[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.00 czasu moskiewskiego.Boba Herberta wezwano do centrali łączności, mieszczącej się w północno-zachodnim rogu podziemi Centrum.Bob pojechał tam spotkać się z Johnem Quirkiem, szefem służby rozpoznania radioelektronicznego Centrum.Był to dobrotliwy olbrzym o twarzy świętego, ciepłym głosie i benedyktyńskiej cierpliwości.Quirk obsługiwał komputerowy moduł translatorski UTHER, maszynę sprzężoną z radiostacją nasłuchową, zdolną tłumaczyć i stenografować w czasie rzeczywistym transmisje radiowe w ponad dwustu językach i dialektach świata.Na widok Herberta Quirk zdjął słuchawki z głowy.W pomieszczeniu pracowało jeszcze trzech operatorów, których konsole nastawione były na transmisje z rejonu Moskwy i Sankt Petersburga.– Bob, przechwyciliśmy transmisje mówiące o przygotowaniach do przerzutu dużych ilości sprzętu wojskowego ze składnic od Riazania po Władywostok w rejon Biełgorodu.– Biełgorodu? Czekaj, Rosjanie tam teraz prowadzą manewry.O jaki sprzęt chodziło?– Co tylko chcesz.– Quirk machnął głową w kierunku monitora.– Wozy dowodzenia, samobieżny i latający sprzęt radiotechniczny, pojazdy i przyczepy MPS, samobieżne bazy remontowe, sprzęt kwatermistrzowski, szpitale polowe, kuchnie.– Może to tylko jakieś ćwiczenia? – zastanawiał się Herbert.– To by się zgadzało, ćwiczą zakładanie linii telekomunikacyjnych i przerzut zaopatrzenia.– Nigdy nie widziałem u nich nic tak nagłego.– Co masz na myśli?– To wygląda na kolejną koncentrację na pozycjach wyjściowych, ale dotąd, zanim Rosjanie ruszali do natarcia na manewrach, w eterze aż huczało od rozmów o planowanym czasie nawiązania styczności bojowej, o przewidywanej sile przeciwnika.Namierzaliśmy mnóstwo transmisji o ruchach wojsk, kalkulacji i rozkładów jazdy, rozmów o taktyce, omówień manewrów okrążających, obejść, frontalnych natarć i tak dalej.– A teraz nic z tych rzeczy?– Absolutne zero.Jeszcze nigdy nie widziałem niczego podobnego.– A kiedy to wszystko dojedzie na miejsce – zastanawiał się na głos Herbert – będą gotowi do zrobienia czegoś na naprawdę wielką skalę.Choćby inwazji na Ukrainę.– Zgadza się.– Ale Ukraińcy nic nie robią.– Może nie wiedzą, co się tam dzieje?– Albo nie biorą tego serio.Zdjęcia satelitarne wskazują, że mają nad samą granicą jednostki rozpoznawcze, ale nie są to kompanie dalekiego zwiadu.Wyraźnie nie przewidują konieczności działania za linią frontu.– Herbert bębnił w zamyśleniu palcami w oparcie wózka.– Jak długo potrwa, zanim Rosjanie będą gotowi do wymarszu?– Na pozycjach mogą być jeszcze dzisiaj.– Może to tylko dla picu?– Nie – pokręcił głową Quirk.– Nie, to są pełne, szczegółowe rozkazy.Poza tym używają kombinacji cyrylicy i alfabetu łacińskiego, jak zwykle wtedy, gdy naprawdę chcą coś ukryć.Kiedyś przestawianie wspólnych liter zbijało nas z tropu, bo nie mogliśmy wyczuć, którego w końcu alfabetu używają, ale teraz ta zabawka daje sobie radę bez problemu – poklepał obudowę komputera UTHER.Herbert uścisnął jego ramię.– Dobra robota.Daj mi znać, jak jeszcze coś złapiecie.22Poniedziałek, 21.30 – Sankt Petersburg– Panie generale – zameldował Jurij Marew – radio melduje kodowaną depeszę z samolotu śledzonego przez satelitę Sokół-11, wysłaną za pośrednictwem dowództwa Floty Pacyfiku we Władywostoku.Orłow, krążący wolnym krokiem po sali operacyjnej stanął i spojrzał na naznaczoną wypiekami twarz młodzieńca.Po chwili ruszył ku jego stanowisku.– Jesteście pewni?– Tak jest, panie generale.To z Gulfstreama.Orłow rzucił okiem na zegar na monitorze.Samolot miał jeszcze pół godziny do planowanego czasu lądowania, a o ile generał znał tamtejszy klimat, nic nie wskazywało na to, żeby tego terminu dotrzymał.Wiatr był coraz silniejszy i przebijanie się przez niego na pewno pociągnie za sobą opóźnienie.– Powiedzcie Żyłaszowi, że już idę – powiedział generał, ruszając do wyjścia na korytarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]