[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–O cóż to idzie?–Widziałeś pułkownika, jak on to leży?–Widziałem, leży zwyczajnie, jak nieboszczyk.–E, czy to o to chodzi? Ale powiedz, czy on to wygląda jak pułkownik?–No, jużcić my wszyscy wiemy, że on był pułkownikiem.–Ale powiedz, gdybyś go gdzie spotkał tak, jak tam leży, czybyś mu oddał pokłon?–No, jakże bym nie miał oddać, gdybym go poznał.–Tak, skłoniłbyś mu się czapką do nóg jak cham, a nie na tempa, czapką do boku, zrobiwszy front, tak jako prawowierny wiarus.–No, boć już nie był pułkownikiem ani ja kapralem.–Otóż to widzisz, tak samo by i na tamtym świecie mówili, gdyby go w tych sukniach widzieli, w których go na wędrówkę wyprawili.–E, co ty tam znowu pleciesz o sukniach na tamtym świecie, a czyś nie widział na tym obrazie w kościele, co to na nim udany sąd ostateczny, tam wszystkie dusze bez sukien z grobów wstają.–Co ten znowu ze sądem ostatecznym, to będzie pospolite ruszenie, na którym się wszyscy stawimy, ale teraz idzie tylko o pułkownika, który już wymaszerował; jak on się tam pokaże między swoimi, a wiesz przecież, że tam ma dużo znajomych, bo prawie cały jego pułk już jest na tamtym świecie; kto by go teraz poznał z oficerów i żołnierzy w tym czarnym fraku, bez żadnych znaków?–Ale, to prawda; no, cóż tu robić?–Co robić? Już zrobiłem, co trzeba było; wtroczyłem mu mundur do tornistra, i naprzód marsz.–Ja tam żadnego tornistra nie widziałem, toć go pułkownik nigdy nie nosił.–A niech cię kule biją, jaka z ciebie ciasna głowa; kiedy mówię, żem wtroczył do tornistra, to się ma znaczyć, żem mundur włożył do trumny; bo teraz – dodał smutno – te kilka desek zbitych są jego domem, jego całym majątkiem, tak jak tornister grenadiera, który w marsz wychodzi; a on już wymaszerował, i to na zawsze.Rozczulił się stary Paweł na te ostatnie słowa, złożył ręce, smutno kiwnął głową i zamilkł; i kowal, dawny kolega, milczał także, ponuro przed siebie poglądając; bo smutne wspomnienie lat ubiegłych i przykre wrażenie chwili obecnej zamknęły im usta.Po chwili przerwał Paweł milczenie.–Ale nie dosyć na tym, że ma mundur pod poduszką, bo widzisz – dodał, skazując na niebo – jak tam na niego zawołają: baczność! To może nie będzie czasu przebrać się, więc by bezpieczniej było wdziać tu na ziemi ten mundur na niego, aby był gotów stawić się w nim na paradę na tamtym świecie.–Zapewnie, to pójdźmy i przebierzmy go.–Tak, albo to dadzą; po prostu nie można, ale trzeba ich zażyć z mańki; słyszysz, jak tu przyjdą ci tam z góry, to trzeba będzie z nimi pogadać: ja z jednymi, a ty z drugimi.Jak już przyjdzie do tego, że będą mieli zabijać trumnę, damy znać kolegom, aby weszli w ścieśnionej kolumnie do izby, tak, iżby ją zapchali i drzwi przed ludźmi zasłonili, a ja tymczasem dobędę mundur i przy waszej pomocy ustroję w niego pułkownika.Słyszałeś? Rozumiałeś?Kowal kiwnął głową i oba obrócili się ku stronie, skąd ich głuchy szmer dochodził.*Zza węgła narożnego domu okazało się najprzód dwóch, potem czterech, dalej sześciu, ośmiu i więcej parami idących żołnierzy; szli w szyku i krok utrzymać usiłowali, ale uderzające o bruk szczudła wskazywały, dlaczego krok ten był chwiejący się i nierówny; a w końcu za wszystkimi kilka par, które ani kroku, ani szyku utrzymać nie mogły, bo w każdej parze niewidomy wspierał na kulach postępującego, a chromy ociemniałego prowadził.Były to ostatnie szczątki tego wojska polskiego, które od pół wieku po wszystkich krańcach ziemi dobijało się bezowocnej chwały walczenia za naród na zagładę skazany.Byli to ocaleni z ogólnego rozbicia narodowego żołnierze różnej broni, którzy ostatnie dni życia i poświęcenia w kalectwie i osieroceniu pędzili, pozazdroszcząc towarzyszom broni wśród odurzenia boju i chwały na polu bitwy poległym [ Pobierz całość w formacie PDF ]