[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, to są te najtwardsze.Step zwrócił się do pielęgniarki:- Czy trzeba używać tych rękawiczek w przypadku Zapa? Nie jest przecież chory zakaźnie czy coś takiego, ma też właściwą wagę.Nie żądamy stanowczo, by pozwolono nam go dotykać gołymi rękoma, ale tak byłoby lepiej.- Jeżeli chce pan otworzyć to pudło, musi pan wpierw uzgodnić to z doktorem Torwaldsonem - poinformowała go Dana.W tej chwili powrócił dr Greenwald z dr Vont, która natychmiast przystąpiła do wydawania poleceń i zajmowania się Marisha.Okazało się, że prócz luźnej igły więcej rzeczy należy poprawić, dlatego cały personel medyczny pochłonięty był swoją pracą.DeAnne nie narzekała na czekanie.Jeśli chodzi o Jeremy’ego, nikt się nie śpieszył, co dobrze wróżyło.W kilka chwil potem zjawił się dr Torwaldson, wtedy dr Greenwald wycofał się i podszedł do Fletcherów.- Nie moje dziecko - powiedział - a ja nie jestem neonatologiem, więc stanowię o jedną parę rąk za dużo, odkąd Tor się pojawił.- Czy wyjdzie z tego? - zapytała Vette.- Ta malutka?- Nie wygląda mi na to - odparł dr Greenwald.- Lecz czasem cię zaskakują.Czasem naprawdę chcą żyć.- Sądzi pan, że one naprawdę mają pragnienia? Takie maluchy?- To zależy - rzekł dr Greenwald.- Od tego, czy się wierzy, że mają duszę, czy nie.Ja przypadkiem wierzę, że mają, że dusza może mieć pragnienia, choć ciało nie dorosło jeszcze, by zamieniać je w słowa.Widziałem dzieci trzymające się życia z całych sił, gdy inne po prostu poddawały się i odchodziły.Nie rozmawiają o tym, lecz ja to tak odczuwam.- Czy to właśnie robi Jeremy? Odchodzi?- Może poczekajmy z odpowiedzią - zaproponował dr Greenwald - dopóki nie zobaczymy, jak się będzie czuł po odzyskaniu przytomności?- Doktorze Greenwald - rzekł Step.- Sądzę, że pan zrozumie - chcemy pobłogosławić naszego syna, dlatego musimy położyć na nim nasze ręce.Także chcemy namaścić go pojedynczą kroplą czystej oliwy, na czole lub ciemieniu.Czy jest to dozwolone?Dr Greenwald popatrzył na Torwaldsona.- Och, nie widzę przeciwwskazań.Zap to naprawdę morowy chłopczyk.W porównaniu z innymi tutaj to wykapany Larry Holmes.Dr Greenwald otworzył inkubator i Harv wyciągnął olejek, kroplą namaścił czoło dziecka, odmawiając towarzyszącą temu obrzędowi krótką modlitwę.DeAnne zauważyła, że dr Greenwald przypatruje się temu, z szacunkiem chyląc głowę.Wówczas obaj ze Stepem dotknęli delikatnie ciała dziecka i Step dopełnił namaszczenia dłuższą modlitwą, dostosowaną zawsze do potrzeb osoby przyjmującej namaszczenie i zgodną z tym, co Step w danym momencie czuł.Dopiero dwa miesiące temu, pomyślała DeAnne, Step konfirmował Steviego, a teraz swemu najmłodszemu dziecku daje całkowicie odmienne błogosławieństwo.Dobrze się czuła wiedząc, że mąż jest do tego zdolny, jest zdolny wezwać potęgi niebieskie, by przyszły na pomoc dziecku.Mogę mu dać mleko z mego ciała, żywiłam go wewnątrz siebie przez dziewięć miesięcy, a Step nie mógł mieć w tym swego udziału.Lecz on może naszemu dziecku dać to.Błogosławieństwo zdawało się DeAnne potężne, kiedy je wymawiał; kiedy jednak było już po wszystkim, uświadomiła sobie, że Step nie wspomniał nic o leczeniu.Błogosławił jedynie Jeremy’ego, by lekarze zdali sobie sprawę z własnych ograniczeń i nie mylili się co do niego, i żeby wkrótce był w domu z matką, ojcem, siostrą i braćmi.Dr Greenwald potrząsnął dłonią Stepa, kiedy ten zatrzasnął inkubator.- Jest pan pastorem? - zapytał.- Nie - odparł Step.- Jestem programistą komputerowym.Harv zaś jest księgowym.- No cóż - rzekł dr Greenwald.- Miło było popatrzeć na ojca, jak to robi własnemu synowi.Pierwszy raz widzę coś takiego.Od pobliskiego inkubatora, gdzie zebrali się pozostali lekarze, dobiegł głos, cichy, lecz wyraźny.- Odeszła.Po chwili lekarze zaczęli się rozchodzić.DeAnne usłyszała, jak dr Vont mruczy:- Zadzwonię do jej rodziców.DeAnne objęła matkę, która zdawała się wstrząśnięta tym faktem.Zauważyła prócz tego, że dr Greenwald wyciągnął chusteczkę i przeczyścił okulary, po czym dodatkowo przetarł oczy.- Nigdy do tego nie przywyknę - powiedział.- Nawet jeśli nie należą do mnie.Nie lubię, gdy je tracimy.- Nagle zebrał się w sobie.- Może byśmy tak wyszli z oddziału? Nie musimy uczestniczyć w tym, co teraz nastąpi.Wyprowadzając ich na korytarz, dr Greenwald pocieszał:- Wasz chłopczyk nie sprawia wrażenia, jakby groziło mu obecnie jakieś niebezpieczeństwo, a co do letargu, no cóż, porozmawiam po południu z Torem.Dostrzeżecie poprawę, obiecuję, gdy tylko dobierzemy odpowiednie dla jego organizmu dawkowanie.Miło było pana spotkać, panie Fletcher, pani.- Brown - powiedziała Vette.- Miło było pana spotkać - rzekł Harv, ściskając jego dłoń.Greenwald odszedł.- Czuję się lżej, gdy Zap znajduje się pod jego opieką - oświadczył Step.- To pomaga, że on naprawdę kocha te dzieci.I że on.No wiecie.Traktuje nas poważnie.- Dzięki za pomoc - DeAnne zwróciła się do Harva.- Mam pewien pomysł - odezwała się Vette.Ton jej głosu poweselał nagle, oddalając przygnębienie, jakie opanowało ją na oddziale intensywnej opieki.Taki już miała dar, wyczuwała właściwy moment, by odmienić nastrój ludzi, by postawić ich znowu na nogi.- Poproszę Harva, by odwiózł mnie do domu, a wy dwoje wrócicie drugim samochodem.- Nie ma sprawy - rzekł Harv.- Dzięki - powiedział Step.- Muszę porozmawiać z DeAnne.- Jeden warunek - zaznaczyła Vette.- Mnie przypadnie renault.Klimatyzacja, wiecie.- Pootwieramy w datsunie okna - oznajmił Step.- Będzie nam tak samo gorąco, ale nasz pot pomoże w podlewaniu trawników po obu stronach drogi.Kiedy tylko znaleźli się sami w datsunie, DeAnne zapytała o błogosławieństwo.- Nie mogłeś pobłogosławić go, żeby został uleczony?- Myślisz, że nie chciałem? - odparł Step.- Myślisz, że nie zamierzałem tego zrobić?- Tamtego dnia byłeś tak fatalistycznie nastawiony - powiedziała DeAnne.- To znaczy wczoraj.Czy tylko wczoraj? Sądziłam, że może już go skreśliłeś.- Usiłowałem powiedzieć coś o Zapie, który by wyzdrowiał i cieszył się idealnie zdrowym ciałem, ale nie mogłem.Może z mojej strony to brak wiary, a może powiedziano mi, bym nie błogosławił go w taki sposób.Tak czy inaczej, co mogłem zrobić? Powiedziałem, co byłem w stanie powiedzieć.- No dobrze - rzekła DeAnne - jak poszło z panią Weeks?- Najpierw powiedz mi, jak się czujesz.Ból ciągle dokucza?- Do tego trochę krwawiłam.Muszę więcej leżeć.- A ja cię wiozę tym rzęchem, trzęsącym się jak galareta.- Chodzi o to jeżdżenie do szpitala tam i z powrotem.- Zatem mówisz, że powinnaś była zostać?- Ja nie umieram, Step.Po prostu boli mnie i trochę krwawię.Opowiedz mi o dr Weeks.Czy pokłóciliście się?- Tylko przesłuchaj taśmę.- Wyciągnął z kieszeni dyktafon, włożył go do magnetofonu i wcisnął „play”.Przez pierwszą chwilę, słuchając rozmowy w biurze dr Weeks, DeAnne chciała krzyknąć, żeby przestał, że robi wszystko na opak, rozmyślnie prowokując lekarkę.Wówczas jednak zdała sobie sprawę, że jest całkiem opanowany.A dr Weeks naprawdę nie chce udzielić mu jakichkolwiek informacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]