[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwyżej rok czy dwa później.Kiedy Wujek nie będzie już w stanie sam zajmować się końmi, przeprowadzę się do niego bez względu na wszystko.Zresztą sprawa rozwodowa jest w toku.- Dobra, panie egoisto.A co z dziećmi? Ja mam siostrzenicę, tę Cinkę, o której ci mówiłam, i jej rodzice właśnie się rozwodzą.Wiem, jak to wygląda, i nikomu nie życzę podobnych przeżyć.Zresztą sama wychowałam się bez rodziców i wyobraź sobie, że wiem, co to jest tęsknota za ojcem.Nie przekonasz mnie.- O Jezu, Broszka, denerwujesz mnie! - rozeźlił się nagle, ale zaraz złagodniał.- Przepraszam, znów mnie poniosło.Za bardzo mi na tobie zależy, żebym mógł zachować spokój.Widzisz, one akurat nie odczują tego aż tak boleśnie.Weterynarza i tak nigdy nie ma w domu, toteż rzadko się widujemy jak na rodzinę.Oczywiście, wolałbym mieć syna przy sobie, ale Joaśka się na to nie zgodzi.Zresztą z moim ciągłym brakiem czasu nie umiałbym zapewnić mu właściwej opieki.Jacek jest jeszcze zupełnie malutki, w czerwcu skończył trzy latka.Będę go często odwiedzał, nawet jeśli matka zabierze go do Warszawy, do teściowej.Nie porzucę go przecież, jeśli o to ci chodzi.- Nie czuję się ani trochę przekonana - odparłam, pocierając dłonią skroń.Byłam zmęczona.Noc, którą szczęśliwie mieliśmy za sobą, nie należała do przyjemnych.Za szybą ciemne korony drzew odcinały się od szaro-perłowego nieba.Czułam się tak, jak gdyby nie istniały wcale sprawy zamknięte klamrą burzliwej nocy.Uchyliłam okno.Do samochodu wpadła fala powietrza pachnącego spalinami i lasem.Przede wszystkim lasem.Głęboko wciągnęłam w płuca świeży, kojący aromat.Nie potrafiłam jakoś wyrzucić z pamięci cygańskich oczu synka Filipa.I jego roztrzęsionej, nieszczęśliwej żony.To jest w naszym przypadku ta druga strona medalu.Z tej sytuacji nie da się przecież wybrnąć tak, żeby nikt nie został pokrzywdzony.Jeśli odrzucę Filipa, z nikim nie będę szczęśliwa tak jak z nim, nawet z Kubą, wiem to na pewno.A jeżeli pozwolę mu do siebie wrócić, to przyczynię się do rozbicia jego rodziny, która w innym wypadku może jakoś przetrwa.Ten kryzys małżeński nie jest pewnie tak głęboki, jak przedstawia go w tej chwili jedna ze stron.Czyli i tak źle, i tak niedobrze, jak mawia babcia.I co ja mam z tym fantem zrobić?Byłam tak śpiąca i zmęczona wydarzeniami ostatnich kilkunastu godzin, że moje myśli płynęły wyjątkowo leniwie.Za odsuniętą szybą las cichł coraz bardziej i tylko od czasu do czasu dało się słyszeć idący górą poszum wiatru.Z przymkniętymi oczyma wsłuchiwałam się w tajemnicze szmery, nie spodziewając się, że nie zdążę nawet zasnąć, kiedy wciągnie nas wir niespodziewanych wydarzeń.Rozdział dwudziesty pierwszyKrążyliśmy po targu w Bodzentynie i szukaliśmy konia.Właśnie tak to z boku wyglądało: że chcemy coś kupić.Nie przyznawaliśmy się, że chodzi nam o konkretną klacz, żeby nie spłoszyć przewoźnika.Nissan został przy wjeździe na teren targowiska.Kuba oddał samochód matki do warsztatu w Kielcach i z wdzięczności za pomoc postanowił nam jeszcze trochę potowarzyszyć.Zresztą chciał zobaczyć Lolitę, wokół której zrobiło się tyle zamieszania.Podejrzewałam, że został przede wszystkim ze względu na mnie, ale mogłam się mylić.Na szczęście ekipa zajmująca się przywracaniem przejezdności dróg pojawiła się na tyle wcześnie, że zdążyliśmy dotrzeć do Bodzentyna przed piątą rano.To jest przed czasem, kiedy - według Filipa - pojawiają się „hurtownicy”, najczęściej obcokrajowcy, którzy wykupują całe transporty i wywożą je za granicę.Istniała szansa, że doczekamy się także ściganej ciężarówki.Przy tak niesprzyjających warunkach na trasie nie mogła nas bardzo wyprzedzić, zresztą pewnie też gdzieś utknęła.Burza zwaliła największe drzewa już wczesnym wieczorem, a objazdu dla aut ciężarowych nie było.Wujek, który zmienił Filipa za kierownicą, specjalnie pojechał dookoła, przez Kielce.- Na miejscu kierowcy tira wybrałbym drogę na skróty, od strony Starachowic - uzasadniał.- Jeśli opuści targ, zanim tam dotrzemy, spotkamy go w Łysogórach.Nie spotkaliśmy, a więc trzeba było zaczaić się na targowisku.Może się zjawi.- Albo już tu jest - zauważył Filip posępnym tonem, a ja zaczęłam zastanawiać się, co wolę: nigdy nie odzyskać Lolity, czy spotkać się oko w oko z przestępcą, przed którym już raz ledwie uciekłam.- Niewykluczone, że pojechał prosto do Zebrzydowic - dedukowałam.Prawdę mówiąc, czułam w tej chwili, że to by mi najbardziej odpowiadało, ale mimo wszystko wolałam przemierzać targowisko w towarzystwie trzech rosłych mężczyzn, niż samotnie czekać na nich w samochodzie.Zwłaszcza że nigdy dotąd nie byłam w podobnym miejscu i powodowała mną zwykła babska ciekawość.Faktycznie, że targu w Piszczacu to nie przypominało [ Pobierz całość w formacie PDF ]