[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Boże, o mało nie zginęła! Tak niewielebrakowało.- Ja? Mam się zamknąć? - Złapała go za poły koszuli.Kapelusz zsunął sięjej na plecy.Oczy płonęły jej furią.- W porządku! Nie zamierzam dłużej znosićtwojego towarzystwa.Możesz sobie wrócić do samochodu i jechać, dokądzechcesz.Najlepiej do stu diabłów!Obróciła się napięcie, ale zanim zdołała odejść, porwał ją w objęcia.Wściekła, zaczęła się wyrywać.Nie puszczał.Dopiero kiedy przestała sięszamotać, zdała sobie sprawę, że Aaron drży na całym ciele.Delikatnie pogładziłago po plecach.- Aaron.?Potrząsnął głową i wtulił twarz w jej włosy.Nie, nie potrzebował oddalenia.Chciał trzymać ją w ramionach, wiedzieć, że jest bezpieczna, żenić złego jej niegrozi.- Boże, Jillian, wiesz, co mi zrobiłaś? Czując, jak łomoce mu serce, nieprzestawała gładzić go po plecach.- Przepraszam - szepnęła, choć prawdę mówiąc, nie wiedziała za co.- Tak niewiele brakowało.Pięć, może osiem centymetrów.W pierwszejchwili nie byłem pewien, czy cię nie dźgnął.Byk.Chodzi mu o byka.A zatem Aaronem wcale nie powoduje złość, leczstrach.Ogarnęło ją wzruszenie.- Cii.Na szczęście nic mi nie zrobił.To tylko tak groźnie wyglądało.- Tylko tak wyglądało? - Ujął w dłonie jej twarz.- Nie, Jillian.Byłrozjuszony.W ostatniej chwili zarzuciłem mu lasso na łeb.Jeszcze sekunda, dwie,i.Z trudem przełknęła ślinę.- Nie.nie wiedziałam.- Krew odpłynęła jej z policzków.Podniósł jej dłonie do ust, pocałował jedną, potem drugą.- No dobrze, nie wracajmy już do tego - powiedział trochę spokojniejszymgłosem.- Może trochę zbyt gwałtownie zareagowałem, ale.- Widząc, jaka jestspięta, uśmiechnął się.- Bardzo bym nie chciał, żeby byk cię podziurawił.Odprężywszy się nieco, odwzajemniła jego uśmiech.- Ja też nie.Dzięki Bogu, że skończyło się na obtarciach i siniakach.Pochylił się i pocałował ją tak delikatnie, że z wrażenia znów zakręciło sięjej w głowie.Ale tym razem nie zemdlała.Czuła, że ten pocałunek jest inny, że.Nie potrafiła tego określić.Po chwili Aaron oderwał od niej usta.Wiedział, że musi powiedzieć Jillianprawdę, wyznać jej miłość.Ale jeszcze nie teraz.Ponieważ była jedyną kobietą,jaką kiedykolwiek kochał i z którą pragnął spędzić resztę życia, postanowił za-czekać z oświadczynami na odpowiedni moment.Ruszyli z powrotem do stojącej na poboczu furgonetki.- Najpierw przygotuję ci gorącą kąpiel - rzekł, asekurując ją przywsiadaniu.- A potem zrobię kolację.- Hm, zaczynam dostrzegać korzyści płynące z utraty przytomności -powiedziała ze śmiechem.ROZDZIAŁ JEDENASTYW drodze na ranczo Jillian myślała o troskliwej opiece, jaką Aaron jąotaczał.Dotychczas nikt nigdy się nad nią nie trząsł.Zawsze była zdrowym isilnym dzieckiem.Kiedy coś jej dolegało, rodzice dzwonili po lekarza.Wcześnie wżyciu nauczyła się, że im mniej marudzi i narzeka, tym większa szansa, że lekarznie wyciągnie z torby igły ze strzykawką.Dziadek z kolei traktował guzy i obtarciajak coś normalnego.Uważał, że należy je przemyć i wracać do pracy.Nieraz się zastanawiała, jak to jest, kiedy ktoś się nad człowiekiem użala,kiedy z czułością opatruje jego rany i delikatnie całuje obolałe miejsca.Może tu, na ranczu, ominie ją atmosfera zabawy, może nie obejrzy innychkonkurencji, może cisza będzie dzwonić w uszach, ale.Ale we dwoje też możnasię wspaniale bawić; niepotrzebna do tego wrzawa, głośna muzyka i tłum.W Utopii panował spokój, bezruch i cisza.Upłynie wiele godzin, zanimktokolwiek zakłóci tę cudownie senną atmosferę.- Wiesz, chyba nigdy nie byłam tu sama - powiedziała Jillian.Przez moment siedziała w furgonetce, rozkoszując się spokojem.Przyszłojej do głowy, że mogłaby wrzasnąć na całe gardło i nikt by jej nie usłyszał [ Pobierz całość w formacie PDF ]