[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dużo, dużo wcześniej był taki czas, kiedy zmiany przychodziły łatwiej; ostra krawędź rozłupanego kamienia podsunęła komuś myśl, żeby rozłupać kamień, by otrzymać ostrze; ktoś postanowił pocierać rozgrzany koniec laski, by zobaczyć, jak długo może jeszcze to robić.Z czasem, gdy doświadczeń przybywało, zmiany stawały się trudniejsze.Mnogość informacji przepełniała mózg, a powiększenie jego pojemności było niemożliwe; ich głowy już były zbyt duże.Kobiety z trudem rodziły dzieci.Nie mogli pozwolić sobie na to, by dalszy napływ informacji nadal powiększał im głowy.Klan żył tradycją.Najdrobniejsze detale ich życia – od narodzin do chwili, gdy byli wzywani do świata duchów – były określone przeszłością.Była to próba przetrwania, nieświadomy, nie planowany i skazany na porażkę wysiłek ochrony przed wyginięciem.Nie mogli jednak powstrzymać zmian, a obrona przed nimi oznaczała samozagładę.Przystosowywali się bardzo wolno.Wynalazki należały do rzadkości, a i tak nie zawsze były wykorzystywane.Gdy doświadczali czegoś nowego, trwało niezmiernie długo, zanim owo doświadczenie stało się udziałem wszystkich, a nawet i wtedy jakiekolwiek zmiany traktowano z niechęcią.Zbyt trudno było im się przestawić.Rasa pozbawiona możliwości wzrostu i rozwoju nie mogła już podołać wyzwaniom stawianym przez nieustannie zmieniające się warunki zewnętrzne.Przekroczyli krytyczny punkt rozwoju w niewłaściwym kierunku.Natura wydała na nich wyrok.Mog-ur siedział samotnie na otwartej równinie i przyglądał się, jak ostatnia pochodnia trzasnęła i zgasła.Pomyślał o obcej dziewczynce, którą znalazła Iza, i zaniepokoił się.Chociaż spotkał już jej ludzi, niewiele o nich wiedział, a i same spotkania też nie były przyjemne.Nie wiedział, skąd przyszli, ale odkąd się pojawili, wszystko zaczęło się zmieniać.Creb wzruszył ramionami, starannie owinął czaszkę niedźwiedzia skórą, sięgnął po laskę i pokuśtykał w stronę legowiska.3.Dziecko odwróciło się i zaczęło rzucać.–Mamo! – krzyknęło, rozpaczliwie wymachując ramionami.Po chwili krzyknęło jeszcze raz, głośniej: – Mamo!Iza przytrzymała dziecko, szepcząc coś.Ciepła bliskość ciała kobiety i kojący głos uspokoiły gorączkującą dziewczynkę.Spała nierówno, co chwilę budziła Izę rzucając się, jęcząc i coś mamrocząc.Miała dziwny głos; słowa, które wymawiała, różniły się od słów ludzi klanu – płynęły gładko, płynnie, dźwięki przechodziły jedne w drugie.Wielu z nich Iza nie była w stanie powtórzyć; jej słuch nie był na nie przygotowany.Pewna kombinacja dźwięków powtarzała się tak często, że Iza domyśliła się, iż musi ona oznaczać kogoś bliskiego dziecku.A gdy zorientowała się, że jej obecność uspokaja dziewczynkę, domyśliła się, o kogo chodziło.Musi być bardzo młoda, pomyślała Iza.Nawet nie wiedziała, jak znaleźć coś do jedzenia.Ciekawe, jak długo była sama? Co mogło stać się z jej ludźmi? Czy ma to jakiś związek z trzęsieniem ziemi? I jakim cudem wymknęła się lwu jaskiniowemu z kilkoma zaledwie zadrapaniami? Iza opatrzyła dość ran, by wiedzieć, że rany dziewczynki były zadane przez wielkiego kota.Zapewne muszą nad nią czuwać potężne duchy.Mimo pierwszych oznak brzasku dookoła panowała jeszcze ciemność.Kiedy dreszcze w końcu ustąpiły i dziecko przestało gorączkować, Iza przytuliła je mocno i dokładnie owinęła.Wkrótce potem dziewczynka przebudziła się.Zaczęła się zastanawiać, gdzie jest, lecz wciąż było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć.Uspokojona ciepłem śpiącej obok kobiety, ponownie zamknęła oczy i zapadła w spokojny sen.Kiedy niebo pojaśniało, ukazując na swym tle sylwetki drzew, Iza cicho wypełzła z futrzanego legowiska.Dołożyła do ognia i poszła do strumyka, by napełnić wodą naczynie i zebrać trochę kory wierzby.Pod drzewem zatrzymała się na moment, ścisnęła w ręku amulet i podziękowała duchom.Zawsze była im głęboko wdzięczna za wierzbę – za jej wszechobecność i właściwości przeciwbólowe.Nie mogła spamiętać, ile to już razy zbierała korę na wywar, który miał uśmierzyć czyjeś cierpienie.Znała silniejsze środki przeciwbólowe, lecz one ograniczały sprawność pozostałych zmysłów.Wierzba działała jedynie na ból, obniżając zarazem gorączkę.Kilkoro innych ludzi zaczęło się krzątać, gdy Iza usiadła zgarbiona przy ogniu, wkładając gorące kamienie do naczynia z wodą, w której pływały kawałki kory.Kiedy wywar był gotowy, zaniosła go do legowiska, ostrożnie postawiła w małym dołku w ziemi, a sama na powrót położyła się obok dziewczynki.Obserwowała śpiące dziecko.Zauważyła, że mała oddychała już normalnie.Izę wciąż zastanawiała jej niezwykła twarz.Poparzenia słoneczne na jej ciele zamieniły się w opaleniznę, z wyjątkiem łuszczącego się kawałka skóry na małym nosie.Iza widziała kiedyś jej ludzi, ale z daleka.Kobiety klanu zawsze uciekały i chowały się przed nimi.Podczas Zgromadzeń Klanu opowiadano o różnych nieprzyjemnych incydentach w czasie przypadkowych spotkań z Innymi.Unikano ich, jeżeli to było możliwe.Dotyczyło to zwłaszcza kobiet.Jej własne doświadczenie nie było takie złe.Iza pamiętała rozmowę z Crebem o mężczyźnie, który kiedyś zabłądził do ich jaskini.Miał złamaną rękę i wył z bólu.Nauczył się trochę ich języka, ale zachowywał się dziwnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]