[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tam są moi rodzice.- Już im nie pomożesz! Nikt nie może im pomóc.- Zostaw! — Wyrwała mu się po krótkiej szamotaninie, mając w oczach łzy.- Nic o mnie nie wiesz! Gdybym tylko odzyskała krzyż…Dopiero teraz zauważyła, że niechcący rozdrapała mu rękę aż do krwi.- A co może zmienić kawałek metalu?!- Kiedyś się dowiesz.- Nie wątpię - sarknął.- Tylko po co chciałaś iść do Illion, skoro go nie miałaś?! Mówiłaś przecież, że Armandowi zależy tylko na nim! Nie odpowiedziała mu na to pytanie.- Czego ty właściwie chcesz?! - zawołała w nagłym przypływie złości, zmieniając temat.- Dlaczego wciąż stajesz na mojej drodze?!Popatrzył na cztery krwawe szramy - ślady po jej paznokciach, wyraźnie rysujące się na skórze jego ręki.- Tego, czego chcę nie dostanę nigdy… - odparł, przyglądając się im ze spokojem.Violette poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku.Wiedziała, o kogo mu chodziło…- Czyżby w twojej bajce nie wszyscy żyli długo i szczęśliwie? - żachnęła ironicznie.Zamierzał już odejść, ale słysząc jej słowa, zatrzymał się wpół kroku.Zmrużył powieki i nerwowo zacisnął zęby, usiłując stłumić w sobie narastający gniew i frustrację.Bezskutecznie.Oceniała go z pozoru, jak wszyscy inni.Odkąd sięgał pamięcią, zawsze tak było.- A może opowiem ci inną! - wybuchnął niespodziewanie.- O człowieku, który przez całe swoje życie napiętnowany jest za czyny, jakich nie popełnił! I choćby nie wiem, jak bardzo się starał, nie jest w stanie tego zmienić!Patrzył jej prosto w oczy.Jego przeszywający wzrok, z pozoru pełen nienawiści, w gruncie rzeczy skrywał cierpienie.Wskazujący palec uniesionej dłoni wymierzony był w nią oskarżycielsko.Ściekająca z nadgarstka krew kapała na ziemię małymi kropelkami.— Wybacz mi, nie chciałam.- Violette szybko wyplątała z włosów jedwabną, wrzosową wstążkę i nim zdążył cofnąć rękę, przewiązała nią zadrapanie.Odsunął się zaskoczony.Dlaczego to zrobiła? I za co właściwie go przeprosiła - za swoje słowa czy to niefortunne skaleczenie? Chciał już spytać, lecz po namyśle zrezygnował.- Zostaniesz tutaj - odezwał się.- Daj mi czas do jutra.Jeśli Armand van der Zahr spalił twój zamek, dowiesz się pierwsza, a jeśli zastawia na ciebie sprytną pułapkę, będziesz tu bezpieczna.- Dlaczego sądzisz, że to pułapka?Silny podmuch wiatru zmierzwił korony drzew, niosąc ze sobą wyraźny zapach spalenizny.Reynard spojrzał na chwilę w tamtym kierunku, po czym rzekł:— Która córka nie wróciłaby, żeby pogrzebać własnych rodziców?Z tymi słowami odszedł, zostawiając ją samą pośrodku szumiącej puszczy.Pojedynek∗ ∗ ∗Armand van der Zahr był przystojnym mężczyzną w sile wieku, o krzepkiej i wysmukłej budowie ciała, który już samą swą posturą budził lęk wśród poddanych.Natura obdarzyła go cechami doskonale odzwierciedlającymi jego srogi charakter, siłę i zdecydowanie, czyniąc zeń uosobienie władcy absolutnego.Spod mocno zarysowanych brwi z chłodnym wyrachowaniem patrzyło na świat dwoje ciemnych, głęboko osadzonych oczu, a ich przeszywający wzrok zdradzał umysł, który bez trudu potrafił przenikać zamysły swych wrogów, zanim jeszcze zdążyły one zrodzić się w ich głowach.Ówcześni nadali mu przydomek Krwawego Armanda, gdyż bezwzględna, despotyczna władza, jaką dzierżył w swym ręku od przeszło dwudziestu lat, uczyniła zeń potwora, który w pełni zasługiwał w ich oczach na to miano.Oto człowiek, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel - najstraszliwszy tyran w historii państwa, wódz niezwyciężonej armii, niedościgły strateg i przebiegły polityk.Jednym słowem - władca idealny… Zanim podstępem zagarnął Bretanię stanowiącą apanaż jednego z synów króla Ludwika VIII, był nikim, a jego pochodzenie i wcześniejsze losy owiane były mgłą tajemnicy.Ponoć żaden człowiek nie rodzi się tyranem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]