[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Powiem, że już wychodzę.Otworzyła drzwi i osłupiała, bo na progu stał Saul.Wyglądałtak, jakby się postarzał o dziesięć lat.Był nieogolony i rozczochrany.Wszedł do pokoju, a Giselle spojrzała z wyrzutem na zarumienioną z emocji babcię.118– Zrobiłam, o co prosiłeś, Saul – oznajmiła staruszka triumfalnie.– Przetrzymałam ją najdłużej, jak się dało.Saul uściskał ją serdecznie, a Giselle poczuła ukłucie w sercu.Wiedziała, że gdy kończy się związek dwojga ludzi, cierpi na tym także otoczenie, więc jej babcia i mąż nie mieli szansy na podtrzymanie dotychczasowych relacji.– Chcę cię zabrać do domu – oznajmił Saul krótko, spoglądając na Giselle z troską i miłością.– Musimy porozmawiać.– Pragniesz urodzić to dziecko, prawda? – wtrąciła się babcia niespodziewanie.To bezpośrednie pytanie zbiło Giselle z tropu.– Tak – przyznała.– Chcę je mieć.To zupełnie cudowne, że mogę dać życie nowemu człowiekowi.Uważam, że to wielki przywilej – dodała cicho.– Moje.nasze dziecko ma prawo żyć.–Odetchnęła głęboko i popatrzyła Saulowi w oczy.– Pójdę na spotkanie z tym profesorem, ale postanowiłam.że i tak urodzę TL Rdziecko, nawet jeśli będę musiała przekazać je na wychowanie innej kobiecie, której nie grozi szaleństwo.Ponad wszystko pragnę jego dobra.Giselle nie była pewna, jak to się stało, że podjęła tak bolesną decyzję, ale nagle ogarnął ją błogi spokój.Zrobiła wszystko, co w jej mocy, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo.– Giselle! – Saul był wstrząśnięty dramatycznym wyznaniem żony.119– To najlepsze wyjście – oznajmiła zmęczonym głosem.–Kocham cię, Saul, ale kocham także nasze dziecko.Nic, co powiesz, nie zmieni mojej decyzji.– Wcale nie chcę, żebyś zmieniała decyzję.Patrzyła na niego zdumiona, niepewna, czy przypadkiem się nie przesłyszała.– Giselle, idź z nim – przynagliła ją babcia.Giselle pocałowała ją i jak w transie podeszła do Saula.– Muszę zwolnić pokój w hotelu – wyszeptała.– Już to zrobiłem.– Było jasne, że nie zamierzał wracać bez niej do Londynu.– Chodźmy, pilot czeka.Wypożyczyłbym helikopter i sam przyleciał po ciebie, ale bałem się, że będę myślał o tobie, zamiast się skupić na pilotowaniu.Na pokładzie śmigłowca Saul zajął miejsce obok pilota, aby w razie potrzeby pełnić funkcję jego zastępcy, więc nie mieli okazji do rozmowy.Zmęczona Giselle zamknęła oczy i przespała praktycznie TL Rcałą drogę na lotnisko w Londynie, skąd przejechali taksówką do domu w Chelsea.– Wyglądasz tak, jakbyś lada moment miała upaść – zauważyłSaul, pomagając jej zdjąć płaszcz.– Przygotuj się do snu, a ja zrobię nam coś do picia i przyniosę do sypialni.Giselle marzyła o gorącej kąpieli, ale z obawy przed zaśnięciem w wannie zadowoliła się prysznicem.Saul zjawił się w chwili, gdy wychodziła z łazienki, opatulona w gruby, ciepły szlafrok frotte.120– Kakao? – zdumiała się na widok kubków z parującym napojem.– Kiedy mieszkałem w szkole z internatem, dostawaliśmy je na poprawę samopoczucia – wyjaśnił.– Nie wiedziałam, że mamy w domu kakao.– Nie mieliśmy.Kupiłem je dzisiaj po południu.– Postawiłkubki na szafce nocnej.– Giselle, chyba nie mówiłaś poważnie, że jesteś gotowa oddać dziecko na wychowanie?– Mówiłam absolutnie poważnie – zapewniła go.– W ten sposób zapewnię mu bezpieczeństwo.– A matczyna miłość? – spytał.Giselle zadrżała.Saul nigdy nie ukrywał, że sprawę miłości matki i dziecka uważa za wyjątkowo ważną, gdyż sam był jej pozbawiony.– Zawsze będę kochała nasze dziecko, ale dla jego dobra.– Spotkamy się z profesorem, Giselle, to nie podlega dyskusji –TL Rprzerwał jej.– Będziesz cudowną matką, a ja będę cię wspierał pod każdym względem.Odkąd wiem o tej ciąży, coraz bardziej czuję, że chcę zostać ojcem.Powiedziałbym ci o tym, ale nie chciałem wywierać na ciebie presji, bo bałabyś się jeszcze bardziej, że staniesz się taka jak swoja matka.Dlatego zależy mi na wizycie u profesora.On powie ci to, co ja już wiem: świetnie nadajesz się na matkę.– Naprawdę zmieniłeś zdanie? – nie dowierzała.– Chcesz mieć ze mną dziecko?Saul skinął głową.121– Nie pytaj mnie, jak to się stało, że zmieniłem zdanie, bo sam tego nie rozumiem – westchnął.– Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy! – wykrzyknęła radośnie.– Zajmiesz się dzieckiem, jeśli ja nie będę mogła.To dla mnie wielka ulga.Spotkam się teraz z profesorem, żebyśmy oboje mogli mu powiedzieć, że cokolwiek stanie się ze mną, zadbasz o naszego syna albo córkę.– Poradzimy sobie, Giselle – powiedział i wziął ją za rękę.– To, co przytrafiło się twojej matce, było straszne i tragiczne.Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co wtedy przeżywałaś.Sześciolatka nie powinna samodzielnie stawiać czoła takiemu dramatowi.– Miałam babcię – przypomniała mu łagodnie.– Wszystko mi wyjaśniła, kiedy podrosłam na tyle, żeby rozumieć pewne sprawy.Depresja mamy przypominała psychozę.Podobno ojciec nie zgodziłsię na sekcję zwłok, zarówno z miłości, jak i ze strachu, że zniechęci swoich pacjentów.Mogliby dojść do wniosku, że marny z niego TL Rlekarz, skoro nie umiał wyleczyć własnej żony.– Obiecuję ci, Giselle, że będę walczył o dobro naszego dziecka równie żarliwie, jak do niedawna sprzeciwiałem się jego istnieniu.Właśnie odkryłem, że zupełnie inaczej myśli się o dziecku już poczętym niż o potencjalnym.Tak naprawdę żadne z nas nie powinno niszczyć życia, które stworzyliśmy.To dziecko jest częścią nas, a my jesteśmy częścią niego.122– Och, Saul – wyszeptała Giselle, kiedy ją objął i mocno przytulił.– Jeśli istnieje Anioł Stróż, z pewnością dzisiaj się mną zaopiekował.Mam tyle szczęścia, że nie umiem tego wyrazić słowami.– Na chwilę umilkła [ Pobierz całość w formacie PDF ]