[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze parę słów o ludziach Biura Hydrograficznego, na wszelki wypadek - jako dowód, że nie tylko jeden Maury jest mi znany.A więc, porucznik Brook - wynalazca sondy głębinowej, która zostawia ciężarek na dnie - był protegowanym Maury'ego.Na trzeciego wybrałem Littlehalesa, słynnego ze swego traktatu o uśmierzaniu fal za pomocą oliwy.Zebranie tych wiadomości zajęło mi cały wolny czas po skończonym wyładunku.Zrezygnowałem z wyjścia na ląd, co w Nowyrn Jorku było rozrywką „z tysiąca i jednej nocy”, bo wszystkie domy Polonii Amerykańskiej stały dla nas otworem, a w niektórych czuliśmy się jak w domach rodzinnych.Przekreśliłem jeden dzień pobytu w Nowym Jorku i usnąłem, usiłując nie zapomnieć tego wszystkiego, co przeczytałem.Punktualnie o godzinie dziesiątej wyszliśmy z kapitanem ze statku.W drodze do stacji kolejki podziemnej zatrzymało się koło nas jadące w tym samym kierunku auto.Wyjrzała z niego wydłużona twarz Tommy'ego.Jak się okazało, Tommy jechał właśnie do Biura Hydrograficznego, wobec czego nie potrzebowaliśmy się męczyć w kolejce podziemnej.W biurach amerykańskich nie ma czasu na długie rozmowy.Kapitan przedstawił mnie kilku swym znajomym, do których miałem się zgłaszać z raportami kapitana i po odbiór nowości wydawniczych zawsze dla niego przygotowanych.I już byliśmy w drodze powrotnej na statek, obaj w doskonałych humorach.Mój humor był zresztą tylko refleksem humoru kapitana, do którego starałem się dostosować, lecz cały czas myślałem, kiedy będę mógł podzielić się z kapitanem wiadomościami nabytymi wczoraj kosztem przyjemności związanych z wyjściem na ląd.Dość szybko znaleźliśmy zejście do kolejki podziemnej.Były to godziny najmniejszego nasilenia ruchu na tej linii.Siedzieliśmy obok siebie w przedziale sami.Pierwszy raz w życiu znalazłem się sam na sam z kapitanem w zupełnie nowych warunkach.Właściwie nigdy w życiu nie roz-.mawialiśmy.Na służbowe kapitańskie „Znaczy, rozumie pan?” miałem przeważnie jedną tylko odpowiedź: „Tak jest!” Zacząłem rozmyślać, że tyle lat ze sobą pływamy, niby znamy się dobrze, wszystkie niemal sprawy są wspólne, a wspólnego tematu rozmowy - nie mamy.Kapitan siedział obok i milczał.Nie zanosiło się, by chciał badać moje wiadomości na temat Biura Hydrograficznego.Sprawdziłem szybko, czy zapamiętałem nazwiska wybranych oceanografów.Maury, Brook, Littlehales - pamiętam doskonałe.Minęliśmy parę stacji.Kapitan o nic jeszcze nie zapytał.Teraz ogarnęła mnie niepewność, czy to właśnie ja nie jestem obowiązany bawić kapitana? Po chwili nabrałem pewności, że ten obowiązek na pewno ciąży na mnie i dlatego kapitan tak milczy.Ale o czym mówić? O Biurze Hydrograficznym sam nie rozpocznę rozmowy, bo kapitan gotów pomyśleć, że chcę się popisać tym, co powinienem wiedzieć.Może opowiedzieć kapitanowi jakąś anegdotę? Nigdy co prawda nie słyszałem, by komukolwiek na mostku opowiadał dowcipy.Tak zwanych „słonych” nie uznaje, a innych może nie lubi?Znów minęliśmy parę stacji w milczeniu.Do przedziału nikt nie wsiadł - wciąż byliśmy sami.Może opowiedzieć coś z fiordów? Myśl tę natychmiast porzuciłem.Quanto Costo, „Oceania”, króliki - przypomniały mi się zbyt szybko.Nagle olśniła mnie myśl, że przecież mogę opowiedzieć to, co usłyszałem od ministra skarbu w czasie podróży na „Polonii” do Casablanki.Może trochę dwuznaczne, ale minister był z kapitanem w bardzo serdecznych stosunkach.Jeżeli się nawet coś kapitanowi nie spodoba, będzie to wina ministra, a nie moja.Nagle przeraziłem się, że może kapitan znów mnie nie zrozumie.W ostateczności - jeden raz więcej być nie zrozumianym, nic strasznego.Zdecydowałem się kapitana bawić.Zrobiłem bardzo głęboki wdech i zacząłem:- Czy pamięta pan kapitan, jak podczas podróży do Casablanki polecił mi pan oprowadzić po statku ministra skarbu?- Znaczy, pamiętam! - kapitan zamilkł nie okazując najmniejszego zainteresowania ministrem skarbu.Widocznie myślał o czymś innym.Ale postanowiłem już brnąć dalej.- Gdy skończyłem oprowadzać, minister zaprosił mnie do baru na coctail i opowiedział zabawne zdarzenie ze swego życia.Kapitan milczał, ale szczęka stała cały czas na ,/air” - „pogodnie”.- Właściwie to zabawne wydarzenie miało miejsce z ciotką ministra - usiłowałem zainteresować kapitana.Kapitan zrobił ruch głową, jak gdyby chciał o tym słuchać.- Otóż minister opowiadał, że gdy uczył się jeszcze w gimnazjum w Wilnie, dopomagała mu ciotka przywożąc wiktuały ze swego folwarczku pod Wilnem.Musiała dojeżdżać kilka stacji.Wsiadała na malutkiej stacyjce, na której ruch był znikomy.Pewnego razu przyjechała na godzinę przed przyjściem pociągu i w trakcie oczekiwania zechciała skorzystać z ubikacji.Ubikacja znajdowała się dosyć daleko od stacyjnego budynku w gęstych zaroślach.Popatrzyłem na kapitana zaniepokojony, jakie wrażenie wywarta na nim ta „ubikacja”.Ale kapitan wydawał się słuchać z zainteresowaniem, a nawet lekko się uśmiechał.Dodało mi to otuchy i mówiłem dalej.- Wszystko szło dobrze do momentu, w którym ciotka chciała opuścić ten przybytek.Drzwi zatrzasnęły się i za nic nie chciały się otworzyć.Ciotka stukała pięściami, wołała.Usłyszała nadchodzący pociąg.Wołała jeszcze głośniej.Pociąg odszedł.Stał tylko minutę.Ciotka była jeszcze stosunkowo młoda i energiczna.Nie przestawała wołać i stukać.Popatrzyłem na kapitana.Wydawał się nawet zaciekawiony.- W godzinę po odejściu pociągu przyszedł dozorca stacyjny i uwolnił ciotkę.Ciotka, w gorącej wodzie kąpana, zaczęła mu wymyślać.„To jest niedopuszczalne, by w stacyjnej ubikacji były takie drzwi, które się w ten sposób zatrzaskują, że jak z więzienia nie można się z niej wydostać!” Staruszek wysłuchał tego wszystkiego, ale ciotka była bardzo rozżalona i chciała, by natychmiast zreperował zamek.Zaczęła mu pokazywać, w jaki sposób to się stało i w tym momencie znów drzwi się zatrzasnęły za ciotką i dozorcą zamkniętymi razem w ubikacji.Widziałem, że kapitan wydaje się coraz bardziej zaciekawiony przygodą ciotki ministra skarbu.- Zaczęli teraz stukać oboje.Staruszek był zbyt słaby, słabszy od ciotki, tak że o wyłamaniu drzwi nie mogło być mowy.Nie pozostawało nic innego jak stukać na przemian i czekać na szczęśliwy traf; może ktoś przechodząc w pobliżu usłyszy ich stukanie.Minęło parę godzin, nikt się nie zjawiał.Ciotka wpadła w furię.Następny pociąg do Wilna odchodził dopiero w nocy.Czy do tego czasu ktoś ich uwolni? Słońce już zachodziło, gdy usłyszeli głosy dziewcząt wracających z roboty.Ciotka zaczęła wołać.Głosy się przybliżyły.Nareszcie drzwi się otwierają! Ale dziewczęta widząc dosyć przystojną ciotkę i przezornie za nią ukrytego dozorcę stacyjnego dały wyraz swemu oburzeniu mówiąc: „Tfu! Ty z takim starym?!”Pociąg nasz stanął właśnie na stacji, na której mieliśmy wysiąść.Spojrzałem na kapitana i zobaczyłem w jego oczach prawdziwe iskry humoru.Poczułem się dumny, że potrafiłem go tak dobrze zabawić i rozerwać.W tej chwili usłyszałem głos kapitana:- Znaczy, proszę pana! Znaczy, to nie była jego ciotka, tylko moja.Znaczy, ja mu to opowiedziałem.JAKUB PAGANELW dokumentach okrętowych podróż ta miała znak „11 E” (jedenasta podróż na wschód).Wyszliśmy z Nowego Jorku w bezwietrzną noc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]