[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doktor Sagara patrzyla, jak chlopak odchodzi, a jej brwi przypominaly dwie proste kreski przecinajace czolo.Profesor Leigh zostanie za to solidnie obsztorcowany.Najwidoczniej dalej mial do niej zal o to C minus."Pozaluje tego".Norman przeszedl przez cichy Dzial Rzadkich Ksiazek, az natknal sie na bramke blokujaca wejscie."Wszyscy pozaluja!" Wyjscie bylo po drugiej stronie biurka straznika."Kazdy, kto bedzie sie ze mnie smial, umrze".Staranowal bramke, przy okazji klinujac miedzy nia a biurkiem swoja teczke.Chropowaty odglos wywolal alarmujacy okrzyk straznika.–Nie, nie potrzebuje pomocy – prychnal Norman, machajac obandazowana reka.Szarpal teczke i przepchnal ja odrobine.– To wszystko wasza wina – warknal, kiedy straznik wyszedl zza biurka, zeby zobaczyc, co moze zrobic.– Gdybyscie porzadnie budowali, byloby wiecej miejsca!–Gdyby przechodzil pan ostrozniej… – mruknal straznik, sprawdzajac mechanizm i majac nadzieje, ze obejdzie sie bez wzywania konserwatora.–Nie mozesz tak do mnie mowic.To nie moja wina.– Mimo dziwnej pozycji, jaka musial przyjac, Norman wyprezyl sie i spojrzal straznikowi prosto w oczy.– Kto jest twoim przelozonym?–Co?… – Straznika, ktory nigdy nie uwazal sie za specjalnie obdarzonego wyobraznia, naszlo dziwne uczucie, ze zza wscieklego spojrzenia tego mlodego czlowieka obserwuje go cos kompletnie nieludzkiego.Poczul, jak miekna mu kolana, i desperacko zapragnal odwrocic wzrok.–Twoj przelozony, kto nim jest? Zloze skarge i stracisz prace!–Strace co?–Slyszales.– Kolejnym szarpnieciem udalo mu sie wreszcie uwolnic teczke, mocno porysowana po jednej stronie.– Poczekaj tylko! – Norman wycofal sie w strone drzwi, prawie taranujac dwojke wchodzacych studentow.Rzucil zmieszanemu straznikowi niechetnie spojrzenie.– Zobaczysz!Kiedy doszedl do Bloor Street, czul sie o wiele lepiej.Kroczac ulica, wyobrazal sobie, jak zrzuca jedna po drugiej te tak zwane rzadkie ksiazki z polek, ciska je na chodnik pod nogi, a potem kopie na I zatloczona ulice.Wciaz oddychajac odrobine zbyt ciezko, wszedl do budki telefonicznej na stacji z gazem i zaczal szukac w ksiazce telefonicznej nazwiska, ktore podala mu ta szalona starucha.Henry'ego Fitzroya nie bylo na liscie.nu Upuszczajac ksiazke, Norman prawie wybuchnal smiechem.Jesli sadzili, ze taki drobiazg go po- W drodze powrotnej do mieszkania dodal doktor Sagare i chamskiego urzednika przedsiebiorstwa transportowego do listy w czarnej ksiazeczce.Nie znal niektorych nazwisk, ale zbytnio sie tym nie martwil.Wladca Demonow na pewno bedzie wystarczajaco potezny, by poradzic sobie bez nich.Juz w domu Norman dopisal sasiada z gory.Dla zasady, bo heavy metal przebijajacy sie przez sufit wydawal sie podkrecac dudnienie w jego glowie.Wlamanie do systemu telefonicznego zajelo mu mniej czasu, niz sie spodziewal, mimo ze naciskal klawisze tylko zdrowa reka.Jedyny Henry Fitzroy na liscie mieszkalna West Bloor Street 278, mieszkanie 1407.Ze wzgledu na bliskosc Yonge i Bloor Norman podejrzewal, ze w budynku mieszcza sie luksusowe apartamenty.Rozejrzal sie po swoim malutkim mieszkanku.Jak tylko wezwie Wladce Demonow, sam bedzie mial taki adres i zamieszka w warunkach, na jakie zasluguje.Ale najpierw musial zdobyc grimuar, ktory posiadal Henry Fitzroy – ta wredna starucha z pewnoscia tylko sie z nim draznila.Oczywiscie Henry Fitzroy nie pozyczylby mu go, nie bylo nawet sensu pytac.Ludzie, ktorzy mieszkali w takich budynkach, pysznili sie tym, co posiadali.Tylko dlatego, ze mieli mase pieniedzy, swiat nie byl wart ich uwagi, a calkiem rozsadna i uzasadniona prosba o pozyczenie ksiazki zostalaby odrzucona.–Pewnie nawet nie wie.co ma.Mysli, ze to jakas stara ksiazka warta mase kasy.Ja wiem, jak z niej korzystac.To daje mi do niej prawo.– Zabrania ksiegi, ktora mu sie nalezala, nie mozna nazwac kradzieza.Norman odwrocil sie i spojrzal na kaluze metalu, ktora zostala z hibachi.Byl tylko jeden sposob, zeby wydostac jego wlasnosc z pilnie strzezonego budynku.–Cos sie dzis dzialo? – zapytal Greg, zajmujac dopiero co zwolnione krzeslo.Powinien jeszcze chwile zaczekac.Wciaz bylo cieple.Nie znosil siedziec na krzesle rozgrzanym przez czyjs tylek.–Pan Post spod 1602 znowu zablokowal podjazd swoim autem – Tim zachichotal i podrapala sie w brode.– Za kazdym razem, kiedy probowal podjechac staczal sie w tyl i znowu stawal.Wreszcie po-zwolil zeby auto zjechalo az pod same drzwi, i stamtad zaczal.Myslalem, ze sie posikam ze smiechu.–Niektorzy ludzie – stwierdzil Greg – nie sa stworzeni do siedzenia za kolkiem.– Pochylil sie i podniosl paczke lezaca na podlodze przy biurku.– Co to?Straznik z dziennej zmiany zamarl na wpol ubrany w hokejowa kurtke, podczas gdy sluzbowa juz zawisla na haczyku.–Przyszlo dzis rano, przesylka kurierska z Nowego Jorku.Dla tego pisarza z czternastego.Zadzwonilem do niego i zostawilem wiadomosc na sekretarce.Greg odlozyl paczke z powrotem na podloge.–Pewnie pan Fitzroy pozniej po to zejdzie.–Pewnie tak.– Tim zatrzymal sie po drugiej stronie biurka.– Greg, tak sobie myslalem…Starszy straznik prychnal.–Niebezpieczne zajecie.–Nie, tak powaznie.Myslalem o panu Fitzroy u.Pracuje tu od czterech miesiecy i nigdy go nie widzialem.Nigdy nie zszedl po poczte.Nie wyprowadzil samochodu.– Machnal reka mniej wiecej w strone paczki.– Nigdy nie rozmawialem z nim przez telefon, zawsze sie nagrywam.–Ja go widuje prawie kazdej nocy – zauwazyl Greg, odchylajac sie razem z krzeslem.–No wlasnie.Widujesz go nocami.Zaloze sie, ze nigdy przed zachodem slonca.Greg zmarszczyl brwi.–Do czego zmierzasz?–Te morderstwa z wysysaniem krwi… Mysle, ze pan Fitzroy to zrobil.Mysle, ze jest wampirem.–Mysle, ze zwariowales – powiedzial chlodno Greg, pozwalajac, by przednie nogi krzesla opadly na podloge z glosnym tapnieciem.– Henry Fitzroy to pisarz.Nie mozesz oczekiwac, ze bedzie sie zachowywal jak ktos normalny.A jesli chodzi o te wampiry… – Siegnal do skorzanej teczki i wyciagnal z niej egzemplarz brukowca.– Lepiej to przeczytaj.W zwiazku z tym, ze po wszystkich siedmiu meczach Leafsi rzeczywiscie wygrali rozgrywki w dywizji, pierwsza strone poswiecono hokejowi.Anicka Hendle musiala zadowolic sie strona druga.Tim czytal artykul, marszczac brwi, gdy natrafial na trudniejsze slowa.Kiedy skonczyl, Greg podniosl reke, powstrzymujac jego reakcje, i obrocil strone.Felieton Anne Fellows nie probowal odwolywac sie do rozsadku czytelnikow, ale rozpisywal smierc Ani-cki Hendle na kazda emocje, jaka w sobie zawierala.Autorka zrzucila cala wine na barki mediow, przyznajac, ze tez miala w tym swoj udzial, i domagala sie, by porzucono taktyke wzbudzania strachu."Czy nie wystarczy nam prawdziwych strachow na naszych ulicach, musimy tworzyc nowe?" – Zmyslili to wszystko o wampirach?–Na to wyglada.–Tylko po to, zeby sprzedawac gazety [ Pobierz całość w formacie PDF ]