[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Pokazał podłużną stronicę.– To twe zeznanie, które przedstawiłaś podczas przesłuchań.Charlotta zbliżyła się do ławy sędziowskiej i przestąpiła niepewnie z nogi na nogę.– Tyle że, wielmożny panie, ja nie umiem pisać – wydukała, wlepiając wzrok w kałamarz i leżące obok niego gęsie pióro.– Wystarczy, że postawisz krzyżyk.O, w tym miejscu.– Chudy palec burmistrza wskazał dolną część gęsto zapisanej stronicy.Charlotta nieporadnie chwyciła w palce pióro.Umoczyła jego zaostrzony czubek w kałamarzu i postawiła w dole karty koślawy krzyżyk.Dwie przecinające się kreski, które pieczętowały los złego człowieka.Zachodnie Wogezy, Alzacja,dziewiętnaście miesięcy wcześniejPierwsze dni po zabójstwie szlachcica i ucieczce Charlotta spędziła, ukrywając się w górach.Jeśli nawet wysłano za nią pościg, to nie spostrzegła żadnych jego oznak.Szybko też przekonała się, że jej prawdziwym wrogiem nie będą ludzie, lecz pogoda.Jesień zbliżała się ku końcowi i z dnia na dzień robiło się coraz chłodniej.Najbardziej doskwierał Charlotcie brak butów.Poradziła sobie z tym, odcinając kawałki i tak przydługiego płaszcza, którymi następnie omotała zlodowaciałe stopy.Za dnia maszerowała przed siebie, unikając ludzi i wilków, nocą zaś chowała się w leśnych jamach i okrytych mchem wykrotach.Każdy dzień wędrówki wypełniony był bólem nóg i bioder, skręcaniem żołądka, który nie chciał przyjmować korzonków i kory drzew przeżuwanych przez Charlottę, aby oszukać głód.Piątego dnia od ucieczki uznała, że jest już bezpieczna.Opuściła zalesione stoki i zeszła na wzgórza, między którymi wiła się kamienista droga.Na trakcie dołączyła do grupy pielgrzymów spieszących, aby zdążyć przed zmrokiem do najbliższego miasta.Jak dowiedziała się od wędrowców, nazywało się Colmar i słynęło z cudownego obrazu Madonny z różami.Kryjąc się w ciżbie pielgrzymów, wychudzona i wyczerpana Charlotta znalazła się na wąskich zatłoczonych uliczkach.Nigdy wcześniej nie była w prawdziwym mieście.A to było naprawdę wielkie, mogło w nim mieszkać nawet dziesięć tysięcy mieszkańców.Oszołomiona oglądała piętrowe kamienice kupieckie o olbrzymich szklanych oknach i spadzistych dachach, pomalowane na czerwono, zielono lub błękitno.Zatrzymała się przy straganie piekarza i kupiła tartę z cebulą, a potem przycupnęła na schodach jednego z domostw i napełniła żołądek, przyglądając się przechodniom.Tam zaczepił ja Yann, chłopak, którego poznała w grupie pielgrzymów.Był miły i całkiem przystojny.Podróżował z dziadkiem, który liczył na cudowne uzdrowienie chorych oczu.– Potrzebujesz butów.– Yann wskazał na jej owinięte szmatami stopy.Charlotta się spłoniła.– Zamierzałam je kupić, ale nie znam miasta.– Pomogę ci znaleźć niedrogiego szewca – zaproponował.– Jeśli masz jakieś pieniądze.– Mam, chyba powinno wystarczyć.– Wydobyła spod koszuli kilka srebrnych monet i wysypała je na dłoń.Yann zrobił zdumioną minę.– Skąd masz srebro?– Od ojca – skłamała Charlotta.– Schowaj je.W mieście spotkasz wielu złych ludzi, którzy mogą chcieć cię okraść – przestrzegł ją chłopak.– Umiem sobie poradzić – odparła buńczucznie i pokazała mu ukryty pod peleryną sztylet.Na ostrzu wciąż były drobinki krwi przypominające rdzę.Yann łypnął na sztylet i pokiwał głową.– Masz gdzie zatrzymać się na noc? – zapytał.Zgodnie z prawdą odparła, że nie.Yann pochwalił się, że zna niedrogie, ciepłe i bezpieczne miejsce, gdzie można spędzić noc.Zaproponował, aby przyłączyła się do niego i dziadka.Nie miała dokąd iść i była sama, z radością przystała więc na pomysł młodzieńca.Zmierzając w stronę noclegowni, natknęli się na klatkę, w której trzymano młodą kobietę.Miała wygoloną głowę i podarte ubranie, spod którego jaśniała skóra.Charlotta zatrzymała się oszołomiona, wpatrując się w skulone za metalowymi prętami stworzenie.Kobieta spojrzała na nią spod skołtunionych włosów opadających na twarz, a potem spuściła wzrok.– Co zrobiła? – zapytała wstrząśnięta dziewczyna.– Sprzedawała ciało za pieniądze – odparł Yann.Domyślała się, co ma na myśli, i poczuła, że się rumieni.Gospoda, o której mówił Yann, znajdowała się dwie uliczki dalej.Miała dwa piętra i przybudówkę przy stajniach, gdzie mogli się zatrzymać mniej zamożni goście.Ceny za nocleg nie były wygórowane, gdyż budynek znajdował się tuż przy cuchnącej rzeczce, nad którą stały garbarnie.Dziadek Yanna okazał się bardzo miły.Choć ledwo widział, potrafił zajmująco snuć opowieści.Charlotta słuchała go z rozwartymi ustami, kiedy opowiadał o Paryżu, gdzie w młodości służył jako królewski muszkieter.Yann siedział tuż obok niej, czuła jego dotyk na ramieniu i zewnętrznej części uda.Podobał się jej, uznała, że jest zabawny i ma ładne, uczciwe oczy.Pragnąc odwdzięczyć się za towarzystwo, Charlotta wysupłała z sakiewki drobne monety i zapłaciła za wieczerzę dla całej trójki, składającej się z kapłona, chleba i wina.Potem ułożyła się do snu na słomie i okryła cuchnącym płaszczem.Obudziła się późnym rankiem z okropnym bólem głowy i wielkim guzem pod włosami.Za to bez sakiewki pod koszulą i sztyletu.Zrozpaczona zaczęła szukać Yanna i staruszka, lecz jeden ze stajennych powiedział jej, że obaj wynajęli konie i wyjechali z miasta wraz z brzaskiem.Niedługo potem zjawił się właściciel gospody i wyrzucił ją za drzwi.Cały dzień błąkała się po uliczkach, zrozpaczona i głodna.Nie mając lepszego pomysłu, spróbowała żebractwa pod kościołem, gdzie wystawało już kilkunastu proszalników.Udało się jej nawet uzbierać kilka miedziaków, za które kupiła kawałek chleba.Zachęcona powodzeniem wróciła pod kościół, ale wtedy pojawiło się przed nią dwóch odzianych w łachmany mężczyzn z kosturami.Zagrozili jej, że jeśli będzie żebrać na ich terenie, połamią jej gnaty.Po czym na dowód tego, że nie żartują, zaciągnęli ją w zaułek i poturbowali.Głodna i przemarznięta wytrzymała dwa dni, nim zdecydowała się na najgorsze.Zaczepiła jakiegoś mężczyznę pod siedzibą cechu winiarzy.Ustalili opłatę i zaprowadził ją w jeden z zaułków.Nie bacząc na chłód, opuścił portki i obrócił Charlottę twarzą do muru.Oparła czoło o zimną ścianę i poczuła, jak mężczyzna przywiera do niej lędźwiami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]