[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśl ta napełniła Coffeya dumą, a duma podniosła go na duchu.Zapowiadała się zacięta walka.Ale było coś ważniejszego od walki.Coś, o czym nie potrafili zapomnieć.Walka ta wcale nie była pozbawiona nadziei.ROZDZIAŁ 28Nad Oceanem Spokojnym, Sobota, 02.22Zaskoczenie bywa przyjemne, ale może być bardzo niebezpieczne, - i Bez względu na to, czy jesteśmy agresorem, czy ofiarą - stan zaskoczenia trwa krótko oraz wywołuje gwałtowne i ukierunkowane reakcje.Umiejętnie wykorzystane zaskoczenie to jedna z najdoskonalszych metod operacyjnych, stosowanych przez wywiad.Nawet samo niebezpieczeństwo zaskoczenia spełnia pozytywną rolę.Agent, który wie, że za drzwiami bądź za rogiem, a nawet po drugiej stronie linii telefonicznej czai się coś groźnego, ma wyostrzone zmysły i wzmożoną uwagę.Brak przygotowania na zaskoczenie może kosztować życie.Bob Herbert przekonał się o tym w Bejrucie.Od tamtej pory potrafił błyskawicznie przestawić się na pracę na najwyższych obrotach.Umiejętność przyspieszania od zera do setki stanowiła jedną z najcenniejszych zalet agenta Boba Herberta.Nie musiał wiedzieć, która jest godzina, ani gdzie się znajduje.Ważne było tylko sprecyzowanie celu działania.Kiedy Bob znał cel, nic nie mogło mu przeszkodzić w akcji - ani zmęczenie, ani niewygody, ani nawet dzikie namiętności.Herbert uważał, że gdyby nie pracował w wywiadzie, byłby wybitnym szachistą.Matt Stoll zdobył dla Herberta numer domowego telefonu pułkownika Hwana.Nie musiał się nawet włamywać do spisu zastrzeżonych abonentów w Korei Południowej.Numer był podany w notatce wywiadowczej, dołączonej do raportu z 1999 roku.Raport sporządził zespół doradców do spraw Korei Północnej dla przewodniczącego Izby Reprezentantów.- Od dawna wiem, że zanim się zacznie grzebać w cudzych śmieciach, najpierw należy przeszukać nasze rządowe bazy danych - stwierdził Stoll.Gdyby okazało się, że numer jest błędny, Stoll obiecał podjąć dalsze poszukiwania.Herbert wolałby od razu mieć pewność, ale z drugiej strony zależało mu na czasie.W Bejrucie ucierpiał od wybuchu konwencjonalnej bomby.Gdyby tamci terroryści dysponowali bronią jądrową, nie byłoby go wśród żywych.Podobnie jak tysięcy innych osób.Czekając na numer, uruchomił swój komputer zintegrowany z wózkiem inwalidzkim.Podłączył telefon do specjalnego gniazdka i znalazł się w bezpiecznej sieci telekomunikacyjnej samolotu.Zainstalował program automatycznej transkrypcji, by utworzyć dokument rozmowy.Ponadto przećwiczył najbardziej monotonny sposób mówienia, na jaki potrafił się zdobyć.Nie wiedział, jakiej narodowości był człowiek, rozmawiający wcześniej z pułkownikiem Hwanem, dlatego wolał, aby jego głos był możliwie neutralny.Starał się rozkładać akcenty nie według następujących po sobie samogłosek i spółgłosek, lecz tak, by wynikały z tonu i tempa wypowiedzi.Im głębszy i bardziej monotonny głos, tym trudniej go zidentyfikować.Herbert wybrał numer pułkownika Hwana.Po kilku dzwonkach ktoś odebrał telefon.- Hwan - rozległ się wysoki, nosowy męski głos.Między podniesieniem słuchawki a zgłoszeniem minęła dłuższa chwila, co mogło oznaczać, że rozmówca musiał przyjąć wygodną pozycję w łóżku, by odebrać telefon.- Potrzebujemy więcej danych - odezwał się Herbert głosem przypominającym bas wiolonczeli.Miał zamiar utrzymać rozmowę w trzeciej osobie liczby pojedynczej, by usłyszeć jak najwięcej imion i nazwisk.- Ja już śpię - powiedział Hwan.- Musimy mieć je natychmiast - naciskał Herbert.- To niemożliwe - odparł Hwan.- A w ogóle kto mówi? Ty nie jesteś Marcus.- Marcus zachorował.Wie pan, jak tu jest.Hwan milczał.- Za długo pracował nad tym cholernym projektem, podobnie jak my wszyscy - dodał Herbert.Hwan nadal nie chwytał przynęty.Może nie wiedział, o jaki projekt tu chodzi.- Nazywam się Alexander Court i zastępuję Marcusa - powiedział Herbert.Court był autorem książki, którą Herbert widział w sektorze załogi.Spodobało mu się to nazwisko.W sam raz na pseudonim.- No to jak będzie, panie pułkowniku? Możemy jeszcze raz liczyć na pomoc z pańskiej strony?- Panie Alexandrze, proszę przypomnieć panu Hawke, że umawialiśmy się na jeden rzut okiem.- Hwan wykręcał się.- Tym razem nie dam rady zrobić nic więcej.Proszę mnie nie naciskać, panie Court, bo poskarżę się przełożonemu Hawke’a.- Może powinien pan porozmawiać z szefem - podsunął Herbert.- Hawke zamienił nasze życie w koszmar.- To niech pan sam się poskarży - odparł Hwan.- Nie będzie chciał ze mną rozmawiać - narzekał Herbert, próbując wyciągnąć od Hwana nazwisko szefa.- Ze mną pewnie też by nie chciał, o ile w ogóle złapałbym z nim jakiś kontakt - powiedział Hwan.- Dobranoc, panie Court.- Panie pułkowniku, czy zmieniłby pan swoją decyzję, gdyby szef zadzwonił do pana osobiście?- To zależy, co miałby do zaoferowania - odrzekł Hwan.- Gdyby był gotów odstąpić jedną ze swoich sióstr, mógłbym się zastanowić - dodał ze śmiechem Koreańczyk.- A którą? - spytał Herbert.- Niech sam wybierze - rzucił Hwan.Połączenie zostało przerwane.Herbert przez dłuższą chwilę siedział bez ruchu.Czuł się wyczerpany.Nie udało mu się wyciągnąć wszystkiego, na co liczył, ale zdobył jakieś informacje.Marcus - dość niezwykłe imię.Hawke - to pewnie nazwisko.Hwan mówił o nim per „pan”, więc można było wnioskować, że nie chodzi o pseudonim.Wszyscy pracują dla tajemniczego, trudno dostępnego osobnika, który ma co najmniej dwie siostry.Prawdopodobnie młode i bogate.Odłączył telefon i wszedł do Internetu.Przesłał zapis rozmowy Hoodowi i Coffeyowi, a potem wpisał w wyszukiwarkę słowa „Marcus”, „Hawke” i „siostry”.Słowa te pojawiały się dość często, ale w żaden sposób się nie łączyły.Program wskazał internetową księgarnię Nigela Hawke’ a, biografię Marka Aureliusza i powieść Zaginione siostry.Poza tym trafił na strony sportowe, dotyczące drużyny piłkarskiej z Zatoki Hawke’a, tenisistek sióstr Williams oraz bejsbolisty Marcusa Fowlera.- Za wiele sobie obiecywałem, liczyłem na szczęśliwy traf - mruknął pod nosem.Sprawdził oddzielnie słowa „Marcus” i „Hawke”.Otrzymał ponad cztery tysiące odnośników dla każdego z nich, zbyt wiele, aby je sprawdzać.Zdecydował się dodać kryterium geograficzne.Wpisywał „Marcus”, „Hawke”, „siostry” z „Malezją”, a potem zamienił Malezję na Koreę Północną, Koreę Północną na Indonezję, Indonezję na Singapur.Nie miał ani jednego trafienia dla żadnej pary wyrazów.Poszerzył więc geograficzne obszary poszukiwań.Dołączył Australię, a potem Nową Zelandię.Nowa Zelandia dała całkiem nieoczekiwany wynik.Było to prawdziwe zaskoczenie.W pozytywnym znaczeniu tego słowa.ROZDZIAŁ 29Morze Celebes, Sobota, 00.04Odkąd „Hosanna” zdążała pospiesznie na umówione spotkanie, Peter Kannaday nie schodził z pokładu.Uwielbiał, kiedy jego jacht żwawo sunął po falach.Dawało mu to poczucie siły i swobody.Nocą zwykle nie pływał tak szybko, ze względu na ryzyko zderzenia.Jednak z radarem i sonarem, za które zapłacił Darling, ciemności nie stanowiły większego problemu.Kannaday stał oparty o burtę i z szeroko rozstawionymi nogami popijał kawę z termosu.Na mokrej od potu głowie i szyi czuł zimny powiew wiatru.Kannaday spocił się trochę za sprawą gorącej kawy, trochę zaś z powodu żalu, który go ogarnął.Nie był już kapitanem swego losu, a nawet swego statku.Zawodowy marynarz nie mógł się pogodzić z poczuciem, że dryfuje na mieliznę.Albo z poczuciem strachu.Bo rzeczywiście zaczął się bać [ Pobierz całość w formacie PDF ]