[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu nie zostało do zrobienia nic więcej, poza samą jazdą.Ethan zerknął w prawo i zobaczył postacie na południowej tafli lodu: wojownicy i członkowie ekipy badawczej.Tylko Hunnar i Elfa dołączyli do Ethana i Septembra stojących na grani wału.Hunnar, wysoki i wyprostowany, wyglądał jak jedna z otaczających ich lodowych wieżyczek, a wiatr chłostał jego futro.Osłonił oczy prawą dłonią.– Ledwie widać statek.Ethan przymrużył oczy i patrzył na północ, ale nie zobaczył ani śladu Slanderscree.Wiedział jednak, że za moment pojawi się ona na horyzoncie.– Stawiają żagle.Ta-hoding każe reje ustawić do wiatru.Teraz je regulują.Żagle się wypełniają.Ruszyła – informował Hunnar.Czekali.W kilka minut później obydwaj mężczyźni potrafili już rozpoznać lśniący, szpiczasty kształt klipra lodowego, który z dużą szybkością mknął w kierunku wału.Zaskoczony Ethan zdał sobie nagle sprawę, że właśnie po raz pierwszy widzi z pewnej odległości statek pod pełnymi żaglami.Jak na hybrydę zrodzoną ze wspomnień nauczyciela był całkiem urodziwy.Nie dostrzegł ani cienia niezdarności w jego ruchu.– Wolałbym, żeby Ta-hoding ocenił nasze szansę wyżej niż jeden do jednego – wymamrotał Ethan.September podniósł osłonę hełmu, żeby nie przeszkadzała mu patrzeć.– Do czorta, mój chłopcze, większości z nas życie daje mniejsze szansę.Ethan nerwowo spojrzał na wschód.Błyskawica rozłupała chmury czarne jak miał węglowy.– Kiedy nadejdzie Rifs?Hunnar Rudobrody spojrzał na niego, a potem odwrócił się w stronę nadciągającej burzy.– Niedługo, ale nie tak prędko, jak można by się spodziewać.Straszna burza, bardzo straszna, ale sądzę, że chyba przesuwa się odrobinę na północny zachód, zamiast prosto na zachód.Darowano nam kilka dodatkowych cennych godzin dobrej pogody, przy której coś możemy zdziałać.Jeżeli burza nadal tak będzie zakręcała, może nas nawet ominąć.Byłby w tym pełny po brzegi havlak ironii!– Ale może nas również nie ominąć – wtrąciła Elfa.– A jeżeli nam się nie uda przeskoczyć, sytuacja nadal będzie fatalna.Tak czy siak musimy dostać się na drugą stronę Wygiętego Oceanu.Nie czas teraz na wahanie.– Nie wahałem się, kochana moja.Ethan pytał o moje myśli.– Oto i ona! – ryknął September, pochylając się lekko i pokazując palcem.– Przysiągłbym, że Ta-hoding powywieszał na linkach swoje ubrania, starając się wydoić z zachodniego wiatru jeszcze o jedną dziesiątą węzła więcej.Ethan przekonał się, że musi podnieść osłonę hełmu, jeżeli chce porządnie widzieć.Chłód kłuł go w obnażoną skórę, szczypał w policzki.Kliper lodowy zdawał się przyspieszać z każdym metrem, jaki przejechał.Spod każdej z pięciu duramiksowych płóz rozcinających płaską taflę wyfruwał koguci ogon drobinek lodu.Kiedy statek znalazł się mniej więcej kilometr od wału ciśnieniowego, Ethan ocenił jego szybkość na jakieś sto pięćdziesiąt do stu siedemdziesięciu kilometrów na godzinę.Żagle wydymały się sztywno od masztów i olinowania.Cały statek wydawał się pochylać do przodu, naprężać, walczyć.Był już teraz wystarczająco blisko, żeby Ethan rozpoznał Ta-hodinga i jego sternika.Opierali się o wielkie drewniane koło, borykając się z utrzymaniem Slanderscree na kursie.Kapitan musiał wykrzyknąć jakiś rozkaz, ponieważ na ich oczach ruchome reje nagle się obróciły.Wielki statek pochylił się na obie lewe płozy, jak łyżwiarz starający się ze wszech sił utrzymać równowagę i ostro zakręcił na południe.Ten manewr mógł go kosztować nieco szybkości.Instynkt kazał Ethanowi przycupnąć, gdyby kliper lodowy uderzył w rampę pod niewłaściwym kątem, mógłby się wzbić w trudnym do określenia kierunku, włączając w to lot prosto na nich.Także Hunnar i Elfa poszukali sobie schronienia, tylko September nie ustąpił; w swoim srebrzystym kombinezonie ochronnym wyglądał jak jakaś statua zupełnie nie pasująca do otoczenia.Na pokładzie Slanderscree ci z żeglarzy, którzy nie trymowa-li statku, wyciągnęli ręce, żeby się czegoś solidnego złapać i zacisnęli zęby.Ta-hoding i sternik dosłownie uczepili się koła.Gnany pełną potęgą zachodniego wiatru kliper dojechał do podstawy rampy lodowej i ruszył jak z bicza trząsł pod górę.Wyglądał jak jakaś pozaziemska wersja Latającego Holendra, który lada moment ma ulecieć pod wiatr w niebo.Wznosząc się po rampie kliper wyraźnie zwolnił.Ethan zdał sobie sprawę, że w myślach popędza go, jakby starał się popchnąć go jeszcze te trzydzieści, dwadzieścia, wreszcie ostatnie dziesięć metrów do grani.Na szczęście jego pomoc nie była konieczna.Mknąc wciąż z szybkością ponad stu kilometrów na godzinę Slanderscree wystrzeliła z końca rampy i przeleciała nad granią wału ciśnieniowego.Przez moment zdawała się wisieć w powietrzu, tak jak gdyby zawiesił ją tam jakiś kosmiczny artysta.A potem zaczęła opadać powolnym, wdzięcznym łukiem.Hunnar i Elfa podnieśli się, a na dole, na południowej tafli lodowej żołnierze i uczeni bez tchu przyglądali się, jak kliper nadlatuje w ich kierunku.Przez krótką chwilę był to nie statek lodowy, ale powietrzny gość z jakiejś dawno zapomnianej legendy.Te kilka sekund miało w sobie taki urok, że wszyscy świadkowie aż zamarli z wrażenia.I żaden z nich nie miał tego nigdy, do końca życia zapomnieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]