[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jak dotąd plan Conana nie zawiódł.On sam przyprowadził nas tu po mistrzowsku.— Philiope poprawiła swą jasną tunikę.— Jeszcze żaden piracki kapitan nie prowadził tak pewnie tak wielkiej floty.— Nawet najlepsze zdolności żeglarskie i szczęście w nawigacji są na nic — wycedziła Stygijka — jeśli dzięki nim flota znajdzie się w sytuacji bez wyjścia.— Cierpliwości, Drissa, cierpliwości.— Conan wstał i podszedł do drzwi.— Posłałem szpiegów na ląd, a dziś w nocy osobiście pójdę na zwiady… — Spojrzał na resztę obecnych: wodza Hrandulfa i Jalafa Shaha, który teraz dowodził okrętem Knulfa.— Przedłużając targi podbijamy cenę.Pamiętajcie, że macie sprzedać na razie tylko mnie, nie klejnoty.Nie odważą się zaatakować, dopóki nie położą na nich łapy.A nie wiedzą, gdzie są — wskazał na zbieraninę pirackich statków i łodzi.— Myślę, że i tak zrobimy lepszy interes sprzedając klejnoty Hyrkańczykom.Słyszeli już o naszej podróży do Turanu i powinni ofiarować nam niezłą sumkę.— Twój plan może jest dobry… — Hrandulf przemówił swym niskim, chrapliwym głosem — jeśli naprawdę uda ci się uciec, zabrać więźniów i dołączyć do nas.Ale jeśli nie, to nie licz, że będziemy szturmować Aghrapur, by cię uwolnić!— Z tym nie będzie kłopotu — zapewnił go Conan — ja i pół tuzina moich chłopców z ukrytymi wytrychami do kajdan… Myślę, że łatwo obezwładnimy straże, potem uwolnimy więźniów i ukradniemy łódź…— Dobrze, spróbuj, ale lepiej niech ci się uda.— Santhindrissa spojrzała gniewnie na barbarzyńcę.— I zrób to szybko, bo mój okręt nie będzie czekał.Tymczasem coraz szerzej rozchodziły się plotki co do przewidywanej roli piratów w planowanym spektaklu morskim.Szeptano, że oddziały żołnierzy zostaną umieszczone na każdym z próbnych statków.Nikt nie był pewien, czy chodziło o zabawę, czy o prawdziwą bitwę z piratami…Potem Alaph otrzymał niepokojący list od Nepheta Ali: „Bądź gotów do walki”.Młody alchemik przyjął to z obawą i rezygnacją.Zbyt daleko zaszły te zawody… Od pięknych marzeń o górach złota i sławie, do prawdziwej, śmiertelnej bitwy.Jedyna osoba, której mógł się poradzić co do przygotowania okrętu do walki — dzielny Mustafar — spłonął podczas niedawnego wypadku.Śmierć uderzyła wtedy szybko, zbyt szybko…Alaph zwrócił się do dowództwa portu, aby ogrodzono budynki, w których mieszkał i pracował.Obawiał się sabotażystów i zabójców wysłanych przez innych uczestników konkursu albo ich wysoko postawionych popleczników.Mówiono, że admirał Quub bardzo się przejął śmiercią swego protegowanego i ponoć wszczął prywatne śledztwo, ale na razie nie stwierdzono niczyjego celowego działania.Alaph pracował znowu dniami i nocami.To pozwalało mu zapomnieć o dręczących go obawach.Jego pomocnicy również pracowali bez wytchnienia.Większość z nich miała już wiele oparzeń i ran.To, czego od nich wymagał, nie było ani łatwe, ani przyjemne, ale gdy poszczególne części rozgrzanego metalu przynoszono z kuźni, a potem montowano na dębowym pokładzie statku, wszyscy czuli, że oto powstaje coś niezwykłego i czuli dumę ze swego dzieła.W miarę jak machina nabierała kształtu, ludzie pracowali z coraz większym zapałem.Pracownicy dali się porwać tej samej radości tworzenia co ich przełożony.Byli jedynym zespołem, który wykonywał swą pracę z ochotą, i byli też jedynymi, których nie poganiano batem, karmiono dobrze i tłumaczono sens ich pracy.W grupie Alapha, tak jak kiedyś w grupie Mustafara nie pracowali niewolnicy, lecz wolni rzemieślnicy, od których wymagano wiele, ale uczciwie płacono im za ten trud.W zabudowaniach Tambura Pashy również panował gorączkowy ruch.Nikt nie był do końca pewien, co tym razem wymyśli astrolog.Złośliwi mówili, że nawet on sam tego jeszcze nie wie.Tambur był jak zwykle wielkim optymistą i opowiadał wszystkim, którzy chcieli go słuchać, co zrobi z wygranym złotem.Dla kontrastu baraki Zalbuvulusa pozostawały milczące i ciemne, podobnie jak opuszczona pracownia Mustafara.Od czasu gdy załoga korynthiańskiego filozofa powróciła ze swej ponurej podróży po zatoce, przez kilka nocy było słychać dochodzące stamtąd mrożące krew w żyłach wycia, jęki i okrzyki bólu.Potem wszystko ucichło i tego dnia Zalbuvulus po raz pierwszy wyszedł przejść się po mieście.Wyglądał nawet mniej ponuro niż zwykle.Nie obrzucał już wszystkich świdrującym spojrzeniem.Niektórzy przysięgali, że widzieli nawet jego uśmiech, gdy któryś z oficerów spytał, czy nie wycofuje się z zawodów.Byłoby to jednak tak niezwykłe wydarzenie, że nie uwierzono plotkarzom.Ostatni z zawodników, Crotalus wyniósł się z portu na przeciwległy brzeg zatoki i tam pracował, gdzieś wśród bagien, z dala od ciekawskich oczu.Mówiono, że wyprawa w poszukiwaniu magicznych klejnotów powiodła się częściowo.Rodzaj projektów maga pozostawał wciąż tajemnicą, ale najwyraźniej jego patron, książę Yezdigerd ufał mu bez zastrzeżeń.Nawet Alaph słyszał, że czarodziej posłuży się wyższą magią, korzystając z wielkiej ponoć mocy jakiegoś klejnotu.Plotkowało o tym całe miasto.Wszyscy prześcigali się w najbardziej fantastycznych domysłach; że będzie kontrolował wiatr albo stworzy kulę, którą będzie można odnajdywać wrogów, a może rzuci tylko czary, które przyniosą nieszczęście jego rywalom.Cokolwiek to było, plotki mówiły, że było związane z czarną magią i zostało wypróbowane na żywych ludziach, niewolnikach Zembabwańczyka.Byli oni Zaporoskanami, wziętymi do niewoli podczas jednej z ekspedycji karnych.Ci niscy pasterze, żyjący w szałasach, nie umieli wykonywać żadnej skomplikowanej pracy.Mówili gardłowym językiem, którego nie rozumiał nikt w Aghrapur, i nadzorcy kierowali nimi za pomocą gestów i bata.Nikt nie wiedział, czy Crotalus potrzebował ich do budowy okrętu, czy do wiosłowania.Podejrzewano, że mają być przez niego zaczarowani, jak niewolnicy Zalbuvulusa.W każdym razie nie spotkało ich nic dobrego.Strażnicy opowiadali o ich desperackich ucieczkach, o polowaniu na zbiegów na moczarach i o ich zwierzęcym przerażeniu, gdy byli zwracani swemu właścicielowi.Czasem zachowywali się tak, jakby postradali zmysły.Przygotowania Crotalusa budziły niepokój, jednak Alaph nie potępiał swych przeciwników za to, że osiągają swój cel kosztem istnień ludzkich.Sam nie czuł się lepszy.Jeśli jego eksperyment się nie powiedzie, zginie wielu niewinnych ludzi oraz on sam.Jeśli zaś się powiedzie, będzie jeszcze bardziej śmiercionośny… Jego ofiarą padną najpierw piraci stojący w porcie, a potem niezliczeni wrogowie Imperium Turanu.Alaph czuł, że jego praca nie przyniesie ludziom szczęścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]