[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo i prawda: jakże wszystko jest nęcące, ileż uroku nabiera świat, kiedy jego mechanizm zostaje nakręcony, a on wiruje niczym karuzela! Ileż odsłania się rzeczy! Palące słońce skradało się ku rogowi szyby i nagle rozjarzyło żółtą ławkę.Kiepsko uprasowany cień wagonu pędził szaleńczo po trawiastym zboczu, gdzie kwiaty zlewały się w barwne smugi.Oto szlaban: czeka przy nim rowerzysta, wspierając się jedną stopą o ziemię.Drzewa pojawiały się grupami i pojedynczo, obracały się obojętnie i płynnie, demonstrując modne fasony.Ciemnobłękitna wilgoć parowu.Wspominanie miłości przebranej za łąkę.Pierzaste obłoki niczym psy gończe nieba.Zawsze zdumiewaliśmy się obaj przerażającej duszę anonimowości wszystkich elementów pejzażu, temu, że nie sposób się nigdy dowiedzieć, dokąd prowadzi tamta oto dróżka - a jakże nęcąca jest ta głusza! Zdarzało się, że na odległym stoku albo w prześwicie lasu pojawiało się i jakby na mgnienie zamierało, niczym wstrzymane w piersi powietrze, miejsce tak czarowne - polanka, taras - stanowiące tak pełne uosobienie czułej, przychylnej piękności, że należałoby, zda się, zatrzymać pociąg i - tam, na zawsze, ku tobie moja miłości.już jednak szaleńczo pomknęły, wirując w słonecznej kipieli, tysiące bukowych pni i znowu przegapiłem szczęście.Na postojach Wasilij Iwanowicz spoglądał niekiedy na połączenia jakichś nic zupełnie niewartych przedmiotów - plamę na peronie, pestkę wiśni, niedopałek - i mówił sam do siebie, że nigdy przenigdy nie zapamięta i nie przypomni sobie już więcej tych trzech drobiazgów w takim właśnie wzajemnym układzie, ornamentu, który jednak dostrzega w tej chwili z wyrazistością równą nieśmiertelności; albo też, spoglądając na gromadkę dzieci czekających na pociąg, usiłował z całych sił wypatrzeć bodaj jeden niezwykły los, przybierający kształt skrzypiec albo korony, śmigła albo liry - i w swoim zapatrzeniu dochodził do tego, że cała ta grupa wiejskich uczniów stawała się dla niego starą fotografią, odtworzoną teraz z białym krzyżykiem nad twarzą stojącego na skraju chłopca, objawiającą dzieciństwo bohatera.Spoglądać w okno można było jednak tylko urywkiem.Wszystkim rozdano, w imieniu towarzystwa wycieczkowego, arkusiki z nutami i wierszem:.Rzuć daremne niepokoje,Kij weź w rękę i skroś niwyDrogą idź i dziel te znojeZ gromadą ludzi poczciwych.Przez ojczyste piękne stronyZ gromadą ludzi poczciwych,Nie w samotności zlęknionej,Niech szczeźnie smutek fałszywy.Kilometr po kilometrze,Mi-do-re - brzmi śpiew szczęśliwy.W promieniach słońca na wietrzeW gromadzie ludzi poczciwych.Należało śpiewać to chórem.Wasilij Iwanowicz, który kiepsko wymawiał niemieckie słowa, a co dopiero śpiewał, korzystając z bezładnego ryku złączonych głosów tylko otwierał usta i lekko się kołysał, jakby śpiewał naprawdę - przywódca jednakże, na znak usłużnego Schramma, nagle ostro wstrzymał wspólny śpiew i wpatrzywszy się w Wasilija Iwanowicza podejrzliwie przymrużonymi oczami, zażądał, aby ten zaśpiewał solo.Wasilij Iwanowicz odchrząknął, nieśmiało zaintonował i gdy po chwili jego samotnej męki wszyscy podjęli śpiew, nie śmiał się już z niego wyłączyć.Miał z sobą ulubionego ogórka z rosyjskiego sklepiku, bułkę i trzy jajka.Gdy zapadł wieczór i do brudnego, rozchwianego, ogłuszonego własnym łoskotem wagonu weszło w całości niskie, jaskrawoczerwone słońce, zaproponowano wszystkim, by wyłożyli swoje podróżne zapasy, żeby można je było równo podzielić - zadanie tym łatwiejsze, że wszyscy, oprócz Wasilija Iwanowicza, mieli z sobą to samo.Ogórek rozśmieszył wszystkich, uznano go za niejadalny i wyrzucono przez okno.Wasilij Iwanowicz, ze względu na to, że wniósł niepełny wkład, otrzymał mniejszą porcję kiełbasy.Zmuszano go do gry w skata, tarmoszono, wypytywano, sprawdzano, czy potrafi wskazać na mapie trasę ich podróży, słowem: zajmowali się nim wszyscy - najpierw dobrodusznie, potem, w miarę jak zapadały ciemności, coraz groźniej.Każda z panien miała na imię Greta, ruda wdowa podobna była na swój sposób do koguta - przewodnika.Schramm, Schultz i drugi Schultz, urzędnik pocztowy z żoną wszyscy stopniowo zespalali się, zrastali, tworząc jedną, spojoną, miękką, wieloręką istotę, przed którą nie było ucieczki.Owa istota oblegała go ze wszystkich stron.Naraz jednak, na jakiejś stacji, wszyscy powysiadali, a działo się to już w ciemnościach, choć na zachodzie trwał jeszcze niezmiernie długi, niezwykłej różowości obłok, a nieco dalej, na torach, przenikając przez powolny dym parowozu, niczym drżąca gwiazda, przenikając duszę świeciła, latarnia, w mroku zaś grały świerszcze i pachniało skądś jaśminem i sianem.O moja miłości!Zanocowali w koślawej traktierni.Stara pluskwa jest przerażająca, jednakże ruch jedwabistej powłoki ma w sobie pewien wdzięk.Urzędnika pocztowego rozdzielono z żoną, którą ulokowano z rudą, a jego ofiarowano na noc Wasilijowi Iwanowiczowi.Łóżka zajmowały cały pokój.Od góry pierzyna, od dołu nocnik.Urzędnik oznajmił, że jakoś nie chce mu się spać i zaczął nieco bardziej szczegółowo niż w pociągu opowiadać o swoich rosyjskich wrażeniach.Był to uparty i rzeczowy potwór w aresztanckich kalesonach, miał perłowo połyskujące paznokcie, brudne stopy i między tłustymi piersiami niedźwiedzie kudły.Po suficie, zderzając się z własnym cieniem, miotała się ćma.- W Carycynie - mówił urzędnik - istnieją teraz trzy szkoły: niemiecka, czeska i chińska.Tak przynajmniej twierdzi mój zięć, który jeździł tam budować traktory.Następnego dnia od wczesnego ranka do piątej po południu wzbijali kurz na szosie, leniwie przechodzącej ze wzgórza na wzgórze, potem zaś ruszyli zieloną drogą przez gęsty bór.Wasilijowi Iwanowiczowi, ponieważ był najmniej obładowany, kazano nieść pod pachą ogromny, okrągły bochenek chleba.Jakże cię nienawidzę, o powszedni! A jednak jego drogocenne, doświadczone oczy dostrzegały wszystko, co należało.Na tle sosnowej czerni, na niewidzialnej pajęczynie wisi pionowo sucha szpilka.Znowu wpakowali się do pociągu i znów w małym, nie rozdzielonym na przedziały wagonie zrobiło się pusto.Młodszy Schultz zaczął uczyć Wasilija Iwanowicza grać na mandolinie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]