[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Występuje tu moment szacunku dla praw natury, dla zdolności zapłodnienia, którego nie chce się brutalnie, sztucznie niszczyć.Akt płciowy awansuje wtedy do rangi wspaniałego misterium obdarzonego i tajemniczą mocą i tym misterium pozostaje również i wtedy, ! gdy nie korzysta się z jego życiotwórczej siły.Natomiast sztuczne niszczenie tej siły, by korzystać ze zbliżeń, gdy się tylko „ma na to ochotę", jest właściwie degradacją aktu — łatwo może on wtedy spaść do roli małżeńskiej ; zabawy we dwoje, gdzie miłość nie odgrywa żadnej roli.A kobieta, obarczona całym ryzykiem antykoncepcji, łatwo może poczuć się narzędziem, które musi służyć wszelkim zachciankom partnera, bez prawa do żadnych wyrzeczeń i względów z jego strony.Niektórzy seksuolodzy podkreślają, że antykoncepcja, rozrywając więż między miłością a płodzeniem, powoduje, że stosujące ją pary małżeńskie w ogóle „tracą z oczu" płodność i dlatego bardzo ograniczają liczbę dzieci.Wydaje się, że sprawa wygląda nieco inaczej.Małżeństwa takie nie zapominają o płodności, lecz uważają ją za coś ujemnego, za wroga.przed którym stale trzeba się mieć na baczności.Można leż przypuszczać, że antykoncepcja działa w kierunku podkopania małżeńskiej więzi właśnie z powodu utraty szacunku dla tajemnicy życia i płodności, a także z powodu utraty zrozumienia i zdolności do ascezy.Małżonkowie nie dźwigają się razem na wyższy poziom moralny, lecz pogrążają się w he-donizmie, co zresztą w większym stopniu dotyczy mężczyzny.W rezultacie ich wzajemny szacunek, zaufanie i więź duchowa osłabia się.Może to, zwłaszcza u kobiety, prowadzić do obaw o trwałość związku i niechęci do dawania życia następnym dzieciom.I trudno się dziwić.Mężczyzna, który w małżeństwie nie jest zdolny do krótkotrwałych okresów wstrzemięźliwości, nie daje gwarancji, że oprze się pozamał-żeńskim pokusom, a nawet pokusie odejścia z inną kobietą.Przez odrzucenie ascezy, pogrążanie się w hedonizmie, wyniesienie własnej egoistycznej przyjemności ponad wszystko wybitnie osłabia się ofiarność i zdolność do wyrzeczeń, która jest przecież konieczna przy decyzji na jeszcze jedno dziecko.Chyba właśnie dlatego łatwiej przychodzi to małżonkom, którzy odrzucają antykoncepcję, uznając tylko naturalną regulację poczęć — takie podejście do życia małżeńskiego już w pewnej mierze świadczy o zdolności do ascezy i do ofiarności, a wspólne życie w takim małżeństwie jeszcze te walory umacnia.To jedno.Ale jest jeszcze i drugi moment, chyba dość ważny.Małżonkowie, którzy płodność uważają za sacrum, również na dziecko patrzą inaczej.Nie jak na niepożądany „produkt uboczny", lecz jak na cenny owoc miłości.A tego, co cenne, chce się mieć więcej — to zrozumiałe.Naturalnie i tacy małżonkowie ulegają powszechnej presji obawy o warunki — zaufać Bogu nie jest łatwo — ale też jeśli warunki choć w pewnej mierze pozwalają, chętnie przyjmują nowe dziecko i nawet je planują.Powyższe uwagi dotyczą głównie ludzi związanych z religijnym światopoglądem.Ale i do niewierzących powinna przemawiać słuszność przesłanek opartych na właściwym człowiekowi prawie moralnym.Oczywiście można też i naturalną metodę regulacji poczęć wyzyskiwać dla małżeńskiej „zabawy w miłość", stosując Ją z kategorycznie negatywnym nastawieniem do płodności i z obawy przed ryzykiem antykoncepcji.Wstrzemięźliwość w okresach płodnych nie będzie wtedy uszlachetniającą asce-zą, lecz przykrą koniecznością.Ocena moralna wstrzemięźliwości zależy od tego, czy umie się na życie ludzkie spojrzeć jako na świętość — wtedy miłość małżeńska staje się czymś bardzo wielkim: życiotwórczym sakramentem.Rozważając sprawę dopuszczalności i godziwości metody naturalnej regulacji poczęć Karol Wojtyła zajmuje się etyczną analizą tego problemu.Autor podkreśla, że człowiek posiada rozum nie po to, by mógł wyliczać i osiągać maksimum przyjemności w swym życiu, ale po to, by mógł poznać prawdę obiektywną oraz wynikające z niej normy i według nich żyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]