[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Imrich mocno ugrzązł między postaciami sfinksów.Przestali się więc mocować, starszy brat uklęknął nad głowami rzeźb i położył ręce na ich ramionach.Zamknął oczy pogrążony w koncentracji.Kamień pod wpływem dotyku zaczął pękać.Wtedy dopiero wyciągnęli z Palkiem poturbowanego ojca.Gdy tylko Imrich Bernáth stanął na nogach, zaczął przeklinać w swym ojczystym języku.Takich rynsztokowych wiązanek chyba nie potrafiłby składać już nikt w Koszycach.Stara szkoła! Z jego ust płynęły gładko całe zdania składające się niemal wyłącznie z wulgaryzmów.W końcu umilkł, bo gdzieś zawieruszyła się jego laska i bez pomocy synów nie był w stanie utrzymać równowagi.Z nosa i uszu ciekła mu krew, a jego prawa ręka wisiała bezwładnie wygięta pod nienaturalnym kątem.Palko mocno chwycił go pod ramię i ostrożnie skierował się w stronę schodów.–Tylko nie do tego domu! – krzyknął Imrich.– Do samochodu!Syn kiwnął głową i ruszyli w stronę eurovanu.Daniela błyskawicznie otworzyła drzwi auta, złożyła tylne siedzenia i przygotowała dla stryja prowizoryczną leżankę.–Strasznie tu śmierdzi.Jak mogliśmy to przeoczyć?! – kręciła głową stojąca niedaleko Tamara.Ze złością podparła boki zaciśniętymi w pięści rękami.–Dojdzie do siebie? – zapytałem pełen obaw i zszedłem na dół po schodach.–Dojdzie – powiedziała.– Mamy swoje sposoby.Cioteczka trzyma w przegródce termos z napojem regenerującym.To ekstrakt z suszonych liści pewnej azjatyckiej rośliny.Chińska receptura.Stryj to wypije, przez kilka godzin pokwituje, a rano będzie świeży i wypoczęty.–No, no – uśmiechnąłem się z ulgą.– Z czymś takim na rynku odnieślibyście sukces.WHO całowałoby wam stopy.–To nie takie proste.– Dziewczyna również się uśmiechnęła.– Napój sam w sobie nie jest żadną magiczną substancją.To lekarstwo, które przyspiesza proces gojenia.Podczas snu stryj musi skoncentrować się na swoim ciele i własnymi siłami naprawić wszystkie złamania, uregulować zachwianą równowagę organizmu.Ma w tym doświadczenie, możesz mi wierzyć.–Hm.Demony w posągach sfinksów… – Ostrożnie trąciłem nogą jedno z nieruchomych ciał leżących w śmiertelnym uścisku.–Dokładnie tak – zgodziła się Tamara.–Nawet nie zawracali sobie głowy obowiązkową zagadką – mruknąłem.–Po co? Dziś każdy wie, że tym, kto rano chodzi na czterech nogach, po południu na dwóch, a wieczorem na trzech, jest człowiek – zapewniła mnie i spojrzała na zegarek.– Dobra, dość gadania.Jedziemy dalej.To nie jest jedyne miejsce w tym kraju zaświnione Kazhegeldinami.– Ruszyła w kierunku mercedesa, pstrykając na Palka palcami.– Jeśli chcesz, możesz jechać z nami – zwróciła się znów do mnie.– Wciąż mamy w wozie wolne miejsce.*Eurovan ze stryjem i kilkoma innymi osobami został w posiadłości Aziza.Pozostałe samochody wyruszyły w kierunku domów zamieszkanych przez braci czarnoksiężnika i rodzinnej willi Burscha w Ulm.Ja, ponownie w towarzystwie Tamary, Palka i Pytii, jechałem do najbardziej oddalonej farmy Bandara.Na miejscu czekała nas podobna sceneria – opuszczone budynki, puste stajnie i składowiska.Za chwilę rozdzwonił się telefon Tamary.Gdzie indziej było to samo.–Do diabła! – zaklęła dziewczyna, gdy skończyła ostatnią rozmowę.Tupnęła nogą i o mały włos nie rzuciła komórką o ziemię albo w któregoś z nas.– Uchodźcy, których trzymał Bursch, też zniknęli.Co do jednego człowieka! W jaki sposób, do diaska, w ciągu dwóch dni mogło zapaść się pod ziemię tylu ludzi?!–I co teraz? – zrzedła mi mina.– Całe śledztwo zacznie się od początku?–Nie! – Tamara pokręciła stanowczo głową, aż rozwiały jej się włosy.– Nie wierzę, że Aziz zniknął na dobre! Boi się nas, ale nie ustąpi.Zbyt wiele jego przygotowań poszłoby na marne.Starał się myśleć o wszystkim: wynajął zabójców, próbował omotać resztę mojej rodziny w Danii… – wyliczała ze złością.– Kto wie, w jaki sposób się jeszcze zabezpieczył! Nie, nie zrezygnuje.Zmrużyła powieki, drżącymi rękami wystukała numer i przyłożyła telefon do ucha.–Bronek? – zapytała tonem szefowej.– Świetnie! Wiem, że wiesz, co się stało.Teraz nie ma na to czasu.Słuchasz mnie? Słuchaj! Jak najszybciej przygotuj mi mapy żył wodnych całej Badenii-Wirtembergii.Jak tylko znajdę faks w najbliższym hotelu, poślę ci jego numer.Do tej pory masz je mieć wszystkie na stole! Nie wejdą do faksu? Więc je dla mnie porozcinasz! Chcę je mieć! Zrozumiano? Uhm… Uhm, dobrze.W porządku.Nie, to nie wszystko! Jesteś w stanie dojechać? Nie owijaj w bawełnę! Jesteś? Doskonale! Jeszcze dzisiaj w nocy wsiądziesz do samolotu, przylecisz do Ulm, zakwaterujesz się w hotelu i z samego rana zaczniesz wydzwaniać do wszystkich firm w okolicy, które sprzedają, wynajmują albo używają tirów, ciężarówek, wszystkiego, co ma więcej niż cztery kółka! Od sprzedaży z dostawą do domu po kolej! Jeśli zajdzie taka potrzeba, wypożyczysz samochód i osobiście do nich pojedziesz.Tak samo skoczysz zerknąć na parking przed willą Aziza.Są na nim ślady opon.Sprawdzisz, co je zostawiło.Aha, i jeszcze coś! Niech Paulina pośle z tobą kogoś ze Stowarzyszenia.Żeby pilnował cię w dzień i w nocy.Lepiej, żeby nie spotkało cię to, co ostatnio.Jasne? Wiem, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy.Uważaj na siebie.Zabawa się skończyła, Bronku.To na razie!Złożyła telefon i odwróciła się w naszą stronę.–Z powrotem do wozu! Szybko! Co się gapicie? Nawet supermanowi nie uda się w tajemnicy przewieźć tylu rzeczy, zwierząt i ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]