[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odłamek trafił go prosto w czoło.CZ75 skierował prosto na Grahama, który leżał bez ruchu na tarasie.Wiedziała, że rzucając broń, złamie podstawową zasadę obowiązującą w UNACO: nigdy nie wolno kapitulować w obliczu wroga.Ale nie miała wyjścia.Jeśli nie rzuci broni, Boudien zastrzeli Grahama.Wypuściła pistolet z ręki.Karos schylił się, błyskawicznie podniósł broń i pchnął ją w stronę schodów wiodących na dół, do garażu.Graham jęknął.Boudien pochylił się, aby chwycić go za kark i postawić na nogi.Graham tylko na to czekał.Udawał, że jest ogłuszony.Wyprowadził cios, trafiając Boudiena w szczękę, co jednak nie zrobiło zbyt wielkiego wrażenia na Algierczyku.Gdy Graham próbował poderwać się na nogi, Boudien znów objął go żelaznym uściskiem ramion.Szamotali się przez ułamek sekundy i w zwarciu zwalili się obaj do basenu.Fontanna wody chlusnęła na taras.Sabrina już miała rzucić się na Karosa, gdy kątem oka dostrzegła królewską kobrę, syczącą nie opodal, najwyraźniej rozwścieczoną.Eksplozja rakiety zniszczyła pancerne szkło terrariów, w których Karos trzymałswoje najcenniejsze okazy gadów.Kobra uniosła łeb i groźnie kołysała się w lewo i prawo.Znak, że szykuje się do ataku.Sabrina udała, że potyka się o gruz na tarasie i padła w stronę Karosa, popychając go w kierunku pięciometrowego cielska błyszczącego groźnie w cieniu.Zobaczyła jeszcze, jak łeb węża sunie błyskawicą w stronę łydki Karosa.Zamarła.Stała bez ruchu, nie reagując na rozpaczliwy krzyk Karosa.Kobra była tuż, tuż i Sabrina wiedziała, że najmniejszy ruch z jej strony może ponownie zaalarmować bestię.Nie miała więc wyjścia.Musiała czekać jak skamieniała, aż wąż popełznie gdzieś, szukając schronienia.Karos miał absolutną rację, gdy opowiadał o wyjątkowej sile Boudiena.Graham miał wrażenie, że ma przed sobą nieprzeparty mur.Zdawało się, że jego ciosy nie sprawiają na Algierczyku najmniejszego wrażenia, jednocześnie zaś każdy chwyt Boudiena przypominał żelazne kleszcze.Gdy wpadli razem do basenu, Grahamowi udało się wyzwolić ze śmiertelnego uścisku siłacza.Popłynął do brzegu.Nie zdążył jednak wydostać się z wody, bo Algierczyk znów omotał go ramionami i znów pociągnął w głębinę.Przypadkowy, a może przeciwnie, niezwykle precyzyjny cios rozerwał świeżą jeszcze ranę na policzku Grahama i Mike spływał krwią, barwiąc czerwienią niebieskawą wodę w basenie.Boudien zamknął stalowy uścisk i zacząłtopić Amerykanina.Graham szarpał się i wykręcał, ale bez skutku.Jeszcze chwila, a płuca nie wytrzymają.W tym momencie Graham przypomniał sobie, że Algierczyk zatknął sobie za pas zarekwirowaną berettę.Pytanie tylko, czy pistolet jeszcze tam jest, czy nie wypadł w czasie szamotaniny? Graham sięgnął do pleców Boudiena.Niczego nie znalazł.Spróbował jeszcze raz.Wyczuł palcami karbowaną rękojeść.Chwyciłmocniej i gdy już miał wyciągnąć broń, otoczyła go ciemność.W chwilę później śmiertelny chwyt siłacza jakby osłabł.Graham wysunął się z jego ramion i przywołując na pomoc resztkę świadomości, odbił się nogami od dna basenu i wypłynął na powierzchnię.Nabrał w płuca ożywczy haust, podpłynął do drabinki i dopiero wtedy rozejrzał się dookoła.Ciało Boudiena unosiło się bezwolnie na wodzie twarzą w dół.Na karku Algierczyka widniały dwie świeże rany postrzałowe.– Nic ci nie jest? – Sabrina uklękła na brzegu i z troską spoglądała na Mike’a.W ręku miała CZ75 – pistolet, który jeszcze niedawno należał do Algierczyka.Graham zakaszlał kilka razy, z trudem łapiąc powietrze.– Nie powiem, żebyś się zbytnio pośpieszyła – odrzekł z wyrzutem.– Miałam parę chwil wspaniałego sam na sam z pięciometrową kobrą – odparła.– Jaką kobrą, do diabła? O czym ty mówisz?– Gdy Siergiej wystrzelił rakietę, pękło terrarium, w którym Karos trzymał dwie królewskie kobry.Jeden wąż padł na miejscu, a drugi.no właśnie.– I gdzie jest ten gad? – Graham obejrzał się wyraźnie zatrwożony.– Kiedy go widziałam ostatni raz, pełzł schodami w dół.– Podniosła się z klęczek, aby dać znak Kolczynskiemu, który szykował się do lądowania na tarasie.– A Karos? Co z nim? – Graham wspiął się na brzeg.– Nie żyje.Pośpiesz się.Trzeba się zmywać.Lada moment zjawi się tu policja.– Wyciągnęła rękę, aby mu pomóc stanąć na nogi, ale Graham nie chciał niczyjej pomocy, nawet jej.Chwycił płócienną torbę, którą Boudien zabrał z willi na polecenie Karosa, i chwiejnym krokiem ruszył za Sabriną do śmigłowca.– Michael, nic ci nie jest? – zawołał Kolczynski, przekrzykując huk silnika.– W porządku – Graham otarł krew rękawem koszuli.– Lecimy do Arty w Grecji, to takie miasto na zachodnim wybrzeżu.Jest tam mój stary znajomy z KGB.Zostaniemy u niego na noc, a rano polecimy do Szwajcarii.Żona mojego znajomego jest pielęgniarką, więc cię opatrzy.Graham machnął ręką na znak, że nie ma nic przeciwko propozycji.Otworzył torbę i aż gwizdnął z wrażenia.Była wypełniona banknotami.– Kilkaset tysięcy funtów szterlingów – ocenił.– No, no – zawtórowała Sabrina, ważąc kilka plików w ręku – niezły szmal.– Więcej niż trzeba, aby rozpocząć nowe życie – rzekł Graham, zasuwając zamek.– No to gdzie zaczynamy to nowe życie? – spytała Sabrina z niewyraźnym uśmiechem.– Czy ja wiem, może w Arcie?– Zgoda – zaśmiała się i kawałkiem waty zaczęła ścierać z twarzy krem maskujący.Śmigłowiec wtopił się w mrok nocy, kierując się na wschód, nad Morze Jońskie.14PiątekByła druga rano, gdy Kolczynski zatelefonował do Philpotta z Arty, zdając mu sprawozdanie z wydarzeń na Korfu.Uprzedził szefa, że nie jest w stanie określić, kiedy zameldują się w Bernie, ale nastąpi to nie wcześniej niż późnym popołudniem.Philpott nie nalegał na wcześniejszy przylot.Powiedział tylko, że na trzecią po południu wyznaczono przesłuchanie Calvieriego w sądzie (wedle procedury szwajcarskiej, sąd decyduje o zatrzymaniu oskarżonego w areszcie), ale że pójdą tam Paluzzi z Whitlockiem.Tymczasem na niewielkiej uliczce, o dwie przecznice od budynku sądów w Bernie, zatrzymała się taksówka.Pasażer złożył gazetę, którą czytał po drodze, wziął aktówkę i wysiadł, zostawiając kierowcy suty napiwek.Artykuł, który zwrócił jego uwagę, nosił tytuł: „Przywódca terrorystów oskarżony o morderstwo”.Richard Wiseman odczekał chwilę, aż taksówka zniknie z pola widzenia, i udał się w kierunku niewielkiego hotelu dokładnie naprzeciwko gmachu sądów.Był już tu wcześniej, by rozpoznać teren.Obejrzał się, czy ktoś go nie śledzi, i skręcił w zaułek przed hotelem.W chwilę później znalazł się na zapleczu hotelu.Raz jeszcze rozejrzał się i po drabinie przeciwpożarowej wspiął się na dach.Sprawdził godzinę.Dziesiąta siedem.Zostało jeszcze sporo minut.Gdy zjawi się samochód policyjny z Calvierim, Wiseman będzie przygotowany.Zastanawiał się nad wydarzeniami ostatnich dni.Gdy nie doczekał się telefonu od Younga z Berna, opuściłhotel Hassler-Villa Medici i pod fałszywym nazwiskiem wynajął pokój w znacznie skromniejszym Cesari Hotel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]