[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nieraz się zdarza, że o takiego zagranicznego krewniaka o mało się nie pozabijają.- Pazerne to wszystko niemożliwie.Wcale im nie powiem, gdzie ona jest, niech się pomartwią.- A co? Jeździ sobie?- A jeździ.Co i raz to gdzie indziej.Niech ma kobita trochę spokoju, wszystko z nią w porządku, tyle że nerwowa, a ja tym pijawkom pomagał nie będę.Jest rzeczą oczywistą, że nie opuściłam pomieszczenia, dopóki rozmówcy nie oddalili się spod drzwi.Dowiedziałam się jeszcze, że kolega starszego sierżanta ma kłopoty, bo uciekł jedyny trzeźwy świadek kraksy samochodowej i teraz nie sposób mu udowodnić, że był na miejscu i coś widział.Starszy sierżant z niejakim rozgoryczeniem powiedział, co myśli o świadkach jako takich.Nie brzmiało to pochlebnie.Rodzina czekała opodal komendy w samochodzie.- Krwiopijcy - powiedziałam wsiadając.- Pijawki.- Kto? - zainteresowała się moja mamusia.- Milicja?- Nie, my.Odczepmy się wreszcie od tej nieszczęśliwej Teresy, która z nami nie wytrzymała i dała nogę.- Masz gorączkę? - zatroskała się ze zdumieniem Lucyna.- Milicja jest zdania, że szukamy jej po to, żeby ją dalej doić - wyjaśniłam.- Dobrze wiedzą, gdzie jest i co robi, ale nam nie powiedzą, bo jest pełnoletnia i zdrowa na umyśle.Krzywda jej się nie dzieje, może robić, co chce, a my nie mamy prawa wywierać na nią presji.- O wszyscy święci! - powiedziała Lucyna z jękiem, odzyskawszy głos po dość długiej chwili.- Naprawdę nie było tam nikogo, z kim byś się mogła porozumieć?!- Nie było.Komendant w ogóle nieobecny, jego zastępca uciekł na sam mój widok, a sierżant dostał instrukcje, żeby ukrócać te pasożytnicze zapędy chciwych rodzin.Musiałabym im opowiedzieć szczegółowo o wszystkim, inaczej nie uwierzą, że ona nie uciekła nam dobrowolnie.A nie wiadomo, co by z tego wynikło.W Warszawie znalazłabym kogoś odpowiedniego w pięć minut, ale tu nie znam ludzi.Zdopingowany obelżywymi posądzeniami umysł Lucyny ruszył pełną parą i jeszcze przed Paczkowem wykluł się projekt włączenia w sprawę pewnego faceta.Lucyna znała go średnio, ale wiedziała, że on pracuje albo w MSW, albo w kontrwywiadzie, albo w czymś podobnym, jest tam jakąś ważną figurą i możliwości ma olbrzymie.Powinien go znać bliżej Zbyszek, mąż Lilki, bo facet miał zawsze wielką namiętność do siatkówki.Swego czasu w wolnych chwilach grywał i sędziował, możliwe że robi to do tej pory tak samo jak Zbyszek, możliwe że grywali razem w jednej drużynie, możliwe że są nawet zaprzyjaźnieni, chociaż Zbyszek pewnie nie wie, kim on jest naprawdę.Za to Lucyna wie, bo przed piętnastu laty ów facet niejako porastał w ważność na jej oczach.Należy go dopaść, wtajemniczyć, dobrze usposobić i poprosić o pomoc.- Najpierw musimy się dowiedzieć, czy nie grywali ze Zbyszkiem przeciwko sobie - zauważyłam ostrzegawczo.- W takim wypadku mogliby się bardzo nie lubić.- A czym go można dobrze usposobić? - spytała z zainteresowaniem moja mamusia.- Zdaje się, że dobrą wyżerką - odparła Lucyna konfidencjonalnie.- O ile pamiętam, on bardzo lubił podróbki.- Jakie podróbki?- No, różne.Wątróbkę, cynaderki, ozór…Dyskusja na tematy spożywcze trwała aż do Cieszyna.Podsłuchana w komendzie rozmowa wskazywała wyraźnie, że Teresa nie została zaaresztowana i milicja nie ma do niej żadnych pretensji, ale zarazem odbierała nam nadzieję na oficjalną pomoc.Prześladowanie przez tajemniczą szajkę było faktem niezbitym, pomoc zatem mogła okazać się niezbędna.Facet od podróbek stopniowo stawał się naczelną postacią naszego życia i przy cieszyńskim cmentarzu wyszło nam, że egzystencja bez niego jest w ogóle niemożliwa.Pocieszyłam moją mamusię, że byłoby znacznie gorzej, gdyby gustował w langustach, homarach i befsztykach z polędwicy.Na miejsce dotarłam równocześnie z Lilką, która właśnie - wróciła z pracy.Spotkaliśmy ją przy furtce ogródka i razem weszliśmy do mieszkania.Po Teresie nie było w Cieszynie najmniejszego śladu.- No więc co, naprawdę pojechała do Szczecina? - powiedziała Lucyna niedowierzająco.- Musiałaby dostać pomieszania zmysłów - odparła trzeźwo Lilka, której przypadłości rodzinne nie zdążyły jeszcze ogłupić.- Wół by się połapał, że to miał być Cieszyn, a nie Szczecin.- Idzie piechotą, bo zabrakło jej pieniędzy na autobus - podsunęła desperacko moja mamusia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]