[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rezydentura Centralnej Agencji Wywiadowczej w Monachium koordynuje nie tylko działania wywiadowcze na terenie całej Republiki Federalnej, lecz również wszystkie działania na wschód od Łaby, włącznie z takimi, o których wie tylko kilku ludzi w Waszyngtonie.Kierowanie placówką tej rangi musiało być zorganizowane w taki sposób, żeby nikt, ale to dosłownie nikt nieupoważniony, nie potrafił zidentyfikować szefa rezydentury.Dlatego nawet bezpośredni zastępcy Palmera II nigdy nie umieli powiedzieć, czy Dick Gordy, sprawujący w Monachium funkcje „szefa operacji“, jest sam Palmerem II, czy też działa w porozumieniu z kimś, kogo nie widzieli ani razu na własne oczy.Nieraz zdarzało się tak, że w toku najważniejszych narad Dick przerywał na chwilę spotkanie, wychodził do sąsiedniego pokoju i wracał po chwili z decyzją, od której nie było już odwołania.Równie dobrze mógł to być dziecinny trick w rodzaju pomysłów Jamesa Bonda, ponieważ nic nie stało na przeszkodzie, żeby Dick porozmawiał trochę sam ze sobą.Ale mogło być właśnie na odwrót.Dick wyciągał z kieszeni niewielkie, czarne pudełeczko - oczywiście nierozbieralne, oczywiście z nierozbieralnym modulatorem kwarcowym, oczywiście obłożone wewnątrz warstwą srebrnego manizytu, czyli najpotworniejszego materiału miotającego, jaki człowiek wynalazł - i trudno było zgadnąć, czy rzeczywiście nie porozumiewał się z kimś tajemniczym, kto chwilami sprawiał wrażenie nadczłowieka.Z biegiem czasu ludzie Palmera II przywykli do tej absurdalnej sytuacji i przestali się zastanawiać, dla kogo właściwie pracują.Mieli zresztą tyle interesujących zajęć i tyle spraw na głowie, że nie starczało im czasu na rozwiązywanie dodatkowych krzyżówek.Ktoś zresztą zażartował, że Palmerem II jest po prostu wielki, opasły komputer, zainstalowany w Langley, z którym Dick Gordy komunikuje się intymnie przy pomocy swego czarnego pudełeczka.Ale to w końcu nie było najważniejsze.Palmer II, kimkolwiek był, powinien działać wyłącznie w myśl otrzymywanych instrukcji, a instrukcje te, jak ustalił Kongres, miały być każdorazowo aprobowaną przez dyrektora Agencji, w pewnych zaś wypadkach dodatkowo zatwierdzane przez prezydenta, aby uniknąć owych przykrych przypadków, które tak zaszkodziły interesom Agencji z początkiem lat siedemdziesiątych.Jest to niezły przepis na okresy, kiedy nic szczególnego się nie dzieje.Kiedy jednak liczy się każda minuta, instrukcje nie nadchodzą, czas nagli, ludzie czekają, a ziemia pali się pod stopami - szanowny Kongres może się wypchać ze swymi biurokratycznymi zarządzeniami.Ogłoszenie alarmu zielonego stwarza sytuację, w której bierność, wyczekiwanie na wyjaśnienie lub rozkazy, a zwłaszcza brak inicjatywy mogą zaszkodzić gorzej niż nieprzyjaciel.We wszystkich szkołach wojskowych uczą dziś, że zaskoczenie to połowa zwycięstwa.Dlatego 12 czerwca Palmer II, kimkolwiek był, porozumiał się z dowódcą amerykańskiego 665 batalionu odwodowego w Bambach i naruszając wszystkie instrukcje, regulaminy, zwyczaje i zakazy, przedstawił mu sytuację, jaka wytworzyła się w związku z porwaniem głowicy neutronowej.Dowódca batalionu nudził się śmiertelnie w tej małej mieścinie niemieckiej i z nieukrywanym entuzjazmem powitał plan uratowania głowicy, jeśli była amerykańska, lub jej zdobycia, jeśli została wyprodukowana gdzie indziej.Zresztą jego batalion gnuśniał, chlałpiwo, handlował narkotykami; nagły alarm, i do tego w sprawie aż tak serio, mógł przywrócić batalionowi dumne miano jednostki bojowej.Istotnie.Chłopcy spisali się wspaniale.Cała akcja trwała sześć minut.Przed komendę policji na Lützowstrasse pod numerem 12 zjechały trzy łaziki i dwa ciężkie wozy transportowe, wyposażone w dźwigi, odbojnice i hydrauliczne suwnice, które mogły w razie potrzeby przenieść pięć słoni związanych w pęczek.Z łazików wyskoczyli GI9 w hełmach bojowych, z odbezpieczonymi pistoletami maszynowymi.Część z nich obstawiła wejście do komendy policji, inni bez trudu rozwarli na oścież stalową bramę.Dowodzący pododdziałem młody porucznik - była to jego pierwsza akcja bojowa w życiu - trzymając w ręku pistolet przepędzał z dziedzińca komendy jakichś szwendających się policjantów, wprowadził na dziedziniec jeden z wozów transportowych, drugiemu zaś kazał staranować pordzewiałą furgonetkę z francuskimi numerami rejestracyjnymi.Blacha furgonetki ustąpiła posłusznie pod naciskiem potężnych zderzaków wojskowej superciężarówki i odsłoniła we wnętrzu obły, srebrzysty kształt.Załadowanie głowicy na wóz transportowy było kwestią sekund.Zwinięto błyskawicznie posterunki przed wejściem do komendy, zamknięto bramę, wycofano z dziedzińca żołnierzy, którzy przez cały czas trzymali na muszce wszystkie wychodzące na dziedziniec okna.Konwój ruszył w kierunku, który w sprawozdaniach prasowych bywa określony jako bliżej nieznany.Akcja zakończył a się punktualnie o godzinie 11.30 czasu miejscowego.Palmer II polecił przesłać dowódcy batalionu odwodowego skrzynkę Johnny Walkera z czarną nalepką.Palmer II wysłał do centrali w Langley lakoniczną depeszę, w której donosił, że głowicę zabezpieczono, wszyscy świadkowie zostali skłonieni do milczenia, a on sam, Palmer II, oczekuje na dalsze instrukcje.Dowódca batalionu odwodowego wygłosił do swych chłopców krótkie, żołnierskie przemówienie, w którym podkreślił wspaniałe tradycje wojsk lądowych, wyraził uznanie uczestnikom akcji oraz zażądał, aby owa niedługa, lecz niezmiernie ważna akcja bojowa została zachowana w bezwzględnej tajemnicy.Nadkomisarz Pieler, na którego gospodarstwie to wszystko się zdarzyło, usiadł za biurkiem i zastanawiał się przez dobre dziesięć minut, komu zameldować o 9 GI - potoczna nazwa żołnierzy amerykańskich.nieprawdopodobnej akcji, której był świadkiem.W końcu uznał, że Urząd Ochrony Konstytucji będzie jednak najwłaściwszym adresatem.Przynajmniej w pierwszej kolejności.XXIVPiątek, 12 czerwca, godzina 6.31 czasu wschodnioamerykańskiego.W Sali Owalnej Białego Domu rozpoczyna się posiedzenie Narodowej Rady Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.Obecni:1.prezydent Howard G.Harrison;2.wiceprezydent Reginald M.Parker;3.doradca prezydenta do spraw bezpieczeństwa narodowego, dr Nathaniel A.Rubin; 4.szef Połączonych Sztabów, generał John A.Tumbleson III; 5.dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej, kontradmirał James M.Prescott; 6.sekretarz stanu, David Roscoe Brooman;7.sekretarz obrony, Nico S.Palakis;8.szef sztabu Białego Domu, prawa ręka prezydenta, jeden z najbardziej wpływowych ludzi w Stanach, Robert P.Magorski;9.szef Łączności Specjalnej, pułkownik Korpusu Łączności, Abe Winder; 10.sekretarz Narodowej Rady Bezpieczeństwa, pani Patricia Amelia Vaughan.- Mamy, o ile wiem, nie więcej niż osiem minut na podjęcie decyzji najwyższej wagi -powiada prezydent Harrison.- Posiedzenie Rady zostało zwołane w trybie nagłym z zupełnie innych powodów, o których powiem później.Zresztą, niektórzy z was już wiedzą, o co chodzi.- Ja nie wiem, panie prezydencie - przerywa sekretarz stanu.- Obudzono mnie dopiero przed kwadransem i nie zdążyłem, doprawdy.- Chodzi o to - odpowiada ze zniecierpliwieniem prezydent - że nasz wywiad doniósło kradzieży lub zagubieniu głowicy neutronowej na obszarze Republiki Federalnej.Ale w tej chwili nie to jest najważniejsze.Głowica znajdzie się prędzej czy później.Powstała jednak nowa, bardzo niepokojąca sytuacja, być może pozostająca w związku z zaginięciem głowicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]