[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— „Świdnickie Ciemne"?! — krzyknął książę opolski po wychyleniu kubka.— Tak — odpowiedziała Ludwina.— Piwo, któremu nie oparł się papież!— Tak.— Skinęła głową.— Synowie moi! — Książę opolski miał wniebowzięty wyraz twarzy.— Pijcie, bo to prawdziwa historia Śląska! Henryku! Ja odstępuję kwiaty synom, ja, jeśli pani pozwoli — chwycił Ludwinę za pulchną dłoń — dotrzymam towarzystwa pani.— Ale ja daję tylko piwo — uściśliła Ludwina.— Ależ ja nie pragnę niczego więcej!Jemioła przyglądała się książętom.A jej przyglądał się ten wysoki, smukły, o włosach w barwie ciemnego bursztynu, ze stojącym lwem na piersi.Widziała też, że jego właśnie największymi względami otacza Henryk, i zastanawiała się, co z tego wyniknie.Goście nasycili głód i coraz mniej uwagi poświęcali piwu, coraz częściej zerkali na siostry.Ten z lwem wstał pierwszy i podszedł do niej.— Jak ci na imię?— Jemioła.— Więc nie kwiat?Nie odpowiedziała.Uśmiechnęła się.Położył jej lekko rękę na ramieniu i zapytał:— Idziemy?Spanikowała.Co robić? Spojrzała pytająco na Henryka.Zacisnął szczęki na chwilę.Znała ten grymas.Ale opanował się i powiedział do tego z lwem:— Myślałem, Przemyśle, że wolisz złotowłose.„A więc to jest Przemysł! No tak, stojący lew! Widziałam ten znak na bramie zamku w Poznaniu.Więc to do niego nosiłam wiadomość.".Zaraz potem przypomniała sobie wszystko, co o Przemyśle mówił Henryk.„Podziwia go i jednocześnie nienawidzi.Są rywalami.No to wpadłam".— Wolę ją — powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu — jeśli nie masz nic przeciwko temu.Henryk się roześmiał.— Skądże! Jesteś moim gościem i ty wybierasz! Mogę tylko dodać, że masz dobry gust! Jemioło! Nie spraw zawodu księciu Przemysłowi i mnie.Idąc na górę, przemknęło Jemiole przez głowę, czy on nie zawiódł jej, ale odpędziła tę myśl jako dziecinną.„To tylko praca.Moja praca".I wzięła się do roboty.Przemysł był w miłości mniej wyuzdany od Henryka.Cieszył się nią, jej ciałem, swoim podnieceniem.Niczego jej nie udowadniał i niczego na niej nie odreagowywał.Spragniony jak młody lew.Zapomniała się.Nagle zdała sobie sprawę, że zapomniała się i kochała z nim, zamiast dawać mu miłość.Powinna być w pracy, potęgować jego namiętność, dawać zaspokojenie jak nagrodę.A ona po prostu kochała się z nim i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów sama doznawała rozkoszy.On śmiał się do niej, a ona do niego, jakby znali się od lat, jakby ich ciała rozpoznały się po długiej rozłące i pozbawione wzajemnych żądań i roszczeń cieszyły się miłością czystą niczym kąpiel w rzece.Gdy zaś skończyli się kochać, stało się coś, co jeszcze nigdy nie przydarzyło jej się w pracy: zasnęła.Obudziła się w ramionach Przemysła i zerwała na równe nogi.Roześmiał się.— Nie uciekaj.— Wybacz, panie.— Ja też dopiero się obudziłem.— Wyciągnął po nią rękę.— Połóż się przy mnie, proszę.— Sprawdzę, co na dole.— Nie musisz.Jesteś ze mną.Położyła się przy nim.Otoczył ją ramieniem, a ona odruchowo chwyciła go za rękę.Zawstydziła się i chciała cofnąć dłoń, ale przytrzymał jej palce.— Masz miękkie dłonie — wymruczał — i stopy.— Zanurkował niespodziewanie pod koc.Pocałował ją w kostkę i ułożył z powrotem.— Wiesz, że mój dziad miał sześć palców u lewej stopy? — powiedział leniwie.Parsknęła śmiechem.„Henryk mówił mi to samo.Czy to jest ich sposób na kobiety? Opowieść o sześciopalcym dziadku?".— Z czego się śmiejesz? To był.—.śląski bohater.wiem, wiem książę.— Jesteś dziewczyną Henryka? — domyślił się szybko.— Teraz jestem twoją dziewczyną.— A jak wyjadę?Zamyśliła się.— Nie wiem, co będzie, jak wyjedziesz.Nie wiem, czy Henryk będzie mnie jeszcze chciał.„Dlaczego to powiedziałam? Nie powinnam być taka szczera".— Jeśli nie, to przyjedź do Poznania.Zaopiekuję się tobą.— Byłam już w Poznaniu.— I ja cię nie widziałem? Dużo straciłem.— Nie mów tak, książę, bo ci uwierzę — roześmiała się.— To ja przyniosłam wiadomość o uwięzieniu Henryka.Przekazałam ją twojemu giermkowi, nie śmiałam iść dalej.— Szkoda.— Słyszałam za to wiele o twojej pięknej żonie.Ożywił się.— Prawda, że jest cudowna? Lukardis.ma na imię Lukardis.— Tak mówią.Ale nie widziałam księżnej.Kochasz ją — stwierdziła Jemioła.— Kocham.Jest najsłodszą istotą, jaką znam.Nie gniewaj się.— Odgarnął jej włosy z czoła.— Panie.Ja jestem tylko.— Nie, nie.Nie jesteś.Uniósł się na ramionach i wpatrywał w twarz Jemioły.— Nie jesteś dziwką.Przynajmniej nie dla mnie.Pocałowała go i pomyślała, że teraz jej życie skomplikowało się jeszcze bardziej.JAKUB ŚWINKA miał niespokojne sny.Nawiedzały go wizje rodem z Kronik Czasu Przebrzmiałego.Widział w nich Bezpryma i kobietę obok niego, i to biedne dziecko, Propateryka, wysyłanego do klasztoru w głąb Węgier.Nie powinien go tak ujmować los króla wyklętego, a jednak nie potrafił się od tych snów wyzwolić.Znał już niemal na pamięć oba pergaminy, a wciąż nie był nawet o krok bliżej odnalezienia ich autora.Co gorsza, trzeci z pergaminów, które ułożone były razem, ten, który wydawał mu się aktem nadania ziemi, był całkowicie nieczytelny.A on mógł stanowić klucz do zagadki.Albo chociaż światełko w tunelu — mruczał Jakub, po raz kolejny wpatrując się w rdzawe plamy.Od dwóch dni pracował z nim już kustosz katedralny Filip i on to właśnie natchnął Jakuba Świnkę pomysłem.— Braciszkowie z Lądu!— Co proszę, Filipie? Na co nam tu cystersi?— Nie oni nam tu, Jakubie drogi, ale my do nich z pergaminami.— Ach!.Rozumiem.Cystersi z wielkiego lądzkiego opactwa słynęli z wielu rzeczy: z bogactw, z cudów techniki, z gospodarności i z zaufania księcia Bolesława, jakim się cieszyli.I z pewnego faktu znanego w wąskim gronie osób: umiejętności nad wyraz biegłego podrabiania dokumentów.Mnisi mieli słabość do słowa pisanego.Od początku fundacji klasztoru chcieli mieć wszystko od książąt na piśmie.Nie wystarczało im książęce słowo, nadanie ogłoszone uroczyście po mszy we wszystkich kościołach.Z cysterskim uporem powtarzali, że lud tu rodzimy i pamięć rodzima, a oni, skromni przybysze z dalekiego Altenbergu, z dalekiej Kolonii, wszystko muszą mieć spisane.W tym względzie nie można na nich powiedzieć złego słowa, prowadzili swą kancelarię wzorowo i żadnych nadużyć wobec książąt Starszej Polski nigdy nie czynili.Ale w wąskich kręgach gnieźnieńskiej kapituły mówiło się to i owo.A to, że przybysze z dalekiej Francji potrafią przyjechać do opactwa z prośbą, by cystersi im przygotowali jakiś dokument rzekomo zaginiony w przeszłości.A to ktoś z Niemiec w podobnej sprawie, albo i z Karyntii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]