[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież, proszę, tu też jest cywilizacja.Wioska ma prąd, a w niektóre z otworów okiennych, wykutych wieki temu w skale, wstawiono nawet nowe, plastikowe okna.Spacerując pośród tych osobliwości, spotykam wycieczkę szkolną z liceum w Teheranie.Same dziewczyny, na oko mają po siedemnaście, osiemnaście lat.Ładne, pełne życia.Markowe ciuchy, modne okulary, drogie, sportowe kurtki, aparaty Nikona i Canona.Nauczyciel właśnie poszedł szukać toalety, więc dziewczyny zaczynają szaleć.Urządzają pojedynek, ale zamiast z pistoletów strzelają do siebie z cyfrówek.Tuż obok zgięta wpół stara kobieta targa na górę ciężki worek z drewnem, tak jak setki lat temu.Dwa Irany: młody i stary.Świat Nikona i świat paleniska w skalnej grocie.Oba te światy są dla islamskiej władzy wyzwaniem.Rząd ani nie jest dumny z nowoczesnych dziewcząt (co oczywiste), ani z mieszkańców Kandowanu.Elaine Sciolino pisze w książce Persian Mirrors, że podczas swojej pracy w roli teherańskiego korespondenta„New York Timesa” opublikowała kiedyś artykuł o życiu w Kandowanie.Okazało się, że tekst wzbudził oburzenie o wiele większe niż niejeden krytyczny materiał o prawach kobiet czy represjach przeciwko opozycji.Oficjele dzwonili do autorki i jej przyjaciół, twierdząc, że artykuł o mieszkańcach skalnych grot jest poniżający dla Irańczyków i pokazuje ich jako ludzi zacofanych.Zachowywali się dokładnie tak samo jak ostatni szach, który nie rozumiał, że unikatowi irańscy koczownicy: Kaszkajowie i Bachtiarowie, są potężną wartością i atrakcją kraju.Zamiast promować ich kulturę, kazał im się osiedlać i skończyć z pasterstwem.Nie po to kupował najnowocześniejszą broń i komputery z Zachodu, by Iran kojarzył się z koczownikiem jeżdżącym na wielbłądzie.Szach Pahlawi wydał więc rozkaz, by wielbłądy i ich właściciele zniknęli z gazet i albumów fotograficznych.Anna Turowicz 1942-1942Do rewolucji miasto nazywało się na cześć szacha Bandare Pahlawi i było największym irańskim portem nad Morzem Kaspijskim, leżącym trzysta kilometrów na wschód od Tabrizu.Przyjeżdżały tu tysiące turystów i przechadzały się po uroczej, portowej promenadzie, kąpały w morzu, odwiedzały drewniane domy w podmokłej delcie rzeki Sefid.Okolica jest bajkowa.Rozbuchana przyroda, lasy gęste jak dżungla, niskie chmury, wilgoć.I zatopione w wodzie pola ryżowe, przedzielone wystającymi ponad taflę miedzami.Ze szczytów pobliskich wzgórz wyglądają jak niekończące się zielonkawosrebrne witraże.Dla Irańczyka, przywykłego do skwaru i pustynnego krajobrazu, wybrzeże Morza Kaspijskiego było od wieków czymś osobnym, dziwnym, ekscytującym.Potem przyszedł Chomeini i nazwę zmieniono na Bandare Anzali, a promenada i plaże wyludniły się.Dziś to ponadstutysięczne miasto, stolica irańskiego kawioru, powoli leczy porewolucyjne rany i odbudowuje hotele.Na promenadzie jest coraz więcej kolorowo ubranych Irańczyków, choć plaże wciąż świecą pustką.Nie przyjechałem tu jednak, by martwić się o irańską turystykę.Miasto ma dużą wartość historyczną dla każdego Polaka.Serce podchodzi do gardła, gdy w tym dalekim, szyickim kraju jadę asfaltową ulicą, pełną napisów w obcym alfabecie, i nagle dostrzegam biały mur, dwa orły, krzyż i dwa słowa w moim własnym języku: „Cmentarz polski”.Kiedy londyński rząd emigracyjny zdecydował w 1942 roku o ewakuacji z ZSRRarmii generała Władysława Andersa, Bandare Pahlawi stało się punktem zbornym dla wszystkich żołnierzy i cywilów, zwalnianych przez Sowietów z gułagów.Do dziś, jeśli się bardzo postarać, można tu kupić pokątnie produ kowaną wiśniówkę, która funkcjonuje pod oryginalną, polską nazwą.Irańczycy wymawiają ją: „wiszniowka”.Helena Stelmach w dniu wybuchu wojny miała osiem lat.Mieszkała z matką w majątku rodzinnym Horodno na Wołyniu.Ojciec, który służył w polskim wojsku, został na zachodnim brzegu Bugu, zajętym przez Niemców.Tuż przed Bożym Narodzeniem do posiadłości wpadli Sowieci.Dali kilkanaście minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, po czym zawieźli ciężarówką na stację.Helena z matką trafiły do bydlęcego wagonu z paroma innymi rodzinami.Przez całą kilkudniową podróż do Moskwy nikt nie dał im jedzenia.Za napój służyły lód i szron obrastający drewniane ściany.W połowie drogi jedna z kobiet urodziła dziecko, które po kilku godzinach zmarło.Po krótkim postoju w radzieckiej stolicy transport ruszył na Daleką Północ.I któregoś dnia dojechał do starego carskiego więzienia dla zbuntowanych popów.Polacy już jednego z pierwszych dni dokonali przerażającego odkrycia.W poszukiwaniu gniazd pluskiew jeden z mężczyzn wyrwał deskę z podłogi.Pod spodem leżały kości zamordowanych duchownych.- Byłam wtedy dzieckiem i nie powinnam widzieć takich rzeczy - kręci głową pani Helena.- Pamiętam, jak przynoszono z lasu wycieńczone, czasem ranne, piętnastoletnie dziewczyny, które zmuszano do katorżniczej pracy przy obróbce ścinanych drzew.Pamiętam chleb z oliwą i wypadające dorosłym zęby.Pamiętam, że minus czterdzieści stopni to była w zimie norma.Pamiętam, że pytałam matkę, dlaczego słońce wstaje tylko na parę godzin, a ona mówiła mi, że słońcu też jest chłodno i nie ma siły dłużej chodzić po syberyjskim niebie.Po prawie dwóch latach Sowieci ogłosili, że Polacy mogą wracać do domów.Ale jak to zrobić? Nikt nie chciał podstawić im pociągów lub choćby sań.Mężczyźni rzucili się do robienia tratw, którymi po kilku dniach ruszył na południe orszak nędzarzy.Płynęli pod prąd całymi tygodniami, odżywiali się, okra dając chłopskie zagrody i sady.Niejeden profesor czy inżynier zebrał baty od kołchoźników, którzy przyłapali go z przerażoną kurą pod pachą.Niejeden utonął lub zmarł z wycieńczenia i chorób wywołanych brudem lub niedożywieniem.Reszta po dwóch miesiącach dotarła do uzbeckiej Samarkandy.Tam matka Heleny dowiedziała się, że niedługo z turkmeńskiego Krasnowodska odpłynie sowiecki statek do Iranu.Tak długo zamęczała oficerów z polskiej misji wojskowej, aż wydali jej przepustkę.Był to pierwszy polski transport do Bandare Pahlawi.Dawny więzień radzieckich łagrów, Stanisław Kowalski, pisał w swoich wspomnieniach:Przy porannym świetle wschodzącego słońca przed oczyma Polaków ukazała się panorama irańskiego miasta Pahlawi.Na pierwszym widoku urządzenia i zabudowania portowe, a na dalszym widoki wschodniej architektury i wspaniały krajobraz nadmorskich okolic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]