[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raz nawet myślał, że zemdleje.Nie wiedział, w jakim stopniu jego obecna słabość i brak apetytu są skutkiem wysokości, a w jakim – utraty wagi.Kiedy opuszczę te góry, obiecał sobie, będę jadł więcej, by odzyskać siły.Będę jadł wszystko, co mi dadzą, będę jadł wszystko, a jak zjem, poproszę o więcej.Świat Panów i Ludu wydawał się bardzo oddalony od tej górzystej okolicy.Uprawa roli, jaką prowadzono na nizinach, była tu bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa, z powodu kamienistej gleby, a choć trafiały się, tu i tam, różne siedziby, wyglądało na to, że okolica jest w większości niezamieszkała.Nie było tu nowoczesnych autostrad, zapór wodnych, miast, Wielkich Domów.Joseph czasem dostrzegał daleko na horyzoncie smugę dymu, która pewnie ulatniała się z kominów jakiejś wioski Tubylców na skraju kolejnego wysokiego zbocza.Słyszał, że w tych oddalonych wiejskich okolicach zdarzały się jeszcze miejsca, gdzie Lud żył nie utrzymując kontaktu z nowoczesnym światem, żył tak, jak przed Podbojem, utrzymując się z rolnictwa i myślistwa, nie niepokojony przez Panów.Utrzymywali okazjonalne kontakty z przybyszami z zewnątrz, ale nigdy nie stali się częścią systemu gospodarczego tego świata.Joseph nigdy nie znalazł się na tyle blisko takiego pióropusza dymu, by określić, czy miał rację czy nie.Górzysta okolica była przeważnie niezamieszkała, czasem gdzieś natrafiało się na Tubylców, żyjących w małych, oddalonych od siebie wioskach.Co parę tygodni przerzucano go do kolejnej wioski.Za każdym razem znajdował się wyżej: powietrze nie było już chłodne, ale tak zimne, że oddychanie było bolesne, a czapy śniegu widać było już nie tylko na oddalonych szczytach, ale na pobliskich wzgórzach.Miał wrażenie, że w tych wioskach jest dla niego mniej pracy niż na nizinach, może górscy Tubylcy byli wychowywani w trudniejszych warunkach niż ich kuzyni z nizin.Cena, jaką za niego płacono podczas tego etapu tej podróży, również spadła do poziomu paru garści paciorków i kilku wyliniałych mat.Jego nabywcy nadal jednak rozumieli, że jest człowiekiem w podróży i mają go zatrzymać tylko na jakiś czas, a potem przekazać jakiemuś plemieniu na południu.W tych wioskach rzadko z nim rozmawiano.Im bardziej Joseph oddalał się od Tubylców z północy, którzy żyli na terenach między Domami Getfen a Ludbrek i mieli chociaż okazjonalne kontakty z Panami, tym mniej komunikatywni byli wieśniacy.Było całkowicie jasne, że dla nich jest najwyżej towarem, wędrownym szamanem, kimś, kim można handlować od wioski do wioski, w zależności od potrzeb.Nie uważali, by konieczne było wchodzenie z nim w jakąkolwiek interakcję.Czasem miał wrażenie, jakby dla nich nie istniał.Utracił w ich oczach status istoty ludzkiej, bez względu na to, kim naprawdę dla nich był.Życie pośród Tubylców na północy było nawet ciekawe, nie tylko w charakterze uciekiniera, ale obserwatora badającego zwyczaje inteligentnej i fascynującej rasy, ale to najwyraźniej należało do przeszłości.Znalazł się w jakiejś nowej sferze istnienia, gdzie zyskał status przedmiotu nieożywionego, sprzedawanego i kupowanego jak sterta futer.Była to ponura, przerażająco samotna egzystencja.Joseph nieraz budził się zalany łzami.Większość komunikacji z nim, zawsze sprowadzona do minimum, przebiegała za pomocą gestów.Coraz częściej odnosił wrażenie, że ich w ogóle nie obchodzi, czy Joseph rozumie ich język, a kiedy demonstrował im znajomość ich mowy, nie robiło to na nich wrażenia.Jego słowa padały na próżno, a potem i tak wracali do języka gestów.Poza tym traktowali go raczej dobrze, dawali mu dużo jedzenia i przyzwoitą izbę.W jednej wiosce, gdy zobaczyli, jak bardzo cierpi z powodu zimnego górskiego powietrza, przynieśli mu opończę z ciemnego futra, w którą mógł się zawinąć i pozwolili mu ją zatrzymać, gdy sprzedali go następnemu plemieniu.Problem tkwił w tym, że już nie przemieszczał się na południe.Padał deszcz, czasem śnieg, więc Joseph rzadko oglądał niebo na tyle czyste, że był w stanie określić kierunek, w którym podróżował.Miał jednak wrażenie, że przekazują go tam i z powrotem między wioskami leżącymi wzdłuż pasa wzgórz, opierając się na własnych potrzebach, a nie jego, zaś z obliczeń wynikało, że pozostaje na tej samej szerokości geograficznej.– Idę na południe – oświadczył w następnej wiosce.– Wracam do mojej rodziny na południowym kontynencie.– Najwyraźniej nie obchodziło ich, dokąd się udaje.– Rozumiecie mnie? Muszę iść na południe.– Krzyżowali ramiona, słysząc to.Rozumieli, co do nich mówi, ale byli wobec jego słów całkowicie obojętni.Taka była druga strona stoickiego podejścia Tubylców do wszystkiego.Nie czuli żadnej niechęci wobec faktu, że ktoś podbił ich planetę, ale byli też dalecy od składania hołdów.Następnego dnia wiozący go wóz wyruszył na wschód.Niemożność posuwania się do przodu była równie zła jak posuwanie się do tyłu.Joseph zrozumiał, że ten etap jego podróży, etap, kiedy próbował podróżować przez Manzę w charakterze ruchomego majątku uczynnych Tubylców, zbliża się do końca.Przestali być uczynni.Nigdy nie dotrze do Helikis, jeśli będą go przerzucać tam i z powrotem po Środkowej Manzie.Doszedł do wniosku, że powinien się uwolnić i podróżować dalej sam.Wahał się jednak przed podjęciem tego kroku.Pomysł wyruszenia w samotną podróż przez góry, w zimie, przy padającym codziennie zimnym deszczu, a czasem śniegu, trochę go przerażał.Co będzie jadł? Gdzie będzie spał? Jak uchroni się przed zamarznięciem na śmierć?Zastanawiał się także, czy nie rozjuszy w ten sposób mieszkańców z ostatniej wioski, jeśli wymknie się, zanim będą mieli okazję na nim zarobić, czy choćby odzyskać zainwestowany w krótkotrwałe posiadanie go kapitał.Czy będą go ścigać? Nigdy nie słyszał o rozzłoszczonym Tubylcu.Tubylcy z gór byli jednak zupełnie inni od tych, jakich znał z okolic Keilloran czy nizin Manzy.Mogą przyjąć jego zniknięcie co najmniej z niechęcią.Było zupełnie możliwe, że stanie się pierwszym Panem, który będzie uciekał nie tylko przed Ludem, ale i Tubylcami.Poczekam jeszcze trochę, powiedział sobie.Może zima wkrótce się skończy albo sprzedadzą mnie do jakiejś wioski na południu, lub do jakiejś na pogórzu, skąd będę mógł uciec na niziny, gdzie jest cieplej i jest nadzieja na znalezienie czegoś do jedzenia.I rzeczywiście odniósł wrażenie, że przerzucają go na południe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]