[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś cię gryzie.– Cathy, jesteś okulistką czy psychoanalitykiem?– Przy tobie zawsze psychoanalitykiem – odrzekła z wesołym uśmiechem żona.Jack wstał i otworzył drzwi.– Dobrze, moja damo.Ty masz kilka par oczu do zbadania, jak kilka tajemnic do rozgry-zienia.– Przepuścił ją przodem.– I jakież to nowiny wyczytałaś w tym twoim mądrym czasopiśmie?– I tak byś nie zrozumiał.– Pewnie nie.– Skręcili na postój taksówek.Tym razem wybrali błękitną, zamiast jak zwykle czarnej.– Szpital Hammersmitha – rzucił Ryan.– A potem Westminster Bridge Road numer 100.– MI-6? – spytał kierowca.– Słucham? – odrzekł niewinnie Ryan.– Universal Exports, proszę szanownego pana.James Bond tam pracował.– Kierowca zachichotał i ruszyli.Cóż, pomyślał Jack.Przy zjeździe do Langley, tym z George Washington Parkway, nie stoi już tablica z napisem: Krajowy Zarząd Dróg i Autostrad.Cathy uważała, że to bardzo śmieszne.Przed londyńskimi taksiarzami nic się nie ukryje, absolutnie nic.Wysiadła pod dużym wiaduktem przed szpitalem.Kierowca zawrócił i niebawem byli już na miejscu.Ry-an wszedł, pozdrowił sierżanta Candertona i wjechał windą na górę.Drzwi, biuro, Simon – nie zdejmując płaszcza, rzucił mu na biurko gazetę.– Już to widziałem, Jack.– Kto puścił farbę?– Nie wiem.Pewnie ktoś z MSZ.Trochę o tym wiedzieli.A może ktoś z gabinetu pani premier.Sir Basil jest bardzo zdenerwowany.– Nikt do nich nie dzwonił?– Nie.Dowiedzieliśmy się o tym dopiero teraz.– Myślałem, że wasze gazety utrzymują serdeczniejsze stosunki z rządem.283– Zwykle tak, co skłania do podejrzeń, że do przecieku doszło w gabinecie pani premier.– Harding miał niewinną minę, mimo to Ryan przyłapał się na tym, że próbuje czytać w jego myślach.Niestety, Cathy była w tym dużo lepsza.Miał uczucie, że Simon nie mówi całej prawdy, ale czy mógł coś na to poradzić?– Przyszło coś ciekawego?Harding pokręcił głową.– Nic godnego uwagi.O „Beatrix” też milczą.Uprzedziłeś żonę o wyjeździe?– Tak, ale zapomniałem ci powiedzieć, że ona znakomicie czyta w moich myślach.– Jak większość żon, Jack.– Simon wybuchł śmiechem.Zajcew jak zwykle znalazł na biurku stertę depesz.Różniły się szczegółami, ale w sumie zawsze zawierały to samo: meldunki od agentów z terenu, którzy przekazywali do Centrali materiały zdobyte od informatorów.Zapamiętał setki nazw, setki kryptonimów.Zapchał umysł tysiącami szczegółów, łącznie z prawdziwymi nazwiskami niektórych agentów i kryptonimami wielu, wielu innych.Podobnie jak w poprzednie dni, czytał depesze powoli, niespiesznie, wierząc, że jego wyćwiczona pamięć wchłonie najważniejsze dane.Niektóre zawierały informacje zakamuflowane, sprytnie ukryte.Mieli na przykład agenta w CIA, ale on znał jedynie jego kryptonim: Trąbka.Przysyłał depesze wielokrotnie szyfrowane, w tym na jednorazówce.Ale jego meldunki szły do pułkownika z piątego piętra, który specjalizował się w sprawach CIA i ściśle współpracował z Drugim Zarządem Głównym, tak więc nasuwał się oczywisty wniosek, że agent o kryptonimie Trąbka przekazywałKGB materiały, którymi Zarząd ten się interesował, co z kolei oznaczało, że dotyczą agentów CIA pracujących w Moskwie.Na myśl o tym zawsze przechodził go zimny dreszcz, ale była jeszcze Amerykanka, z którą rozmawiał: ostrzegł ją, że KGB rozpracowało ich system łącz-ności, a ona obiecała, że depesze na jego temat dotrą tylko do garstki ludzi.Wiedział również, że KGB płaci Trąbce mnóstwo pieniędzy, co oznaczało, że człowiek ten nie jest prawdopodobnie wysokim urzędnikiem CIA, bo jako wysoki urzędnik – tak przypuszczał – miał-by piekielnie wysoką pensję.Niepokoiłby się jeszcze bardziej, gdyby Trąbka działał z pobudek ideologicznych, lecz agentów ideologicznych w Ameryce nie było.Przynajmniej o takich nie słyszał, a usłyszeć, na pewno by usłyszał, prawda?Za tydzień, może już za cztery, pięć dni, będzie na Zachodzie.Będzie wolny i bezpieczny.Miał nadzieję, że żona nie wpadnie w amok, dowiedziawszy się o jego planach, ale nie, nie powinna.Jej matka zmarła przed rokiem.Irina nie miała ani braci, ani sióstr, ani bliskich krewnych, a praca w do cna skorumpowanym GUM-ie bynajmniej jej nie cieszyła.Obieca jej pianino, które tak bardzo pragnęła mieć, a którego nie mógł jej kupić nawet dzięki znajomo-ściom w KGB, tak mało było ich na rynku.Tak więc przekładał dokumenty powoli, ale nie za powoli.Nawet w KGB niewielu pracowało w pocie czoła.Tu też znano to cyniczne powiedzenie: „Oni udają, że nam płacą, my udajemy, że pracujemy”.Miało zastosowanie również i tutaj, w Centrali.Jeśli przekroczyło się wyznaczony limit, w następnym roku natychmiast go podwyższano, nie podwyższając 284pensji, dlatego bardzo niewielu harowało ciężko na tyle, żeby zasłużyć na tytuł Bohatera Związku Radzieckiego.Tuż po jedenastej do sali wszedł pułkownik Rożdiestwienski.Zajcew przechwycił jego wzrok i pomachał mu ręką [ Pobierz całość w formacie PDF ]