[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za piętnaście minut miał przyjechać jego pociąg.Wyładują się z niego żołnierze i tłum ruszy do wagonów.Jemu, jako urzędnikowi państwowemu, przysługiwało miejsce siedzące, za co był wyjątkowo wdzięczny losowi.Kiedy sobie usiądzie, będzie mógł wreszcie odpocząć.Podróż do Wuhu potrwa dwie godziny, a tam przesiądzie się na pociąg do Nankinu, gdzie zatrzyma się w hotelu Xuanwu, zgodnie z planem.Nabierze sił i zacznie powoli napawać się świadomością swego czynu, poczuciem odpłaty wobec znienawidzonej totalitarnej władzy, która wiele lat temu zabiła mu ojca i obrabowała z dzieciństwa.I ciesząc się tymi odczuciami, oczekiwać będzie rozkazu, który skieruje go do następnego celu.105Bellagio.Sztab Gruppo Cardinale, Villa Lorenzi.Środa, 15 lipca; 6.50Roscani, bez marynarki i w rozpiętej koszuli, rozejrzałsię po wielkiej sali balowej.Pracowali w tej chwili nieliczni członkowie ekipy.O północy, w obliczu braku jakichkolwiek postępów akcji, odesłał większość ludzi, by się przespali na rozstawionych piętro wyżej łóżkach polowych, dostarczonych przez armię.Część ekipy była jednak w terenie.Castelletti wyleciał helikopterem już o pierwszym brzasku, a Scala wyruszył jeszcze wcześniej z powrotem do jaskini.Nie przekonany, że ją dość dokładnie przeszukali, chciał to zrobić jeszcze raz, przy pomocy dwóch ludzi z psami.Około drugiej Roscani przeprowadził ostatnią rozmowę telefoniczną, prosząc o przysłanie jeszcze ośmiu setek żołnierzy.Potem też się położył.O trzeciej piętnaście wstał, wziąłprysznic i włożył to samo ubranie, które nosił już od dwóch dni.O czwartej doszedł do wniosku, że trzeba skończyć z tą udręką.O szóstej rano lokalne radio i telewizja podały pierwszy komunikat, który odczytano także podczas porannych mszy w kościołach.Dokładnie za dwie godziny, punkt ósmarano,wojskorozpoczniewielkąoperacjęprzeszukiwania całego rejonu Bellagio, sprawdzając wszystkie domostwa.Przesłanie było proste: zbiegowie musieli się gdzieś ukryć, na pewno zostaną złapani, a każdy, kto udzielił im schronienia, uznany będzie za ich wspólnika i stosownie do tego osądzony.Posunięcie Roscaniego było czymś więcej niż groźbą; było manewrem obliczonym na skłonienie uciekinierów do opuszczenia kryjówki przed wyznaczoną godziną.Dlatego policjanci i żołnierze uczestniczący w akcji zostali rozmieszczeni na pozycjach pół godziny przed jej ogłoszeniem.Czuwali teraz w absolutnym milczeniu, w nadziei, że ich zwierzyna wreszcie wychynie z ukrycia i rzuci się do ucieczki.6.57Roscani spojrzał na rokokowy zegar Erosa Barbu, wiszący ponad milczącą estradą dla orkiestry, a potem powiódł wzrokiem po ludziach siedzących przed komputerami i telefonami, przesiewających informacje i koordynujących działania Gruppo Cardinale w terenie.Wkońcu pociągnął łyk zimnej, słodkiej kawy i wyszedł na dwór, omiatając jeszcze raz spojrzeniem bogaty wystrój sali.Jezioro Como było spokojne, powietrze nieruchome.Idąc ku brzegowi, Roscani obejrzał się na imponującą budowlę.Jak można było mieszkać w takim miejscu, jak można było żyć w taki sposób jak Eros Barbu? Nie mieściło się to w głowie, szczególnie w głowie policjanta.Mimo to próbował sobie wyobrazić, co już czynił wcześniej, jak by to było, być częścią takiego świata.Być zapraszanym tutaj na tańce przy grającej na żywo orkiestrze i kto wie, uśmiechnął się, może nawet mieć w sobie odrobinę dekadencji?Kiedy znalazł się na żwirowej plaży, rozmyślania te ustąpiły miejsca innym.Wrócił znów myślą do dossier Interpolu, z którego nie zdołał się dowiedzieć niczego o swoim blondynie ze szpikulcem do lodu i brzytwą.Niemal równocześnie uderzył go w nozdrza ciężki zapach dzikich kwiatów.Była to woń raczej natarczywa niż przyjemna i w jednej chwili Roscani sięgnął pamięcią cztery lata wstecz, kiedy przydzielono go tymczasowo do wydziału zwalczania mafii w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.Rozpracowywaliserięmafijnychmorderstw na Sycylii.Znalazł się wtedy na polu w pobliżu Palermo, oglądając wraz z innymi śledczymi zwłoki rolnika, wrzucone twarzą w dół do rowu melioracyjnego.Był taki sam wczesny ranek i w tak samo nieruchomym, choć rześkim powietrzu roznosiła się kąśliwa woń dzikich kwiatów, dominująca nad innymi doznaniami.Kiedy odwrócili ciało i ujrzeli, że gardło ofiary zostało poderżnięte od ucha do ucha, wszyscy zgodnym chórem wykrzyknęli jedno nazwisko.Wiedzieli bowiem od razu, kim był zabójca; – Thomas Kind –powiedział Roscani na głos i od stóp aż po czubek głowy przeszedł go dreszcz.Thomas Kind.W ogóle o nim nie pomyślał [ Pobierz całość w formacie PDF ]