to w instytucie badawczym.Chyba, że.W pewnych kulturach.Kanibalizm ostatecznie był tu do niedawna.Doprawdy nie wiem, co o tym sądzić.Straszliwe podejrzenie ścięło Sonię z nóg.Zbladła i osunęła się bez ducha na klepisko.Kulturalny rozejrzał się wokół bezradnie, a Ignac, korzystając z sytuacji, rzucił się ku retorcie.- Odwagi.Musi pani być dzielna - perswadował Soni porucznik z lekkim odcieniem zniecierpliwienia w głosie, kiedy oblana zawartością jakiejś menzurki otworzyła oczy.- Jeszcze nie wszystko stracone.Je śli odzyskamy długopis.No, niechże pani.Podejrzany brzęk szkła kazał mu odwrócić głowę; ostatnie krople sosu z cynadrów skapywały z nie ogolonej brody Ignaca.Sonia, jak dźgnięta ostrogą, rzuciła się z piąstkami na głodomora.- Ty.ty potworze! Ludożerco!Ignac bronił się niezdarnie jedną ręką, nie wypuszczając retorty z drugiej.- Spokojnie - wtrącił się Kulturalny.- Co się stało, to się nie odstanie.Nie pora płakać nad rozlanym mlekiem.Inna rzecz, że nie powinien żreć sam - przełknął głośno ślinę.- No, niechże pani nie histeryzuje, przecież to i tak szczątki.- No właśnie - łkała Sonia.- Fil chciałby.po śmierci.mówił.Chciał, żeby jego szczątki spoczęły w ojczyźnie.- Sentymentalna bzdura - zirytował się porucznik.- Już widzę te nagłówki w gazetach: „Cynadry Felixa Kiera wróciły do kraju”.Albo: „Podroby F.Kiera spoczęły na Zamku Królewskim”.Sonia w nowym ataku rozpaczy osunęła się na kartonowe pudło z mikroskopem elektronowym i tam spazmowała wytrwale, ale porucznik przestał zwracać na nią uwagę i przystąpił do przeszukiwania szałasu.Większość wyposażenia nowoczesnego laboratorium pozostawała nie rozpakowana, a sprzęt stojący na wierzchu lśnił czystością - najwidoczniej go nie używano.Inną osobliwością instytutu był całkowity brak długopisów.- Naukowcy! - zżymał się Kulturalny.- Czym oni, u diabła, notują? - Szukał wprawdzie konkret nego długopisu, ale brak jakiegokolwiek doprowa dzał go wręcz do szału.Rozglądał się bezradnie po szałasie, gdy wtem w najciemniejszym kącie coś się poruszyło i rozległo się głośne ziewnięcie.Z ubijakiem od moździerza w dłoni Kulturalny ruszył na palcach w tamtą stronę.Sterta worków zafalowała i spod łachmanów wysunęła się tłusta, różowa nóżka.Porucznik zerwał worek jednym szarpnięciem: w legowisku budziło się ze snu dziecko.Białe.Płomień zapałki oświetlił twarz chłopczyka i Sonia krzyknęła przeraźliwie - dziecko było miniaturką Fila, jego niemal idealną kopią w skali 1:3.Burza podejrzeń rozpętała się w głowie dziewczyny.Nieślubny syn jej ukochanego! Zapewne spłodzony z jakąś tubylką.A więc Fil kłamał.Byli na wyspie od pięciu tygodni, dziecko zaś miało co najmniej pięć lat.Musiał już tu być wcześniej.Dziecko z nieprawego legowiska.A może ciąża na Wermutach, w strefie podzwrotnikowej, trwa krócej? Może to wcześniak? Ale dorastanie? - Gubiła się w domysłach.- Jakąż tajemnicę zabrał do grobu Fil?Chłopczyk wpatrywał się w nich przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem, po czym usiadł raptownie i klasnął w pulchne dłonie:- Sonia, pan Kulturalny, Ignac! - zawołał.- Gdzie ja jestem? Co tu robimy?- Fil! - wykrzyknęła Sonia; mylące rozmiary ukochanego nie zwiodły jej kobiecej intuicji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]