[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciał tylko zabić czas, miło spędzić wieczór, niewinnie poflirtować, ale im dłużej przebywał z Talann, tym bardziej go interesowała i tym większe budziła podejrzenia, że jest we flircie lepsza od niego.Czarująca kobieta, w dodatku podobno znakomita fechmistrzyni, dorównująca Caine’owi, a według niektórych wręcz od niego lepsza.Im dłużej rozmawiali, tym częściej odpływał w sny na jawie, w których rządził z Talann u boku, Królową Ściemy, Królową Wojowniczką, budzącą przerażenie wśród wrogów i miłość u poddanych…Była piękna i wspaniała, nie była jednak - co oczywiste - Pallas Ril.Znów złapał się na tym, że marzy.Tak jest, bez dwóch zdań - przegrywał.To już nie była niewinna zabawa, ale przynajmniej zanosiło się na to, że przegrana może być ciekawsza od zwycięstwa.Fantazje o rodzinnej sielance przerwała mu Pallas - wróciła sama.Stanęła u szczytu schodów, podświetlona od tyłu blaskiem ogniska Tommiego.- Wasza Wysokość… Możesz mi tu podesłać dwóch swoich ludzi? Pomogą Lamorakowi.- Oczywiście - odparł odruchowo.Zmarszczył brwi.- Gdzie Caine?Nie mógł nic wyczytać z jej skrytej w cieniu twarzy, ale w jej głosie brzmiała troska i niepewność:- Zniknął.- Zniknął?! - powtórzyli Talann i Jego Wysokość, razem, prawie jednakowo przerażonym tonem.- Poszedł sobie? - Jego Wysokość wstał, wyplątując ręce z uścisku dłoni Talann.- Tak po prostu? Pozwoliliście mu?Talann stanęła obok niego.Na jej twarzy odmalowała się uraza i niedowierzanie.- Co się stało? Co mu powiedziałaś?- Nic.- Wyczerpanie wysysało wszelką barwę z głosu Pallas.- Nic mu nie powiedziałam.Przyszedł, żeby przekazać mi wiadomość; zrobił to, a potem odszedł.Nie mogłam go zatrzymać.- Myślałam… - zaczęła Talann.- Myślałam, że…Zawiesiła głos i pokręciła głową.Przysiadła z powrotem na schodach, podparła brodę dłońmi i powiodła tępym spojrzeniem po tokalich i Sługach, przycupniętych w gniazdach ze skrzynek.Jego Wysokość nawet na nią nie spojrzał: zabawa zabawą, ale to była poważna sprawa.Wszedł po schodach, stanowczym gestem złapał Pallas za ramię i odciągnął od klatki schodowej.Tommie i jeden ze Sług dalej grzali ręce nad ogniskiem.- Nie słyszeliście, co pani powiedziała? - złajał ich.- Idźcie po Lamoraka.Ale już.Wstali od ogniska, złorzecząc półgłosem na niesprawiedliwość losu.Pallas wskazała im kierunek i rozpłynęli się w ciemnościach.Gdy tylko zniknęli, Jego Wysokość posłał jej wściekłe spojrzenie.- Do kurwy nędzy, Pallas! - wysyczał.- Czyś ty zupełnie zwariowała? Jak mogłaś dać mu odejść? Mówiłem ci, co powiedział Toa - Sytell…Pallas patrzyła w dal jak nawiedzona, oczami obwiedzionymi zmarszczkami głębokiej zadumy, jakby słuchanie Jego Wysokości wymagało od niej ogromnego wysiłku; jakby był tylko irytującym natrętem.- Toa - Sytell się mylił.- Skąd wiesz? Skąd wiesz, że Caine nie pogna stąd prosto do Królewskich Oczu?!- Po prostu wiem.Jej spokój i pewność siebie ostudziły jego emocje, chociaż nie przekonały go do końca.- Ale skąd? Ja rozumiem, że to nie w jego stylu, ale po tym jak ty i Lamorak… Zazdrość potrafi zmienić człowieka, Pallas.Lepiej przenieśmy tokalich gdzie indziej.Na wszelki wypadek.Otrząsnęła się, jakby wróciła z bardzo daleka, i spojrzała mu głęboko w oczy.- Nie musimy ich nigdzie przenosić.Caine nas nie zdradzi.Nie może.- To bardzo pięknie, miło, że masz do niego takie zaufanie, ale tu chodzi także o mój tyłek…Pokręciła głową i parsknęła cichym, gorzkim śmiechem, jakby śmiała się z żartu, który sprawił jej więcej przykrości niż frajdy.- Zaufanie nie ma tu nic do rzeczy.Poza tym Caine wyszedł stąd przed godziną.Gdyby zawiadomił Oczy albo Koty, już by tu byli.- Kurczę, gdybym wiedział, że tu będziesz, w ogóle bym go nie przyprowadził.Nie powinnaś tak ryzykować.Położyła mu rękę na ramieniu w pojednawczym geście.- Wasza Wysokość… Dobrze zrobiłeś, uwierz mi.Uratowałeś mi życie.Jutro o świcie zabiorę stąd tokalich.Wszystko będzie dobrze.Cofnęła dłoń, odsunęła się od niego i pogrążona w myślach zeszła po schodach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]